środa, 23 stycznia 2013

"Za wolność naszą i waszą"

Wczoraj minęło 150 lat od wybuchu powstania styczniowego. Powstanie było ostatnim wspólnym zrywem niepodległościowym narodów dawnej Rzeczypospolitej. Obok Polaków brali w nim udział Litwini, Białorusini, Ukraińcy. Na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego walczyli powstańcy dowodzeni przez Zygmunta Sierakowskiego, Konstantego Kalinowskiego czy ks. Antoniego Mackiewicza. Trzej wymienieni komendanci zostali pojmani i straceni przez Rosjan, stając się męczennikami sprawy narodowej i bohaterami, także na Litwie. Co ciekawe, tylko ks. Mackiewicz (Mackevičius) pochodził z terytorium "etnicznie" litewskiego. Sierakowski pochodził z Wołynia, a Kalinowski był Białorusinem urodzonym w Mostowlanach na Podlasiu. Dziś uchodzi za bohatera białoruskiego ruchu narodowego.

O wspólnym udziale w zrywie powstańczym przypomniała wczorajsza uroczystość zapalenia zniczy na mogiłach powstańców na Cmentarzu Powązkowskim. Obok prezydenta Bronisława Komorowskiego wzięli w niej udział przedstawiciele dyplomatyczni Białorusi, Litwy, Łotwy i Ukrainy. Obecność ambasador Litwy Lorety Zakarevičienė cieszy szczególnie wobec niedawnych absencji na uroczystościach państwowych, jak choćby odmowy udziału przez prezydent Grybauskaitė w Święcie Niepodległości 11 listopada (na które wcześniej trzykrotnie przyjeżdżała) czy nieobecności polskiej delegacji w czasie 20. rocznicy tzw. "wydarzeń styczniowych" w 1991 r. w Wilnie.

Martwi jednak, że 22 stycznia żadne podobne uroczystości z udziałem władz państwowych nie odbyły się w Wilnie. Zabrakło woli politycznej? Być może, ale nie czas teraz roztrząsać. Litwini szykują na ten rok swoje obchody rocznicy powstania styczniowego. Miejmy nadzieję, że nie zabraknie w nich miejsca na podkreślenie, że powstanie na Litwie było częścią wspólnego zrywu niepodległościowego, a nie fenomenem wyłącznie lokalnym.

W obchody włączyli się natomiast harcerze z Wileńskiego Hufca Maryi, przewodzeni przez ks. Dariusza Stańczyka. 22 stycznia zorganizowali oni w Wilnie Marsz Wolności "Za wolność naszą i waszą", w którym przeszli z Placu Łukiskiego (miejsca kaźni powstańców na Litwie, m. in. Sierakowskiego i Kalinowskiego), następnie Aleją Giedymina, aż na Górę Trzech Krzyży, gdzie miała miejsce msza polowa. Uroczystości zakończyły się jednak niemiłym zgrzytem, bo interwencją policji. Jak się okazało, inicjatywa nie miała wymaganego zezwolenia władz Wilna. Policjanci zmuszeni byli zatrzymać ks. Stańczyka do wyjaśnienia.

Materiał filmowy portalu Wilnoteka z Marszu Wolności.

Całą rzecz należałoby skwitować jako nieporozumienie. Ksiądz Stańczyk faktycznie nie wystąpił pisemnie do władz Wilna o zgodę na organizację przemarszu. Jak sam oświadczył, był to jego protest przeciwko zgodzie wileńskiego magistratu na organizację "Parady Równości". Interweniujący policjanci, poproszenie przez duchownego poczekali na zakończenie uroczystości, po czym zaprosili go na komisariat. Ksiądz Stańczyk nie mógł się później nachwalić wileńskich policjantów, pobyt na komisariacie traktując jako możliwość opowiedzenia im o powstaniu i jego bohaterach.

Na ten sympatyczny obrazek pewnym cieniem rzucają się jednak nadużycia dokonane przez obie strony. Organizator zgromadzenia świadomie zaniedbał obowiązek zgłoszenia inicjatywy do władz (jak sam oświadczył, zgłoszenie było jedynie ustne), musiał się więc liczyć z konsekwencjami. Z drugiej strony można zapytać czy konieczna była interwencja policji, skoro zgromadzenie nie było masowe i odbywało się w sposób całkowicie pokojowy. Policjanci nie zachowywali się co prawda agresywnie, ale mogli zrezygnować np. z przerywania liturgii. Już teraz pojawiają się głosy, że wileńskim policjantom brakuje podobnej stanowczości, choćby wtedy gdy odbywają się w Wilnie marsze nacjonalistów krzyczących "Litwa dla Litwinów".

Sprawa znajdzie swój finał w Sądzie Rejonowym w Wilnie. Za organizację nielegalnego zgromadzenia ks. Stańczykowi grozi od 500 do 2000 litów lub areszt do 30 dni. Oby sąd znalazł jakieś salomonowe rozwiązanie, które pozwoli przejść nad tym wydarzeniem do porządku i skupić się nad kolejnymi uroczystościami 150-lecia powstania styczniowego.

wtorek, 1 stycznia 2013

Jaki był 2012? Jaki będzie 2013?


Wiele artykułów w tych dniach to różnego rodzaju rankingi, zestawienia i podsumowania: "Koniec roku to czas podsumowań" – jak mówi chyba najczęściej spotykane przy tej okazji hasło. Nie inaczej jest w przypadku tematyki litewskiej.

Pozwolę sobie jednak zaproponować nieco inne spojrzenie na miniony rok. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że dla osoby interesującej się Litwą był to czas raczej nieprzyjemny. Powstało wrażenie, że jeśli o Litwie pisano lub mówiono, to głównie w kontekście sporu o polską mniejszość. Jednym z najczęściej powtarzanych słów był "kryzys". Paradoksalnie jednak ubiegły rok okazał się czasem wyjątkowego zainteresowania Litwą. Paradoks tkwi w tym, że źródłem zainteresowania w dużej mierze był impas w stosunkach polsko-litewskich. W reakcji na to pojawiły się inicjatywy, których celem było odgadnięcie przyczyn kryzysu i próba znalezienia rozwiązania.

W ciągu minionego roku obrodziło różnego rodzaju wydarzeniami czy projektami, w taki czy inny sposób związanymi z tematyką litewską. W pierwszej kolejności można wymienić zaangażowanie warszawskiego Centrum Stosunków Międzynarodowych, które zainteresowało się tematem stosunków polsko-litewskich, z dużym udziałem wicedyrektora tej placówki, Wojciecha Borodzicz-Smolińskiego. Za sprawą CSM w Warszawie gościli przedstawiciele litewskich środowisk eksperckich, m. in. Vytis Jurkonis z Centrum Badań Europy Wschodniej w Wilnie. Inną inicjatywą godną odnotowania był projekt "Idea Spotkania", koordynowany przez Jakuba Halcewicza-Pleskaczewskiego. W ramach tego projektu przeprowadzono m. in. monitoring publikacji prasowych: polskich o Litwie i Litwinach i litewskich o Polsce i Polakach. Wyniki badania przedstawiono podczas debaty poświęconej stosunkom polsko-litewskim, która odbyła się 9 października w Warszawie. Problemy relacji polsko-litewskich pojawiły się także na dorocznej konferencji "Polska Polityka Wschodnia" organizowanej we Wrocławiu przez tamtejsze Kolegium Europy Wschodniej.

Dużym i głośnym wydarzeniem była konferencja "Stosunki polsko-litewskie: diagnoza i najważniejsze wyzwania" na Uniwersytecie Warszawskim organizowana przez Ośrodek Analiz Politologicznych UW, Międzynarodowy Instytut Społeczeństwa Obywatelskiego i Centrum Działań Społecznych "Adversus" z Wilna. Inicjatorką zorganizowania tego wydarzenia była dr Renata Mieńkowska-Norkienė z Instytutu Nauk Politycznych UW. Na konferencji, która odbyła się 9 lipca, udało się zgromadzić niezwykle liczne grono osób związanych z tą tematyką, reprezentujących różne profesje i różne punkty widzenia: politologów, historyków, analityków, dziennikarzy, urzędników, przedstawicieli trzeciego sektora.

Swoją działalność, rozpoczętą jednak dużo wcześniej, kontynuowały także środowiska przedstawiające się jako obrońcy polskiej mniejszości na Litwie, znane głównie z organizowania pikiet pod Ambasadą Litwy w Warszawie. Miałem już okazję wspomnieć, że metody działania tych środowisk nie są bliskie, nie zgadzam się z wieloma formułowanymi przez nie tezami. Jednak sam fakt organizacji tego typu protestów jest wart odnotowania, choćby przez to, że służą one nagłośnieniu problemu.

Jak rzadko kiedy tematyka litewska obecna była w polskich mediach. Obszerne artykuły poświęcone tym kwestiom, przybliżające różne aspekty i prezentujące różne punkty widzenia były publikowane w "Gazecie Wyborczej" (m. in. esej prof. Alfredasa Bumblauskasa, rozmowy z red. Edytą Maksymowicz i prof. Krzysztofem Buchowskim) i "Rzeczpospolitej" (Litwie poświęcony był jeden z numerów weekendowego dodatku "Plus-Minus"). Dodatek litewski znalazł się także w jednym z ostatnich wydań "Tygodnika Powszechnego". Coraz chętniej o Litwie pisano także w tegorocznych numerach specjalistycznej "Nowej Europy Wschodniej" i na jej stronie internetowej new.org.pl.

"Last but not least", koniecznie należy wspomnieć o zaangażowaniu w dialog polsko-litewski środowisk intelektualistów z obu krajów. W tym roku zaktywizowali swoje działania przedstawiciele nauki i sztuki, którym zależy na poprawie stosunków między naszymi krajami. W maju ubiegłego roku obie strony (litewska i polska) wystosowały listy otwarte, nawołujące do powołania wspólnego forum służącego porozumieniu ponad granicami. Efektem tych działań było powstanie polsko-litewskiego Forum Współpracy i Dialogu im. Jerzego Giedroycia. Inauguracja działalności Forum nastąpiła na pierwszym wspólnym spotkaniu, które odbyło się 7 października w Druskienikach.

Mimo tej obfitości pozostaje niedosyt. Wciąż brakuje na polskim rynku wydawniczym przekładów współczesnej literatury litewskiej. Do Polski dociera niewiele litewskiej muzyki. W zasadzie nieznana pozostaje dla nas tamtejsza kinematografia. W minionym roku kilka wykładów i spotkań z publicznością odbył niestrudzony Tomas Venclova, tu i ówdzie zdarzają się co jakiś czas koncerty litewskich artystów, spotkania autorskie z literatami czy przeglądy filmów, ale to wciąż "dużo za mało". Za mało litewskich autorów, czy to ze świata nauki, czy kultury, czy mediów, gości na łamach polskich gazet i czasopism, a także w polskich serwisach internetowych. Wiele interesujących tekstów autorstwa wybitnych litewskich intelektualistów ze względu na barierę językową w ogóle nie trafia do polskiego odbiorcy. Katalog nazwisk, po które sięga się w celu przybliżenia Polakom litewskiego punktu widzenia jest zbyt krótki. Należałoby go w szczególności uzupełnić o przedstawicieli młodszych pokoleń historyków, politologów, publicystów, ludzi kultury i sztuki, którzy odrzucają utarte schematy i nie ulegają antypolskim fobiom. Dobrym przykładem jest według mnie wywiad, jaki portalowi 15min.lt udzielił prof. Šarūnas Liekis. Zaprezentowany przez tego litewskiego historyka pogląd na "bunt Żeligowskiego" i inne aspekty zmagań o niepodległość Polski i Litwy odbiega od tego, co polscy odbiorcy przywykli słyszeć ze strony litewskiej. Zupełnie nie nagłośniona wypowiedź Liekisa pokazuje, że duch resentymentu względem Polski wcale nie musi być dominującym wśród Litwinów.

Mimo tych ostatnich uwag kibicuję wszystkim inicjatywom, dzięki którym w Polsce będziemy mogli dowiedzieć się więcej o Litwie i Litwinach, ich poglądach na nas i na świat, o wartościach, które im przyświecają i problemach, które dziś najbardziej zatruwają litewskie społeczeństwo. Cieszy szczególnie, że we wspomniane inicjatywy w dużym stopniu zaangażowana jest młodzież. Mnogość wspomnianych wcześniej inicjatyw daje podstawy do myślenia z optymizmem o nadchodzącej przyszłości w stosunkach polsko-litewskich. Oby tylko została zachowana ta energia, która pchnęła do działania animatorów i organizatorów debat, forów, spotkań i seminariów. Byłoby wielką szkodą, gdybyśmy wytracili ten potencjał.

Na koniec chciałbym przekazać najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności w Nowym Roku wszystkim czytelnikom tego bloga, zarówno tym, którzy zaglądali tu wcześniej, jak i tym, którzy są tu po raz pierwszy. Mam nadzieję, że w rozpoczynającym się roku będziemy mieli wiele okazji do spotkań.