Wczoraj minęło 150 lat od wybuchu powstania styczniowego. Powstanie było ostatnim wspólnym zrywem niepodległościowym narodów dawnej Rzeczypospolitej. Obok Polaków brali w nim udział Litwini, Białorusini, Ukraińcy. Na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego walczyli powstańcy dowodzeni przez Zygmunta Sierakowskiego, Konstantego Kalinowskiego czy ks. Antoniego Mackiewicza. Trzej wymienieni komendanci zostali pojmani i straceni przez Rosjan, stając się męczennikami sprawy narodowej i bohaterami, także na Litwie. Co ciekawe, tylko ks. Mackiewicz (Mackevičius) pochodził z terytorium "etnicznie" litewskiego. Sierakowski pochodził z Wołynia, a Kalinowski był Białorusinem urodzonym w Mostowlanach na Podlasiu. Dziś uchodzi za bohatera białoruskiego ruchu narodowego.
O wspólnym udziale w zrywie powstańczym przypomniała wczorajsza uroczystość zapalenia zniczy na mogiłach powstańców na Cmentarzu Powązkowskim. Obok prezydenta Bronisława Komorowskiego wzięli w niej udział przedstawiciele dyplomatyczni Białorusi, Litwy, Łotwy i Ukrainy. Obecność ambasador Litwy Lorety Zakarevičienė cieszy szczególnie wobec niedawnych absencji na uroczystościach państwowych, jak choćby odmowy udziału przez prezydent Grybauskaitė w Święcie Niepodległości 11 listopada (na które wcześniej trzykrotnie przyjeżdżała) czy nieobecności polskiej delegacji w czasie 20. rocznicy tzw. "wydarzeń styczniowych" w 1991 r. w Wilnie.
Martwi jednak, że 22 stycznia żadne podobne uroczystości z udziałem władz państwowych nie odbyły się w Wilnie. Zabrakło woli politycznej? Być może, ale nie czas teraz roztrząsać. Litwini szykują na ten rok swoje obchody rocznicy powstania styczniowego. Miejmy nadzieję, że nie zabraknie w nich miejsca na podkreślenie, że powstanie na Litwie było częścią wspólnego zrywu niepodległościowego, a nie fenomenem wyłącznie lokalnym.
W obchody włączyli się natomiast harcerze z Wileńskiego Hufca Maryi, przewodzeni przez ks. Dariusza Stańczyka. 22 stycznia zorganizowali oni w Wilnie Marsz Wolności "Za wolność naszą i waszą", w którym przeszli z Placu Łukiskiego (miejsca kaźni powstańców na Litwie, m. in. Sierakowskiego i Kalinowskiego), następnie Aleją Giedymina, aż na Górę Trzech Krzyży, gdzie miała miejsce msza polowa. Uroczystości zakończyły się jednak niemiłym zgrzytem, bo interwencją policji. Jak się okazało, inicjatywa nie miała wymaganego zezwolenia władz Wilna. Policjanci zmuszeni byli zatrzymać ks. Stańczyka do wyjaśnienia.
Materiał filmowy portalu Wilnoteka z Marszu Wolności.
Całą rzecz należałoby skwitować jako nieporozumienie. Ksiądz Stańczyk faktycznie nie wystąpił pisemnie do władz Wilna o zgodę na organizację przemarszu. Jak sam oświadczył, był to jego protest przeciwko zgodzie wileńskiego magistratu na organizację "Parady Równości". Interweniujący policjanci, poproszenie przez duchownego poczekali na zakończenie uroczystości, po czym zaprosili go na komisariat. Ksiądz Stańczyk nie mógł się później nachwalić wileńskich policjantów, pobyt na komisariacie traktując jako możliwość opowiedzenia im o powstaniu i jego bohaterach.
Na ten sympatyczny obrazek pewnym cieniem rzucają się jednak nadużycia dokonane przez obie strony. Organizator zgromadzenia świadomie zaniedbał obowiązek zgłoszenia inicjatywy do władz (jak sam oświadczył, zgłoszenie było jedynie ustne), musiał się więc liczyć z konsekwencjami. Z drugiej strony można zapytać czy konieczna była interwencja policji, skoro zgromadzenie nie było masowe i odbywało się w sposób całkowicie pokojowy. Policjanci nie zachowywali się co prawda agresywnie, ale mogli zrezygnować np. z przerywania liturgii. Już teraz pojawiają się głosy, że wileńskim policjantom brakuje podobnej stanowczości, choćby wtedy gdy odbywają się w Wilnie marsze nacjonalistów krzyczących "Litwa dla Litwinów".
Sprawa znajdzie swój finał w Sądzie Rejonowym w Wilnie. Za organizację nielegalnego zgromadzenia ks. Stańczykowi grozi od 500 do 2000 litów lub areszt do 30 dni. Oby sąd znalazł jakieś salomonowe rozwiązanie, które pozwoli przejść nad tym wydarzeniem do porządku i skupić się nad kolejnymi uroczystościami 150-lecia powstania styczniowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz