W mijającym roku warto było interesować się Litwą. Rok 2010 obfitował w wydarzenia ważne dla Litwy, dla jej mieszkańców, ale i w wydarzenia istotne dla stosunków polsko-litewskich.
Jesienią zaczęto głośno mówić o kryzysie w relacjach między naszymi krajami. Po raz pierwszy od wielu lat Litwa znalazła się w orbicie zainteresowania polskich mediów, które wcześniej nie okazywały naszym bałtyckim sąsiadom zbyt wiele uwagi. Być może należałoby sobie życzyć lepszych powodów dla wzrostu medialnego zainteresowania, ale dobre i to. Problemy, o których w tym roku informowały środki przekazu w Polsce są w większości znane od lat, ale zwykle umykały uwadze szerokiej opinii publicznej. Do tej pory koncentrowali się na nich głównie znawcy tematu i pasjonaci. Tym razem teksty poświęcone relacjom polsko-litewskim ukazały się w najbardziej poczytnych dziennikach, tygodnikach, a także w internecie. Materiały na ten temat pokazały ogólnopolskie telewizje. Ale co chyba najważniejsze sprawami tymi intensywnie zajęło się polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jeszcze w trakcie prawyborów prezydenckich w Platformie Obywatelskiej o nierozwiązanych problemach polskiej mniejszości na Litwie mówił Radosław Sikorski. Wielu innych polskich polityków, a także publicystów zwracało uwagę na wspomniane kwestie.
Warto również podkreślić pewne przewartościowanie jakie nastąpiło w traktowaniu spraw polskiej społeczności na Litwie przez polskie media. Wcześniej, jeśli już w ogóle o tym wspominano, to ograniczano się głównie do kwestii pisowni nazwisk. Tym razem na plan pierwszy zaczęły wysuwać się moim zdaniem bardziej istotne w długoletniej perspektywie problemy szkolnictwa. Wspominano również o sprawie zwrotu ziemi. Co bardziej dociekliwi pytali o społeczne tło tych problemów, o kwestie tożsamościowe, o poziom wzajemnej tolerancji i zaufania Polaków i Litwinów, o historyczne uwarunkowania obecnych zachowań. Obok tematu polskiej mniejszości pojawiały się tematy gospodarcze, przede wszystkim pytania o dalszy los wspólnych inwestycji i projektów energetycznych. Najważniejsze chyba miejsce pośród tych tematów zajmowała sprawa rafinerii w Możejkach, będącej w posiadaniu polskiego Orlenu. W mijającym roku stało się jasne, że litewska rafineria nie pozostanie zbyt długo w rękach polskiego koncernu.
Czy tematy te były równie ważne dla mieszkańców Litwy? Na pewno tak jeśli chodzi o obywateli Litwy narodowości polskiej, ale zapewne także dla innych mieszkańców Wileńszczyzy. Ale podejrzewam, że Litwini zamieszkujący pozostałe regiony bardziej przejmowali się innymi problemami. Musiał ich niepokoić stan państwa, skoro badania opinii publicznej wskazują na zastraszająco niski stopień zaufania Litwinów wobec instytucji życia publicznego (szczególnie rządu, Sejmu i partii politycznych), jak i poszczególnych polityków (rekordy "niepopularności" bije premier Andrius Kubilius). Wydarzyło się z resztą wiele, co mogło utwierdzać obywateli w przekonaniu, że państwo litewskie nie funkcjonuje właściwie: "afera pedofilska", sprawa tajnych więzień CIA, spory polityków, rozdrobnienie partyjne, kolejne dymisje (m. in. ministrów: spraw zagranicznych, zdrowia i kultury, a także prokuratora generalnego). Dla wielu klimat życia publicznego na Litwie staje się nieznośny. Jeden z najwybitniejszych litewskich intelektualistów, Tomas Venclova, ogłosił w minionym roku manifest wymownie zatytułowany "Duszę się".
Trudno dziwić się, że Litwini źle oceniają mijający rok. Prawie połowa uczestników sondażu przeprowadzonego przed Świętami Bożego Narodzenia oceniła 2010 jako nieudany. Nie można się zatem również dziwić, że część mieszkańców Litwy woli szukać swego szczęścia za granicą - kwestie demograficzne były tematem mojego poprzedniego wpisu. Powstaje pytanie, co zamierzają zrobić władze, aby zachęcić niedawnych emigrantów do powrotu do ojczyzny. Zaobserwowane w społeczeństwie litewskim tendencje mogą świadczyć, że w zbliżających się wyborach samorządowych Litwini pokażą czerwoną kartkę współrządzącemu konserwatywnemu Związkowi Ojczyzny. Opozycyjni socjaldemokraci nawoływali do przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych, ale nie znaleźli dla swego pomysłu sojuszników. Nie można jednak wykluczyć, że Nowy Rok przyniesie kolejne przetasowania na szczytach władzy, być może do odejścia będzie zmuszony Andrius Kubilius. W szeregach jego własnej partii rośnie mu silna konkurencja - reprezentująca Związek Ojczyzny przewodnicząca parlamentu Irena Degutienė pozwala sobie na dużą niezależność w opiniach i cieszy się znacznie lepszymi wynikami popularności niż szef rządu.
Jeśli chodzi o wspomniane rankingi (o ile mogą być one jakąkolwiek wykładnią), to pozycja prezydent Dalii Grybauskaitė wydaje się być niewzruszona. Litwini wciąż ufają swojej prezydent. W minionym roku Grybauskaitė doprowadziła m. in. do dymisji szefa dyplomacji Vygaudasa Ušackasa, który jej zdaniem prowadził zbyt samodzielną politykę zagraniczną. Co ciekawe, jego miejsce zajął konserwatysta Audronius Ažubalis, któremu można wiele zarzucić, ale na pewno nie to, że jest politykiem niesamodzielnym. Ažubalis znany był do tej pory z odważnej, ostrej retoryki, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje z Rosją (choć i Polacy mogliby przypomnieć niektóre jego "niepoprawne politycznie" wypowiedzi). Jako szef MSZ musiał współpracować z prezydent Grybauskaitė, która postanowiła przestawić litewską politykę zagraniczną na tory pragmatyzmu. Urzędująca prezydent wiele energii poświęciła na "ocieplanie" stosunków z Rosją i Białorusią. Jeśli chodzi o tę ostatnią to szereg kontrowersji wywołała jej rzekoma wypowiedź, w której miała nazwać Alaksandra Łukaszenkę "gwarantem stabilności gospodarczej i politycznej". Powyborcze wydarzenia w Mińsku w ostatnich dniach poddały w wątpliwość politykę "appeasementu" wobec Łukaszenki. Dla równowagi warto dodać, że również z Litwy posypały się głosy oburzenia wobec represji, jakie białoruskie władze zastosowały względem opozycji.
Najważniejszym wydarzeniem mijającego roku w Polsce była bez wątpienia tragedia smoleńska, śmierć prezydenta, jego małżonki oraz szeregu innych wybitnych osobistości, urzędników państwowych i działaczy społecznych. Ale również Litwini pożegnali w kończącym się roku zmarłego prezydenta. W czerwcu zmarł Algirdas Brazauskas, pierwszy prezydent niepodległej Litwy, a zarazem były I sekretarz partii komunistycznej, który w swej biografii uosabiał dramatyczne nieraz losy litewskiego narodu w XX wieku. Różnie oceniany przez współczesnych, ale co warto podkreślić, polityk zdolny do podejmowania odważnych decyzji. Położył wielkie zasługi dla odbudowy państwa litewskiego, mimo że był radzieckim aparatczykiem. Potrafił, co rzadko zdarza się w polityce, wycofać się z życia publicznego po pierwszej prezydenckiej kadencji. Wkrótce jednak wrócił by patronować nowej centrolewicowej koalicji, a potem objął funkcję premiera. Nie uniknął krytyki, ale decyzja biskupa wileńskiego Audrysa Bačkisa, który nie pozwolił na wystawienie trumny z ciałem byłego prezydenta w wileńskiej katedrze została przyjęta na Litwie z dużym niesmakiem.
Czy wobec tych wszystkich problemów Litwini mieli w mijającym roku jakieś powody do zadowolenia? Sami za jedno z najważniejszych wydarzeń mijającego roku uznali sukces swoich koszykarzy. Litewska reprezentacja na odbywających się w Turcji Mistrzostwach Świata zdobyła brązowy medal. Litwini zaliczyli w tym turnieju tylko i aż jedną porażkę - w decydującym o awansie do finału meczu półfinałowym z USA. Warto dodać, że Amerykanie sięgnęli później po złoty medal, zatem Litwini mogli się pochwalić, że przegrali jedynie z triumfatorami. Reprezentacja Litwy potwierdziła, że należy do światowej czołówki i że rację mają ci, którzy mówią, że koszykówka to narodowy sport, czy wręcz "narodowa religia" Litwinów. Także jeśli chodzi o kwestie gospodarcze, Litwini nie ucierpieli na skutek globalnego kryzysu w takim stopniu, jak wcześniej straszono. W lipcu premier Kubilius ogłosił, że litewska gospodarka "wychodzi z kryzysu". Ale dopiero nadchodzący rok pokaże, czy szef rządu nie pozwolił sobie na zbytni optymizm.
Ciekawe są wyniki badań opinii publicznej, o których pisze Radio "Znad Wilii". Wynika z nich, że Litwini w 2011 roku życzą sobie przede wszystkim zdrowia, pieniędzy, w dalszej kolejności spokoju oraz więcej czasu dla siebie i bliskich. Nie pozostaje mi nic innego, jak tego właśnie życzyć i Litwinom, i wszystkim czytelnikom tego bloga. Szczęśliwego Nowego Roku!
piątek, 31 grudnia 2010
poniedziałek, 27 grudnia 2010
Mało nas...Litwinów
Litwinów jest coraz mniej. Tak przynajmniej wynika z danych, które opublikował litewski Departament Statystyki. W grudniu bieżącego roku liczebność mieszkańców Litwy została obliczona na ponad 3 miliony 249 tysięcy. W porównaniu z grudniem 2009 r. liczba ludność spadła o ponad 82 tysiące. Demografowie już od dawna biją na alarm, a według najnowszych doniesień - jeśli utrzyma się tendencja spadkowa - Litwie grozi, że w 2035 r. będzie liczyć mniej niż 3 miliony ludności (podaję za Radiem "Znad Wilii").
Dla i tak już małego narodu są to wiadomości dramatyczne. Szczególnie niepokoi starzenie się społeczeństwa i niekończąca się fala emigracji. Zaobserwowane tendencje mogą doprowadzić do tego, że przyszli emeryci nie będą mogli liczyć na wsparcie ze strony młodszego pokolenia. Skutkiem będzie załamanie systemu emerytalnego opartego na solidarności pokoleń. Z podobnym problemem mamy do czynienia w Polsce.
Co zaś tyczy się emigracji, to Litwa narażona jest na zjawisku drenażu mózgów. Wyjeżdżają zarówno ci, którzy w ojczyźnie nie mogą sobie poradzić z trudną sytuacją materialną, jak i ci najzdolniejsi, dla których rodzimy rynek pracy nie jest w stanie zaoferować odpowiednich warunków rozwoju zawodowego i intelektualnego. Nawet jeśli pracujący za granicą Litwini część swoich dochodów przeznaczają na wsparcie bliskich, którzy zostali w kraju, to nie jest to w stanie zrekompensować nieodwracalnych strat dla krajowej gospodarki i litewskiego społeczeństwa.
Długofalowe skutki są trudno do oszacowania - rozpad więzi społecznych, brak oparcia dla starszych w młodszym pokoleniu, utrata zdolnych i produktywnych kadr. Warto również spojrzeć na temat nieco szerzej, w kontekście sytuacji innego kraju regionu - Łotwy, który przeżywa podobne problemy. Więcej na temat sytuacji demograficznej na Łotwie w portalu kresy.pl w artykule "Kraj jedynie pochodzenia".
Dla i tak już małego narodu są to wiadomości dramatyczne. Szczególnie niepokoi starzenie się społeczeństwa i niekończąca się fala emigracji. Zaobserwowane tendencje mogą doprowadzić do tego, że przyszli emeryci nie będą mogli liczyć na wsparcie ze strony młodszego pokolenia. Skutkiem będzie załamanie systemu emerytalnego opartego na solidarności pokoleń. Z podobnym problemem mamy do czynienia w Polsce.
Co zaś tyczy się emigracji, to Litwa narażona jest na zjawisku drenażu mózgów. Wyjeżdżają zarówno ci, którzy w ojczyźnie nie mogą sobie poradzić z trudną sytuacją materialną, jak i ci najzdolniejsi, dla których rodzimy rynek pracy nie jest w stanie zaoferować odpowiednich warunków rozwoju zawodowego i intelektualnego. Nawet jeśli pracujący za granicą Litwini część swoich dochodów przeznaczają na wsparcie bliskich, którzy zostali w kraju, to nie jest to w stanie zrekompensować nieodwracalnych strat dla krajowej gospodarki i litewskiego społeczeństwa.
Długofalowe skutki są trudno do oszacowania - rozpad więzi społecznych, brak oparcia dla starszych w młodszym pokoleniu, utrata zdolnych i produktywnych kadr. Warto również spojrzeć na temat nieco szerzej, w kontekście sytuacji innego kraju regionu - Łotwy, który przeżywa podobne problemy. Więcej na temat sytuacji demograficznej na Łotwie w portalu kresy.pl w artykule "Kraj jedynie pochodzenia".
piątek, 10 grudnia 2010
Krótko o Możejkach
Kończy się krótka historia obecności Polskiego Koncernu Naftowego na Litwie. Jest już niemal pewne, że należąca do Orlenu rafineria w Możejkach w przyszłym roku znajdzie nabywcę. Decyzje o sprzedaży Orlen Lietuva mają zapaść do końca lutego. Wśród firm zainteresowanych przejęciem litewskiej rafinerii wymienia się rosyjskie koncerny ŁUKojł i TNK-BP. Więcej na ten temat pisze portal wyborcza.biz
Kiedy przed czterema laty Orlen przejmował rafinerię w Możejkach widziano w tej transakcji sukces nie tylko gospodarczy, ale i polityczny. Polska obecność w Możejkach miała być jedną z podstaw budowy niezależności paliwowo-energetycznej zarówno naszego kraju, jak i Litwy, a równocześnie miała służyć umacnianiu "strategicznego partnerstwa" między Polską a Litwą. Te nadzieje okazały się daremne. Dziś prezes Orlenu, Jacek Krawiec, przyznaje że zakup rafinerii w Możejkach był niewypałem.
"To była zła, nietrafiona, niepotrzebna krajowi decyzja" - trudno o bardziej dosadny komentarz, niż ten wygłoszony przez prezesa Krawca. Znamienne, że słowa te padają w momencie, w którym mówi się głośno o poważnym kryzysie w stosunkach polsko-litewskich.
Kiedy przed czterema laty Orlen przejmował rafinerię w Możejkach widziano w tej transakcji sukces nie tylko gospodarczy, ale i polityczny. Polska obecność w Możejkach miała być jedną z podstaw budowy niezależności paliwowo-energetycznej zarówno naszego kraju, jak i Litwy, a równocześnie miała służyć umacnianiu "strategicznego partnerstwa" między Polską a Litwą. Te nadzieje okazały się daremne. Dziś prezes Orlenu, Jacek Krawiec, przyznaje że zakup rafinerii w Możejkach był niewypałem.
"To była zła, nietrafiona, niepotrzebna krajowi decyzja" - trudno o bardziej dosadny komentarz, niż ten wygłoszony przez prezesa Krawca. Znamienne, że słowa te padają w momencie, w którym mówi się głośno o poważnym kryzysie w stosunkach polsko-litewskich.
Subskrybuj:
Posty (Atom)