niedziela, 30 stycznia 2011

Spotkania polsko-litewskie...na parkiecie

Rozlosowano grupy Mistrzostw Europy w koszykówce, które odbędą się w tym roku na Litwie. W czempionacie będzie także uczestniczyć reprezentacja Polski. Los zdecydował, że biało-czerwoni rywalizować będą z gospodarzami Mistrzostw. Nie trzeba przypominać, że Litwini to niezwykle wymagający przeciwnik. Od lat należą do światowej czołówki, a koszykówka ma na Litwie status sportu narodowego, nazywanego nieraz nawet "religią". Najnowsze polityczno-społeczne niuanse stosunków polsko-litewskich dopisują dodatkowy kontekst do rywalizacji sportowej, ale miejmy nadzieję, że spotkanie koszykarzy obu drużyn wolne będzie od politycznych podtekstów. Trzeba dodać, że Polacy trafili do bardzo silnej grupy: obok Litwinów znaleźli się w niej także Turcy, Hiszpanie i Brytyjczycy, a brakujące miejsce uzupełni drużyna z eliminacji. Dziennikarze już zdążyli ochrzcić tę grupę mianem "grupy śmierci". Sami Litwini na pewno będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony nie tylko jako uczestnicy, ale też jako organizatorzy tej imprezy. Mistrzostwa ruszają 31 sierpnia. Polscy fani koszykówki bez wątpienia skorzystają z okazji by osobiście udać się na turniej. Więcej informacji na oficjalnej stronie Mistrzostw.

czwartek, 20 stycznia 2011

O Bałtach w "Polityce"

Tematyka krajów bałtyckich nieczęsto gości na łamach tygodnika "Polityka". Ale od początku tego roku ukazały się już interesujące artykuły poświęcone odpowiednio: Łotwie, Litwie i Estonii.

W numerze noworocznym dr Monika Michaliszyn, znawczyni problematyki łotewskiej, kreśli polityczny portret premiera Łotwy w artykule pt. "Valdis Dombrovskis. Łotewski Balcerowicz". Szef łotewskiego rządu zdecydował się na drastyczne reformy, by wyprowadzić kraj z kryzysu. Ryzykował swą polityczną pozycję, ale z próby wyborczej wyszedł zwycięsko. Zjednoczona wokół rządu Dombrovskisa koalicja "Jedność" zwyciężyła w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych i premier zachował swoje stanowisko. Zainteresowanych sprawami łotewskimi odsyłam do lektury tekstu dr Michaliszyn, jak również do zaprzyjaźnionego bloga Tomasza Otockiego, na którym tematy te zostały opisane bardzo szczegółowo.

Artykuł dr Piotra Osęki (nr 3) pt. "Krzyk z wieży" poświęcony jest wydarzeniom, które miały miejsce w Wilnie w styczniu 1991 r., a których 20-tą rocznicę Litwini obchodzili w ubiegłym tygodniu. Radziecka interwencja wojskowa i śmierć kilkanaściorga obrońców wieży telewizyjnej to jedno z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Litwy, być może nawet ważniejsze niż sama deklaracja niepodległości ogłoszona niecały rok wcześniej. To właśnie wtedy Litwini pokazali swą determinację i gotowość obrony swego państwa. Przy okazji: artykuł Piotra Osęki jest przykładem bardzo dobrze napisanego tekstu popularnonaukowego, stanowiącego świetne wprowadzenie w tematykę litewską dla mniej wtajemniczonych czytelników.

Problem mniejszości rosyjskojęzycznej w Estonii porusza tekst Wojciecha Nowickiego "Szare paszporty" zamieszczony w nr 4. Nie ma go w wersji elektronicznej, dlatego polecam jego lekturę w formie papierowej. Tym bardziej, że artykułowi towarzyszą zdjęcia młodych estońskich Rosjan będące częścią projektu Łukasza Trzcińskiego pod nazwą "Nowa Europa".

PS. Uprzedzam ewentualne uwagi dotyczące tytułu notki. Oczywiście Bałtami w etnograficznym tego słowa znaczeniu są Litwini i Łotysze, a Estończycy to lud ugrofiński. Ponieważ jednak Estonię zaliczamy do krajów bałtyckich, pozwoliłem sobie na to drobne uproszczenie. Fachowców proszę o łaskawe przymknięcie na to oka.

PS2: Udostępniam elektroniczną wersję artykułu Wojciecha Nowickiego, która ukazała się na stronach "Polityki".

wtorek, 18 stycznia 2011

Czy rząd Kubiliusa przetrwa do końca kadencji?

Wiele już napisano o tym, że urzędujący gabinet Andriusa Kubiliusa od dawna lokuje się w dołach rankingów zaufania społecznego. Co raz pojawiają się spekulacje, czy oparty o wątłą większość w Sejmie rząd niepopularnego premiera dotrwa do końca kadencji (czyli do 2012 r.). Być może nie uda mu się nawet przetrwać do końca tego roku.

Czy zmieni się układ koalicyjny? Raczej nie. Nie widać alternatywy dla istniejącej koalicji centroprawicowej z udziałem Związku Ojczyzny-Chrześcijańskich Demokratów (TS-LKD), Związku Liberalno-Centrowego (LiCS), Ruchu Liberalnego (LRLS) oraz Partii Wskrzeszenia Narodowego (TPP). Ta ostatnia ponad dwa lata temu była drugą siłą na litewskiej scenie politycznej, zdobyła ponad 15 % głosów w wyborach parlamentarnych i 16 mandatów w Sejmie, obsadzała stanowisko przewodniczącego parlamentu. Jednak wkrótce potem rozpoczął się rozpad partii, a jej lider, pełniący funkcję przewodniczącego Sejmu został odwołany w atmosferze skandalu. Dziś TPP istnieje już chyba tylko na papierze. Jej posłowie przyłączyli się do innych frakcji, a ci którzy pozostali zasiadają teraz we wspólnym klubie parlamentarnym z posłami LiCS. Mimo tych zawirowań koalicja i rząd trwają. W gabinecie zdążyło się już zmienić pięciu ministrów. O ile odejście szefa resortu finansów, Algirdasa Šemety, odbyło się bez zgrzytów - został członkiem Komisji Europejskiej - o tyle już dymisje np. szefa dyplomacji Vygaudasa Ušackasa czy ministra zdrowia Algisa Čaplikasa miały charakter pewnego wstrząsu politycznego.

Egzotyczna koalicja

Wróćmy jednak do pytania o alternatywę. Potencjalna nowa koalicja musiała by liczyć więcej niż cztery ugrupowania, byłaby więc układem jeszcze mniej stabilnym niż obecny. Pojawiają się co prawda sygnały o możliwej współpracy Partii Socjaldemokratycznej (LSDP), Partii Pracy (DP) oraz Porządku i Sprawiedliwości (TiT, do jej frakcji należy trzech posłów Akcji Wyborczej Polaków na Litwie), ale i tak sojusz tych trzech ugrupowań to jeszcze za mało by sformować rząd. Opozycja musiałaby sobie dobierać koalicjantów wśród partii, które obecnie wspierają Kubiliusa. Byłaby to koalicja aż nadto egzotyczna, choć w ostatnich latach w litewskiej polityce nie brakowało i egzotyki. Wydaje się jednak, że w obecnej chwili partie opozycyjne dzieli zbyt wiele. Ale już sondaże poparcia dla partii pokazują, że po następnych wyborach to właśnie te ugrupowania prawdopodobnie będą tworzyć nowy rząd. Związek Ojczyzny traci bowiem coraz więcej wyborców. Z kolei opozycja nie traci okazji by krytykować rząd, kiedy i gdzie tylko to możliwe.

Powrót Paksasa

Obserwatorzy sceny politycznej zwracają uwagę, że Porządek i Sprawiedliwość może próbować budować pozycję polityczną na niedawnym orzeczeniu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie byłego prezydenta Rolandasa Paksasa, lidera TiT. Jak pamiętamy Paksas stracił stanowisko w drodze procedury impeachmentu. W następstwie zmiany ordynacji wyborczej, której litewski Sejm dokonał wkrótce po przeprowadzeniu procedury odsunięcia Paksasa, były prezydent stracił możliwość ubiegania się o mandat posła. Rozpatrując skargę Paksasa ETPCz uznał, że takie rozwiązanie stanowi naruszenie prawa do wolnych wyborów. Wobec tego prawo litewskie musi być zmienione. Paksas nie raz dowodził przed wyborcami, że stał się ofiarą politycznej zemsty swoich przeciwników. Od dawna próbuje budować swoją pozycję na poczuciu krzywdy. Należy do tego grona polityków litewskich, którzy nie raz z impetem wkraczali na scenę polityczną, równie głośno z niej wypadali (lub byli wyrzucani), by potem raz za razem wracać - był dwukrotnie merem Wilna, również dwukrotnie premierem, a następnie prezydentem. Pozbawiony możliwości ponownego kandydowania na urząd głowy państwa i do parlamentu, znalazł najpierw miejsce w wileńskim samorządzie, a od 2009 r. zasiada w Parlamencie Europejskim. Po orzeczeniu ETPCz znów mówi się o jego powrocie do wielkiej polityki.

Byli premierzy nie schodzą ze sceny

Porządek i Sprawiedliwość to partia Paksasa, jej siła i pozycja to Paksas. Partii budowanych wokół przywódców na Litwie jest wiele. Po trosze przypominają one zakony, a złośliwi powiedzieliby sekty. Taki mechanizm tworzenia partii politycznych na Litwie jest wciąż obecny. Kilkanaście miesięcy temu swoich zwolenników zjednoczyła była premier Kazimiera Prunskienė, tworząc Partię Ludową. Zjazd założycielski odbywał się w atmosferze podejrzeń o zbyt bliskie związki z Rosją. Zresztą do Prunskienė już dawno przylgnęła opinia polityka prorosyjskiego. Jednak jej ugrupowanie jest nieobecne w parlamencie i raczej nie należy oczekiwać, że była premier odegra jeszcze większą rolę w litewskiej polityce. W Sejmie obecna jest natomiast Partia Chrześcijańska innego byłego szefa rządu Gediminasa Vagnoriusa (choć sam Vagnorius w Sejmie nie zasiada). Swego czasu był członkiem Związku Ojczyzny ale pod koniec lat 90. odszedł z partii skonfliktowany z jej kierownictwem, m. in. z Kubiliusem. Odtąd Vagnorius próbował realizować własne projekty polityczne, ostatnio właśnie Partię Chrześcijańską. Na początku tego roku pojawiły się głosy o możliwości wejścia ugrupowania Vagnoriusa do koalicji rządowej. Jednak na drodze do współpracy Partii Chrześcijańskiej ze Związkiem Ojczyzny stoją spory personalne - Vagnorius nie ma najmniejszej ochoty współdziałać z Kubiliusem.

"Przyjacielski ostrzał"

Nie tylko opozycja może zagrażać Kubiliusowi. Być może jeszcze większe zagrożenie tkwi w szeregach jego własnego ugrupowania. Podczas gdy premier traci coraz bardziej w oczach opinii publicznej, wysokie pozycje w rankingach zaufania i popularności zajmuje przewodnicząca Sejmu Irena Degutienė, która na tym stanowisku zastąpiła skompromitowanego Arūnasa Valinskasa z TPP. W ubiegłych latach miała już okazję pełnić obowiązki szefa rządu. Choć należy do tego samego ugrupowania co Kubilius, to nieraz zdarza się jej krytykować poczynia premiera i jego rządu. Czy jako surowy recenzent będzie chciała w najbliższej przyszłości "obalić" swojego partyjnego kolegę? Wydaje się, że w warunkach społeczno-gospodarczych dalekich od prosperity, przy stale utrzymującym się pesymizmie obywateli Litwy, niekończącej się fali emigracji, objęcie funkcji premiera jest nazbyt ryzykowne. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Degutienė dotrwa do końca kadencji na stanowisku przewodniczącej parlamentu, a po wyborach przejmie kierownictwo w partii.

Recenzje z pałacu prezydenckiego

Premier musi się też mierzyć z jeszcze bardziej surowym krytykiem, który dodatkowo trzyma w rękach narzędzia wpływu i nacisku o wiele mocniejsze niż opozycja. Dodatkowo ma za sobą poparcie społeczeństwa. To prezydent Dalia Grybauskaitė. Co prawda, w ostatnim czasie jej autorytet został nadszarpnięty nazbyt kurtuazyjnymi gestami pod adresem Alaksandra Łukaszenki czy innymi wpadkami na forum międzynarodowym (krytyka amerykańsko-rosyjskiego porozumienia START), ale nie aż tak, aby stracić zaufanie Litwinów. Jako osobę bezpartyjną nie obowiązuje ją żadna partyjna dyscyplina czy lojalność, dlatego też znacznie surowiej niż choćby Irena Degutienė ocenia politykę Kubiliusa i jego ministrów. Krytyka ze strony pani prezydent doprowadziła już do dymisji ministra spraw zagranicznych Vygaudasa Ušackasa. Ostatnio Grybauskaitė na cel wzięła sobie ministra środowiska Gediminasa Kazlauskasa, twierdząc że jego obecność w rządzie ma na celu jedynie zaspokojenie koalicjanta (Kazlauskas pełni funkcję z rekomendacji TPP). Kazlauskas, zdaniem Grybauskaitė, okazał się zwłaszcza nieudolny w kwestii wykorzystywania środków unijnych. Los Ušackasa, który pożegnał się ze stanowiskiem ministra po "utracie zaufania" głowy państwa, może wróżyć równie nieciekawą przyszłość Kazlauskasowi.

Rząd do wymiany

Najbliższych miesięcy na stanowiskach ministerialnych mogą nie przetrwać także szefowie resortów energetyki i gospodarki. Pierwszy, Arvydas Sekmokas obarczany jest przez opozycję odpowiedzialnością za niepowodzenia w realizacji projektu budowy nowej elektrowni atomowej na Litwie. Przetarg, który miał wyłonić realizatora inwestycji zakończył się fiaskiem. Opozycja rozpoczęła zbieranie podpisów pod wnioskiem o wotum nieufności wobec Sekmokasa. W tym samym czasie przewodniczący frakcji "paksasowców" i socjaldemokratów zaatakowali ministra gospodarki Dainiusa Kreivysa pytając o źródła rzekomego nagłego wzbogacenia, o którym napisało jedno z czasopism litewskich. W obronie ministra stanął Kubilius i póki co sprawa ucichła. Pojawiły się jednak spekulacje, że kolejne dymisje mogą w efekcie doprowadzić do upadku całego rządu. Litewska konstytucja przewiduje, że w przypadku wymiany połowy ministrów w rządzie, musi on ponownie wystąpić o akceptację przez parlament. A o to, przy rachitycznej większości koalicyjnej może być trudno.

Kubilius a sprawa polska

Problemy w stosunkach polsko-litewskich raczej nie wstrząsną rządem, choć posłużyły niektórym komentatorom do skrytykowania litewskiej polityki zagranicznej i wewnętrznej. Wiele gorzkich słów temu tematowi poświęcili zarówno obserwatorzy krajowi (np. były prezydent Valdas Adamkus), jak i zagraniczni (ostatnio choćby znany dziennikarz "The Economist" Edward Lucas). Nie można jednak oczekiwać, że litewscy Polacy doprowadzą do obalenia rządu, kolejnego, który nie potrafił (a może nie chciał) rozwiązać problemów, które od lat psują klimat w stosunkach polsko-litewskich. Trzech posłów AWPL to za mało by być choćby języczkiem u wagi. Dziwi jednak ich obecność we frakcji Porządku i Sprawiedliwości, biorąc pod uwagę to, że to ugrupowanie nie zawsze wspierało w parlamencie korzystne dla Polaków rozwiązania. Nie można się też spodziewać, że AWPL zerwie z opozycją i przejdzie do obozu rządowego. Zbyt wiele padło niespełnionych obietnic o rychłym załatwieniu problemów polskiej mniejszości, zbyt często kierownictwo konserwatystów tolerowało pełne szowinizmu hece posłów kojarzonych z nurtem nacjonalistycznym (przede wszystkim Gintarasa Songaili, który nie traci żadnej okazji by atakować polską społeczność na Litwie), aby teraz rząd Kubiliusa czy Związek Ojczyzny mogły liczyć na kredyt zaufania ze strony przedstawicieli Polaków w litewskim Sejmie.

Co dalej?

Gdzie odnajdziemy Andriusa Kubiliusa pod koniec tego roku, który dopiero się rozpoczął? Odpowiedź zabrzmi banalnie: czas pokaże. Wiele jednak wskazuje na to, że nie doczeka on końca roka na stanowisku szefa rządu. Za plecami czekają już potencjalni następcy, a jemu samemu trudno będzie odzyskać zaufanie wyborców. A w Związku Ojczyzny na pewno są tacy, którzy gotowi są poświęcić premiera za cenę zyskania kilku dodatkowych punktów w następnych wyborach do Sejmu.

tekst ukazał się na psz.pl

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Co dalej z Paksasem?

Jakiś czas temu planowałem poruszyć na blogu temat "afery Paksasa", a raczej jej niedawnych następstw - czyli werdyktu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który uznał, że nałożony na byłego prezydenta Rolandasa Paksasa zakaz kandydowania do parlamentu stanowi karę nieproporcjonalną do winy. Z powodu innych obowiązków musiałem porzucić ten temat, ale mam nadzieję, że wkrótce do niego wrócę. Sprawa jest bowiem wciąż aktualna. Wyrok ETPCz to wyzwanie dla Litwy, wymaga bowiem wprowadzenia zmian w istniejącym systemie prawnym. Rząd już odpowiedział na to wyzwanie, dzisiaj powołana została grupa robocza ds. opracowania zmian w prawie w odpowiedzi na werdykt Trybunału. Na jej czele stanęła Elvyra Baltutytė pełniąca funkcję przedstawiciela rządu Litwy przy ETPCz. Wyniki prac grupy mają być znane do 31 maja.

sobota, 15 stycznia 2011

O stosunkach polsko-litewskich w "Lietuvos rytas"

W piątkowym komentarzu redakcyjnym "Znaki czasu" w jednym z największych litewskich dzienników "Lietuvos rytas" poruszony został temat nierozwiązanych sporów w stosunkach polsko-litewskich. Tekst ten nawiązuje przede wszystkim do wydarzeń z minionego tygodnia: polska strona najpierw długo zwlekała z odpowiedzią na zaproszenie na obchody 20-tej rocznicy wydarzeń 13 stycznia 1991 r., a ostatecznie do Wilna przybyła delegacja pod przewodnictwem wicemarszałek Sejmu Ewy Kierzkowskiej. Nie pojawili się ani prezydent Komorowski, ani marszałkowie Schetyna i Borusewicz, co uznano za kolejny sygnał wysłany przez Warszawę, że polskie władze nie będą dłużej tolerować braku woli rozwiązania problemów polskiej mniejszości na Litwie.

W komentarzu litewskiej gazety decyzja o wysłaniu delegacji o obniżonej randze uznana została za dyplomatyczny policzek. Ale dziennikarze "Lietuvos rytas" dalecy są od poczucia, że Litwa została niesłusznie obrażona. Mówią wprost, że Litwa zasłużyła na taką reakcję. Dalej padają dość ostre słowa skierowane pod adresem litewskich elit, które mentalnie zatrzymały się w latach 30-tych ubiegłego wieku, kiedy Polaków uważano za największych wrogów. Zdaniem "Lietuvos rytas" Litwa zachowuje się jak "krnąbrne dziecko", które przez długi czas wodziło za nos Polaków obiecując im szybkie rozwiązanie problemu pisowni nazwisk. Dziennik zwraca również uwagę na przeciągający się problem zwrotu ziemi w rejonach wileńskim i solecznickim oraz konflikt o tablice z nazwami ulic w języku polskim. W efekcie tych sporów Polska, która wspierała litewskie dążenia do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO, traci cierpliwość.

Autor komentarza nie uważa jednak, że 13 stycznia to odpowiednia data dla takich decyzja, jak ta podjęta przez polskie władze, aby obniżyć rangę delegacji na uroczystości rocznicowe. "Lietuvos rytas" przywołuje także głosy polskiej prasy, która skrytykowała rządzących, że nie zdecydowali się na podróż do Wilna. Jednym z cytowanych polskich autorów jest Jerzy Haszczyński, który kilka dni temu napisał w "Rzeczpospolitej" ("Mocny sygnał dla Litwinów"), że decyzja polskich władz wygląda jak "symboliczne pożegnanie już nie tylko z partnerstwem strategicznym, które nigdy się do końca nie wykluło, ale i z dobrymi stosunkami między sąsiadami". Litwini powołują się też na opinię Jacka Pawlickiego z "Gazety Wyborczej" ("Zakończmy swary z Litwinami"), który uznał, że nieobecność polskich polityków na ceremonii rocznicowej może być odebrany jako afront i kolejny dowód, że "duża Polska postanowiła ukarać małą Litwę". A to z kolei może być jeszcze jednym powodem dla litewskiej podejrzliwości. Postawa polskich władz może więc szkodzić także samej Polsce i jej pozycji międzynarodowej jako kraju, który próbuje budować wizerunek regionalnego mocarstwa.

Aby podkreślić wagę rocznicy, "Lietuvos rytas" przypomina jak 13 stycznia zjednoczył Polaków i Litwinów. Autor komentarza cofa się do tamtych dramatycznych chwil, kiedy Wilno zostało najechane przez radzieckie wojska. Tego dnia minister spraw zagranicznych Algirdas Saudargas udał się do Polski z upoważnieniem do tworzenia rządu na uchodźstwie. Na Litwę udali się zaś polscy parlamentarzyści by wspierać Litwinów w oporze przeciwko radzieckiej interwencji. Był tam też i Adam Michnik, który wygłosił płomienne przemówienie w litewskim Sejmie surowo potępiając agresję: "Dlatego dziś powiadamy – NIE! Nie wolno dławić litewskiej wolności. Nie wolno deptać woli narodu i narzucać mu kolaboranckiego reżimu" (Adam Michnik, "Do przyjaciół Litwinów", GW nr 11 (480), 14 stycznia 1991). Kilka dni później na pogrzebie ofiar radzieckiej interwencji na cmentarzu na Antokolu senator Piotr Andrzejewski wyraził słowa współczucia Polaków dla Litwy i stwierdził, że "bez wolnej Litwy nie będzie wolnej Europy".

Ostatecznie jednak autor komentarza w "Lietuvos rytas" większą rolę w rozwiązaniu problemów w stosunkach polsko-litewskich przypisuje władzom swojego kraju. W ocenie ich działań jest zresztą bardzo krytyczny. Brak decyzji w sprawie pisowni nazwisk jest jego zdaniem dowodem na nieporadność, czy wręcz "kulturalne zacofanie" litewskiego Sejmu. Przywołuje przy tym przykład Finlandii, gdzie już dawno temu przyjęto zasadę, że w miejscowościach zamieszkanych przez mniejszość szwedzkojęzyczną nazwy tych miejscowości są pisane po szwedzku, a Finom to absolutnie nie przeszkadza. Błędem byłoby, zdaniem autora, zrzucanie całej odpowiedzialności za obecny kryzys na polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, którego litewscy dyplomaci mają za bufona.

Litewski dziennik wzywa władze swojego kraju do podjęcia działań w celu przezwyciężenia sporów, dzielących oba państwa. Najgorsze co można zrobić w tej sytuacji to obrazić się. Zamiast tego litewskie władze powinny systematycznie rozwiązywać zadawnione problemy oraz rozwijać projekty, które będą niosły obopólną korzyść gospodarczą. Bardzo dosadna jest konkluzja artykułu, w której autor stwierdza, że Litwa musi zacząć zachowywać się w sposób "cywilizowany". Jeśli tak się nie stanie, to może zostać w Unii Europejskiej bez przyjaciół. Choć fakt, że np. Estonia również nie przysłała na uroczystości rocznicowe polityków wysokich rangą, może zdaniem autora świadczyć, że Litwa już została bez przyjaciół.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Zgrzyt

Zgrzytów polsko-litewskich ciąg dalszy. Wolałbym pisać o czymś innym, ale temat narzuca się sam. Zbliża się 20-ta rocznica tragicznych wydarzeń w Wilnie. 13 stycznia 1991 r. w trakcie radzieckiej interwencji wojskowej na Litwie doszło do masakry ludności cywilnej pod wileńską wieżą telewizyjną. Zginęło 13 Litwinów oraz przypadkowo postrzelony żołnierz radziecki. Kolejna litewska ofiara zmarła w szpitalu miesiąc po tych wydarzeniach. W najbliższy czwartek na Litwie odbędą się uroczystości upamiętniające ten dramatyczny moment w najnowszych dziejach państwa litewskiego. Zaproszono na nie także gości z zagranicy. Według informacji podawanych przez media, do tej pory strona litewska nie otrzymała odpowiedzi, czy na uroczystościach pojawi się ktoś z Polski. Szerzej o sprawie pisze "Kurier Wileński". Czym tłumaczyć milczenie Warszawy? Czy znów dał o sobie znać kryzys w stosunkach polsko-litewskich? Byłoby smutnym znakiem, gdyby przedstawiciele państwa polskiego zlekceważyli wileńskie uroczystości. Domaganie się - z założenia słuszne i właściwe - respektowania praw Polaków na Litwie nie musi przeszkadzać w upamiętnieniu ofiar totalitarnej agresji. Spierając się dziś z Litwinami, warto abyśmy o tym pamiętali.