Brazauskas należał do pokolenia, które urodziło się jeszcze w okresie istnienia przedwojennego państwa litewskiego, ale w dorosłość musiało już wkraczać w warunkach rządów radzieckich. Wielu rówieśników zmarłego prezydenta musiało podejmować dramatyczne decyzje, które zaważyły na ich życiu. Wielu z nich dołączyło do antyradzieckiej partyzantki, która jeszcze w latach 50. walczyła w litewskich lasach z radzieckimi oddziałami. W tym samym czasie wielu młodych ludzi decydowało się jednak na inną drogę życiową. Akceptowali istniejącą sytuację, rozpoczynali studia, najczęściej inżynierskie, dołączali do szeregów budowniczych "nowej" Litwy, część z nich decydowała się na wstąpienie w szeregi partii komunistycznej, co znacznie ułatwiało zrobienie zawodowej kariery. Wśród nich był także Brazauskas. Po ukończeniu studiów na politechnice w Kownie kierował m. in. budową miejscowej elektrowni wodnej. Mając 33 lata objął stanowisko ministra odpowiedzialnego za przemysł materiałów budowlanych, co w radzieckiej gospodarce stanowiło jeden z kluczowych segmentów.
W połowie lat 70. Brazauskas znalazł się w kierownictwie litewskiej partii komunistycznej. Przez kilka lat pełnił funkcję sekretarza Komitetu Centralnego odpowiedzialnego za gospodarkę. Uważa się, że to właśnie on miał wpływ na to, aby w powstających na Litwie wielkich zakładach przemysłowych zatrudnienie znajdywali przede wszystkim mieszkańcy okolicznych miejscowości, a nie - jak miało to miejsce w przypadku dwóch innych republik bałtyckich - robotnicy z Rosji i innych republik. Nie wiadomo, ile w tym prawdy, ale faktem jest, że w okres niepodległości Litwa weszła ze znacznie mniejszym niż Łotwa i Estonia odsetkiem ludności rosyjskojęzycznej.
Algirdas Brazauskas (fot. Wikimedia Commons) |
Jesienią tego samego roku Brazauskas objął funkcję I sekretarza KC Komunistycznej Partii Litwy, zastępując lojalnego wobec władz radzieckich Ringaudasa Songailę. Nie był entuzjastycznym zwolennikiem niepodległości, ale w decydujących momentach stawał po stronie litewskich patriotów. Najodważniejszym krokiem, nie mającym precedensu, była podjęta w 1989 r. decyzja o odseparowaniu litewskiej partii komunistycznej od KPZR. W 1990 r. deputowani należący do litewskiej organizacji partyjnej, uniezależnionej od władz radzieckich, opowiedzieli się za niepodległością, popierając Akt Restytucji Państwa Litewskiego. Jednocześnie jednak od tego czasu datuje się wieloletnia rywalizacja dwóch znamienitych przywódców - Brazauskasa i Landsbergisa. Obaj zbudowali wokół siebie walczące ze sobą obozy polityczne. Brazauskasowi poprowadził postkomunistów w stronę europejskiej socjaldemokracji. Landsbergis na bazie Sąjūdisu stworzył konserwatywny Związek Ojczyzny.
Na początku lat 90. wydawało się, że decydujący głos będzie należał do Landsbergisa. Ale już w 1992 r. litewscy wyborcy, zmęczeni reformami, kryzysami politycznymi i zmianami gabinetów w większości zagłosowali na postkomunistów. Brazauskas zastąpił Landbsergisa na stanowisku przewodniczącego Sejmu, stając się tym samym pełniącym obowiązki głowy państwa. Po wejściu w życie w 1993 r. przepisów nowej konstytucji wprowadzających urząd prezydenta wystartował w wyborach powszechnych. Wygrał z 60-procentowym poparciem. Jego zwycięstwo miało wymiar symboliczny, bo pokonanym kontrkandydatem był Stasys Lozoraitis, ostatni przywódca litewskich władz emigracyjnych, syn przedwojennego dyplomaty i ministra spraw zagranicznych, symbolizujący ciągłość pomiędzy przedwojennym, a odrodzonym państwem litewskim.
Okres rządów Brazauskasa i socjaldemokratów nie obył się bez afer i skandali, a niektóre z nich dotykały również samego prezydenta. W 1996 r., po upadku rządu socjaldemokraty Adolfasa Šleževičiusa, Litwini zwrócili się w stronę prawicy. Do władzy doszedł Związek Ojczyzny, a przewodniczącym parlamentu został "odwieczny" konkurent Brazauskasa - Landsbergis. Zmęczony polityką Brazauskas zdecydował się na zaskakujący ruch - wycofał się z ubiegania o kolejną kadencję, co nawet w ugruntowanych demokracjach bywa rzadkością, a w przestrzeni postsowieckiej można by wręcz uznać za dziwactwo. Brazauskas, nie do końca zadowolony z ograniczonych kompetencji prezydenckich, nie chciał dalej uczestniczyć w politycznych sporach. Zadeklarował swoje poparcie dla byłego prokuratora generalnego Artūrasa Paulauskasa (którego nb. wcześniej krytykował za brak osiągnięć w walce z przestępczością zorganizowaną). W pewnym sensie wybory można uznać za wygraną Brazauskasa. Choć wspierany przez niego kandydat przegrał z dawnym działaczem emigracyjnym Valdasem Adamkusem, to niemal całkowitą klęskę poniósł jego stary rywal Landsbergis, nie kwalifikując się nawet do II tury. Mogło się wówczas wydawać, że dwóch ojców litewskiej niepodległości czeka polityczna emerytura.
Faktycznie Brazauskas wycofał się z polityki, ale wkrótce do niej wrócił. Rozczarowani rządami konserwatystów mieszkańcy Litwy kolejny raz gotowi byli poprzeć lewicę. Były prezydent, wykorzystując swój autorytet, zaczął "montować" centrolewicą koalicję, w której główne role miały odgrywać stworzona przez Brazauskasa postkomunistyczna Demokratyczna Partia Pracy, Litewska Partia Socjaldemokratyczna - nawiązująca do przedwojennej lewicy oraz Nowy Związek Paulauskasa. Ostatecznie Paulauskas odmówił współpracy, ale stworzonej pod opieką Brazauskasa koalicji udało się wygrać wybory. Jednak i tym razem kluczową rolę odegrał Paulauskas, który zdecydował się na tworzenie rządu wspólnie z liberalną partią Rolandasa Paksasa. Lewicowa koalicja znalazła się w opozycji.
Cieszący się wciąż dużym zaufaniem Litwinów Brazauskas w 2001 r. powrócił do wielkiej polityki po kolejnej wolcie Paulauskasa. Nowy Związek wycofał swoich ministrów z rządu, zmuszając Paksasa do złożenia dymisji. Nową koalicję rządową utworzyły Demokratyczna Partia Pracy, Partia Socjaldemokratyczna i Nowy Związek. Na czele rządu stanął Brazauskas. Konsolidacja lewicy została przypieczętowana w tym samym roku - Demokratyczna Partia Pracy i Partia Socjaldemokratyczna zjednoczyły się, przyjmując nazwę tej drugiej, a na przewodniczącego wybrano Brazauskasa. Były prezydent funkcję premiera sprawował do 2006 r. W tym czasie Litwa stała się członkiem NATO i Unii Europejskiej. Na Litwie miało zatem miejsce zjawisko znane również dobrze w Polsce - oto pod przywództwem dawnego partyjnego aparatczyka kraj został włączony do rodziny państw europejskich.
Ale lata rządów Brazauskasa to nie tylko sukcesy. Krajem wstrząsały kolejne afery, można wręcz mówić o kryzysie politycznym, do głosu doszły ugrupowania i politycy populistyczni. Wybrany w 2003 r. na prezydenta Rolandas Paksas został nieco ponad rok później usunięty ze stanowiska. Kolejne wybory parlamentarne wygrała populistyczna i związana z rosyjskim kapitałem Partia Pracy kierowana przez biznesmena Wiktora Uspaskicha. Mimo to Brazauskas utrzymał funkcję premiera, ale musiał dołączyć partię Uspaskicha do koalicji rządowej. Po dwóch latach koalicja się rozpadła, a Brazauskas ostatecznie wycofał się z polityki. Kolejne lata walczył głównie z postępującą chorobą nowotworową.
Jednak w ciągu lat swojej obecności w polityce współczesnej Litwy musiał także zmagać się z innego rodzaju problemami. Nierzadko pojawiały się zarzuty, że Brazauskas, czy to jako prezydent, czy premier wspiera rosyjskie wpływy gospodarcze i polityczne na Litwie, że sprzeniewieża się interesom narodowym, że niedostatecznie angażuje się w walkę z postępującą w kraju korupcją. Zarzuty miały również charakter obyczajowy, gdy wytykano mu wieloletni romas z Kristiną Butrimienė, swego czasu zatrudnioną w stołówce w siedzibie KC. Media atakowały Brazauskasa, że jego partnerka w sposób bezprawny weszła w posiadanie luksusowego hotelu w Wilnie.
Brazauskas doprowadził do zawarcia w 1994 r. Traktatu o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy z Polską. Jako prezydent wyraził również ubolewanie przed społecznością żydowską za udział Litwinów w Holocauście. Te działania nie przynosiły mu popularności w środowiskach litewskich nacjonalistów. Z drugiej strony - Polacy na Litwie uważają że nie dość skutecznie anagażował się w sprawy ochrony praw polskiej społeczności, choć - jak pokazują medialne komentarze - dość ciepło wspominają zmarłego prezydenta.
Pożeganie Brazauskasa odbyło się w atmosferze skandalu, przy którym spory o pochówek polskiej pary prezydenckiej wydają się blednąć. Metropolita wileński Audrys Bačkis z nie do końca wyjaśnionych i zrozumiałych przyczyn nie zgodził się na wniesienie trumny z ciałem Brazauskasa do wileńskiej katedry. W ten sposób powtórzyła się historia - gdy w 1993 r. Brazauskas chciał w katedrze złożyć przysięgę prezydencką, musiał wejść do niej tylnymi drzwiami, bo wejście zagrodzili mu radykalni antykomuniści. A trzeba pamiętać, że to właśnie dzięki Brazauskasowi budynek wileńskiej katedry został pod koniec lat 80. przywrócony wiernym. Tym większe było zdumienie i oburzenie decyzją litewskich biskupów. Krytycznych uwag pod adresem episkopatu nie oszczędziła również prezydent Dalia Grybauskaitė, która odmówiła udziału w mszy żałobnej, która odbyła się 1 lipca.
Brazauskasa nie zawiedli przyjaciele i sojusznicy. Przed trumną wystawioną w Pałacu Prezydenckim przeszli m. in. byli prezydenci Łotwy i Estonii, Guntis Ulmanis i Arnold Rüütel (podobnie jak Brazauskas działacze KPZR, którzy w decydującej chwili opowiedzieli się ze niepodległością) oraz ich następcy: Valdis Zatlers i Toomas Hendrik Ilves. Wśród gości zagranicznych obecni byli także byli prezydenci Polski: Lech Wałęsa (który wraz z Brazauskasem popisywał polsko-litewski Traktat z 1994 r.) i Aleksander Kwaśniewski, przybył również prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili oraz przedstawiciele innych krajów. Na uroczystościach żałobnych obecni byli najważniejsi litewscy politycy, z prezydent Dalią Grybauskaitė, byłym prezydentem Valdasem Adamkusem, premierem Andriusem Kubiliusem i przewodniczącą Sejmu Ireną Degutienė. Zauważalna była nieobecność Vytautasa Landsbergisa, choć ten, jak sam powiedział, miał swoje powody by pamięć Algirdasa Brazauskasa uczcić "w inny sposób".