sobota, 11 maja 2013

Litwa, koszykówka...i Grateful Dead

Czy fani koszykówki pamiętają Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie w 1992 roku? Na pewno tak. To z wielu względów była historyczna impreza. Przede wszystkim dlatego, że po latach zachowywania pozorów "amatorstwa" do udziału w Igrzyskach dopuszczono zawodników grających w profesjonalnej lidze NBA – prawdziwym "Olimpie" koszykówki. Pozwoliło to Amerykanom wystawić wreszcie najsilniejszy skład – wcześniej USA reprezentowane były przez zawodników z lig akademickich. Do Barcelony pojechał "Dream Team" – "Drużyna Marzeń" z gigantami koszykarskiego świata: Michaelem Jordanem, "Magikiem" Johnsonem, Charlesem Barkley’em, Larry’m Birdem czy Johnem Stocktonem. Ale tamten turniej miał też i innych bohaterów, inną "drużynę marzeń". O tej właśnie drużynie opowiada film dokumentalny Mariusa Markeviciusa "Nieznany Dream Team" ("The Other Dream Team") wyświetlany na warszawskim festiwalu Planete+Doc.



Cichymi bohaterami tamtych Igrzysk oraz bohaterami filmu Markeviciusa są litewscy koszykarze, którzy w Barcelonie zdobyli brązowy medal. Film jednak nie jest tylko opowieścią o tamtym turnieju, ale jest przede wszystkim barwną i pasjonującą historią litewskiej koszykówki, o której nie bezpodstawnie mówi się, że jest swoistą narodową religią Litwinów. Inne dyscypliny drużynowe nie zdobyły nigdy takiej popularności na Litwie, nawet ciesząca się globalną sławą piłka nożna na Litwie ustępuje pola koszykówce. I w tej właśnie dyscyplinie Litwini zaliczają się do europejskiej i światowej czołówki. Pierwsze sukcesy zaczęli odnosić jeszcze przed II wojną światową. W latach 1937-1939 dwa razy z rzędu wygrali Mistrzostwa Europy. Aneksja Litwy przez Związek Radziecki położyła kres litewskim sukcesom w koszykówce, ale nie oznaczała końca koszykówki na Litwie.

Film Markeviciusa nie omija tragicznych epizodów w dwudziestowiecznej historii Litwy, a wręcz je uwypukla, aby możliwie najszerzej pokazać społeczno-polityczne tło litewskiej fascynacji koszykówką. Widz dowiaduje się zatem o aneksji kraju przez Związek Radziecki, o wywózkach Litwinów na Syberię i o powojennym zniewoleniu. Gdzie w tym wszystkim miejsce na sport? Jeden z rozmówców Marekviciusa, były koszykarz i były zesłaniec opowiada jak w miejscu deportacji Litwini organizowali mecze koszykówki, "koszykówka pozwoliła nam zachować godność" – mówi. W czasach gdy Litwini nie mogli inaczej zamanifestować swojej odrębności, szczególnego znaczenia nabierały mecze koszykarskie w radzieckiej lidze, gdy z zespołami z Moskwy mierzyły się kowieński Žalgiris czy wileńska Statyba. W latach osiemdziesiątych trener Vladas Garastas nie tylko trzykrotnie zdobył z Žalgirisem Mistrzostwo Związku Radzieckiego, ale doprowadził drużynę do sukcesów w europejskich pucharach. Nic dziwnego, że w tamtych czasach to gracze z Litwy stanowili o sile radzieckiej reprezentacji.

Arvydas Sabonis (11)
mecz ZSRR-USA
finał Igrzysk w Seulu w 1988 roku
(źródło:Wikimedia Commons)


Czterech z nich to główni bohaterowie filmu: Valdemaras Chomičius, Rimas Kurtinaitis, Šarūnas Marčiulionis i Arvydas Sabonis. W 1988 wchodzili w skład pierwszej piątki radzieckiej reprezentacji, która zdobyła złoty medal na Igrzyskach w Seulu. Stali się gwiazdami światowego formatu, ale od zawodników ligi NBA dzieliła ich przepaść. Nie przepaść umiejętności, bo pod tym względem mogli się równać z Amerykanami. Czterej Litwini przybywali z kraju, w którym ograniczane były podstawowe prawa i wolności, ludzie zmuszeni byli do życia w warunkach urągających godności. Film bez ogródek opowiada o beznadziei życia w Związku Radzieckim w latach osiemdziesiątych, gdzie ludzie ustawiali się niekończących się kolejkach po podstawowe produkty spożywcze, a zakup samochodu czy sprzętu elektronicznego był szczytem marzeń.

Koszykarze, którzy trafiali do radzieckiej reprezentacji czy grali w klubach uczestniczących w rozgrywkach międzynarodowych otrzymywali dar od losu. Dzięki zagranicznym wyjazdom stawali się "królami życia". Po powrocie na Litwę handlowali zakupionymi wcześniej za granicą towarami, odzieżą, sprzętem elektronicznym, dzięki czemu mogli dorobić do nader skromnych sportowych wynagrodzeń. Ale była to i tak tylko namiastka życia w "wolnym świecie". Wyrwanie się z "socjalistycznego raju" nadal pozostawało w sferze marzeń. Gdy w 1986 roku Sabonis został wybrany w drafcie NBA przez Portland Trail Brazers, było wiadome, że transfer nie dojdzie do skutku. Pierwszym któremu udało się wyjechać był Marčiulionis, który w 1989 roku dołączył do zespołu Golden State Warriors.

Koniec lat 80. to nie tylko czas sukcesów litewskich koszykarzy w radzieckich barwach. Związek Radziecki chylił się ku upadkowi, w poszczególnych republikach następowało narodowe odrodzenie, coraz głośniej domagano się najpierw poszerzenia autonomii a wreszcie całkowitej separacji. Państwa bałtyckie znalazły się pod tym względem w awangardzie: w marcu 1990 roku deklarację niepodległości uchwalił parlament Litewskiej Republiki Radzieckiej. W styczniu kolejnego roku Litwini bronili swojej świeżo odzyskanej (czy odzyskiwanej) wolności przed radziecką inwazją. W obronie wieży telewizyjnej w Wilnie zginęło 13 cywili. Markevicius nie oszczędził widzom wstrząsających scen spod wieży, gdzie pokojowa demonstracja wilnian została brutalnie spacyfikowana przez radzieckich żołnierzy. Ale w filmie nie brakuje też wzruszających scen pokazujących, jak masowo w tamtych dniach Litwini gromadzili się w imię niepodległości.

Koszulka reprezentacji Litwy
na Igrzyskach w Barcelonie
(źródło: Wikimedia Commons)
Niepodległość została obroniona, a Litwa wróciła do wspólnoty wolnych narodów. Litewscy koszykarze, których sukcesy dotąd szły na konto Związku Radzieckiego, mogli wreszcie występować w narodowych barwach. Drużyna narodowa bez trudu wygrała eliminacje i rozpoczęła przygotowania do udziału w Igrzyskach w Barcelonie. Trenerem został Garastas, twórca sukcesów Žalgirisu. W składzie drużyny w komplecie znaleźli się Chomičius, Kurtinaitis, Marčiulionis i Sabonis. Ale zawodnicy musieli zmagać się problemami technicznymi, raczkującej federacji nie stać było jeszcze na zapewnienie właściwego sprzętu, strojów itp. Z nieoczekiwaną pomocą litewskiej reprezentacji przyszli…muzycy zespołu Grateful Dead. Jerry Garcia i jego koledzy, zapaleni fani koszykówki zostali sponsorami reprezentacji. Drużyna otrzymała także od Grateful Dead zestaw jaskrawych strojów w litewskich barwach narodowych z koszykarzem-kościotrupem. Stroje litewskich koszykarzy zrobiły w Barcelonie furorę.


Jak widać z powyższego, film Markeviciusa nie unika patosu, ale jest on jak najbardziej uzasadniony, bo "Nieznany Dream Team" jest opowieścią o pragnieniu i walce o wolność. O marzeniu, jakim była niepodległa Litwa i jak to marzenie się urzeczywistniło, także dzięki litewskim koszykarzom. Ale w filmie nie brakuje też wesołych akcentów, jak w przypadku opisanej wyżej historii o muzykach Grateful Dead, którzy w litewskiej drużynie dostrzegli realizację ich dawnych hippisowskich marzeń o wolności. "Nieznany Dream Team" jest świetnie zrealizowany, dynamiczny niczym dobry mecz koszykarski. Archiwalne materiały oddają ducha czasów, pokazują szeroki kontekst wydarzeń, o których film opowiada. Ale największą wartością filmu pozostają jego bohaterowie, litewscy koszykarze, którzy w Barcelonie zdobyli "tylko" brązowy medal, ale dla nich musiał zapewne być cenniejszy niż złoto.

piątek, 10 maja 2013

Wraca sprawa Karty Polaka

Karta Polaka nie przestaje spędzać snu z powiek części litewskiej prawicy. Już, już, wydawało się, że pewne polsko-litewskie spory przycichły, a klimat dla rozwiązania niektórych przynajmniej problemów jakby lepszy. Wciąż jednak na litewskiej scenie politycznej aktywne są środowiska i działacze, którym wyraźnie zależy na ciągłym zaognianiu wzajemnych relacji.

Wzór Karty Polaka (źródło: Wikimedia Commons)

Polskie Radio i portal pl.delfi donoszą o nowej inicjatywie posłów konserwatywnego Związku Ojczyzny (obecnie w opozycji). Nowej, a w zasadzie starej, bo konserwatyści wracają w dawne koleiny. Chodzi o "nieszczęsną" Kartę Polaka, która na niektórych litewskich prawicowców działa jak płachta na byka. Ten niepozorny dokument nie będący w teorii i w praktyce ani dowodem tożsamości, ani dokumentem podróży, a raczej pewnym symbolicznym potwierdzeniem przynależności do narodu polskiego, traktowany jest przez posłów opozycji (a w poprzedniej kadencji posłów koalicji rządowej) jak poważne zagrożenie dla litewskiego bezpieczeństwa i litewskiej państwowości.

W litewskim Sejmie zebrała się grupa inicjatywna, która przygotowuje wniosek do Sądu Konstytucyjnego o zbadanie, czy posiadacz Karty Polaka może zasiadać w parlamencie. Chodzi o stwierdzenie, czy posłem na Sejm Litwy może być osoba, która zadeklarowała przynależność do narodu innego niż litewski. Posłowie zwracają uwagę, że posiadanie Karty Polaka nakłada na jej posiadacza obowiązki względem państwa polskiego, co może rodzić kolizję ze zobowiązaniami wynikającymi z przysięgi poselskiej.

Sprawa nie jest nowa, bo sama idea Karty Polaka wzbudzała na Litwie kontrowersje już wcześniej. Szczególne poruszenie wzbudził fakt, że posiadacze tego dokumentu dostali się w 2008 r. do Sejmu. Byli to posłowie Akcji Wyborczej Polaków na Litwie: Waldemar Tomaszewski i Michał Mackiewicz. Dwukrotnie grupy inicjatywne litewskich posłów występowały z wnioskami o zbadanie, czy posiadacze Karty Polaka mogą zasiadać w parlamencie, ale wnioski te nie uzyskały poparcia Sejmu i ostatecznie nie trafiły do Sądu Konstytucyjnego.

Po wyborze Tomaszewskiego do Parlamentu Europejskiego pozostał już tylko jeden parlamentarzysta korzystający z tego przywileju. O co więc tyle szumu? We wstępie do tego krótkiego komentarza wspomniałem o środowiskach i działaczach politycznych na Litwie, którzy wyraźnie dystansują się od polityki obecnego rządu, która chyba mimo wszystko zmierza do pewnej normalizacji stosunków polsko-litewskich. Nie chodzi mi tu o organizatorów skromnych pod względem liczebności mityngów, które od jakiegoś czasu odbywają się w Wilnie i których uczestnicy z uporem godnym lepszej sprawy walczą z zagrożeniem jakie dla litewskiego języka niesie symboliczna już litera "W". To jest akurat margines, nawet jeśli na ich czele stoi wpływowy niegdyś polityk, Romualdas Ozolas.

Inicjatywa sejmowa to już zupełnie inny kaliber. Wśród inicjatorów wniosku znaleźli się czołowi politycy Związku Ojczyzny, m. in. Valentinas Stundys (wiceprzewodniczący partii) oraz byli ministrowie rządu Kubiliusa: Audronis Ažubalis i Rasa Juknevičienė, a zatem niepoślednie figury na litewskiej scenie politycznej. Czy źle to wróży spodziewanej poprawie relacji między Polską a Litwą oraz poprawie sytuacji tamtejszych Polaków? Poniekąd tak. Dziś Związek Ojczyzny jest w opozycji, ale biorąc pod uwagę jak krucha jest obecna koalicja, niewykluczone, że jeszcze w tej kadencji może wrócić do władzy. Czy wówczas niechętnie nastawieni do polskich postulatów politycy litewskiej prawicy okażą więcej życzliwości dla swoich współobywateli narodowości polskiej? Odpowiedź narzuca się chyba sama...