Dalia Grybauskaitė i Bronisław Komorowski (Źródło:Wikimedia Commons) |
Wzajemne wizyty głów państw Polski i Litwy w czasie świąt państwowych stały się swego rodzaju tradycją. Dalia Grybauskaitė trzykrotnie odwiedzała Polskę w dniu Święta Niepodległości: w latach 2009, 2010 i 2011. W ubiegłym roku zrezygnowała z przyjazdu, motywując to "pilnymi kwestiami związanymi z polityką wewnętrzną". Chyba nikt nie miał jednak wątpliwości, że prawdziwym powodem nieobecności pani prezydent było ochłodzenie w relacjach polsko-litewskich.
Minął rok, a to czy stan stosunków między Wilnem a Warszawą uległ zmianie, można różnie oceniać. Próbowałem odpowiedzieć na to pytanie w artykule, który kilka dni temu opublikowany został na portalu Eastbook. Kluczowe dla polskiej mniejszości kwestie nie zostały do tej pory rozwiązane, a działania litewskich polityków nie napawają też zbytnim optymizmem. Cieszy jednak poprawa atmosfery, złagodzenie ostrej retoryki, coraz więcej słychać głosów pojednawczych.
Stanem oczekiwanym byłby taki, w którym dobra atmosfera i pojednawcze gesty przekładają się na bieżącą politykę. A zatem, żeby litewscy decydenci i przedstawiciele polskiej mniejszości znaleźli w sobie odpowiednio dużo dobrej woli i gotowości do współpracy w celu rozwiązania najważniejszych problemów, które do dziś tworzą przeszkody w budowaniu przyjaznych relacji Polski i Litwy.
Jest to także zadanie dla urzędującej prezydent, którą w przyszłym roku czeka walka o reelekcję. Jako głowa państwa Dalia Grybauskaitė ma zarówno przypisane jej ustawowo instrumenty jak i polityczną pozycję, które mogą służyć rozwiązaniu przynajmniej części wspomnianych problemów. Oczywiście, prezydent może ryzykować utratą części elektoratu, ale ryzyko jest wpisane w zawód polityka.
Czy jej wizyta w Warszawie będzie zatem tylko kurtuazyjnym gestem? Oby nie.