W piątkowym komentarzu redakcyjnym "Znaki czasu" w jednym z największych litewskich dzienników "Lietuvos rytas" poruszony został temat nierozwiązanych sporów w stosunkach polsko-litewskich. Tekst ten nawiązuje przede wszystkim do wydarzeń z minionego tygodnia: polska strona najpierw długo zwlekała z odpowiedzią na zaproszenie na obchody 20-tej rocznicy wydarzeń 13 stycznia 1991 r., a ostatecznie do Wilna przybyła delegacja pod przewodnictwem wicemarszałek Sejmu Ewy Kierzkowskiej. Nie pojawili się ani prezydent Komorowski, ani marszałkowie Schetyna i Borusewicz, co uznano za kolejny sygnał wysłany przez Warszawę, że polskie władze nie będą dłużej tolerować braku woli rozwiązania problemów polskiej mniejszości na Litwie.
W komentarzu litewskiej gazety decyzja o wysłaniu delegacji o obniżonej randze uznana została za dyplomatyczny policzek. Ale dziennikarze "Lietuvos rytas" dalecy są od poczucia, że Litwa została niesłusznie obrażona. Mówią wprost, że Litwa zasłużyła na taką reakcję. Dalej padają dość ostre słowa skierowane pod adresem litewskich elit, które mentalnie zatrzymały się w latach 30-tych ubiegłego wieku, kiedy Polaków uważano za największych wrogów. Zdaniem "Lietuvos rytas" Litwa zachowuje się jak "krnąbrne dziecko", które przez długi czas wodziło za nos Polaków obiecując im szybkie rozwiązanie problemu pisowni nazwisk. Dziennik zwraca również uwagę na przeciągający się problem zwrotu ziemi w rejonach wileńskim i solecznickim oraz konflikt o tablice z nazwami ulic w języku polskim. W efekcie tych sporów Polska, która wspierała litewskie dążenia do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO, traci cierpliwość.
Autor komentarza nie uważa jednak, że 13 stycznia to odpowiednia data dla takich decyzja, jak ta podjęta przez polskie władze, aby obniżyć rangę delegacji na uroczystości rocznicowe. "Lietuvos rytas" przywołuje także głosy polskiej prasy, która skrytykowała rządzących, że nie zdecydowali się na podróż do Wilna. Jednym z cytowanych polskich autorów jest Jerzy Haszczyński, który kilka dni temu napisał w "Rzeczpospolitej" ("Mocny sygnał dla Litwinów"), że decyzja polskich władz wygląda jak "symboliczne pożegnanie już nie tylko z partnerstwem strategicznym, które nigdy się do końca nie wykluło, ale i z dobrymi stosunkami między sąsiadami". Litwini powołują się też na opinię Jacka Pawlickiego z "Gazety Wyborczej" ("Zakończmy swary z Litwinami"), który uznał, że nieobecność polskich polityków na ceremonii rocznicowej może być odebrany jako afront i kolejny dowód, że "duża Polska postanowiła ukarać małą Litwę". A to z kolei może być jeszcze jednym powodem dla litewskiej podejrzliwości. Postawa polskich władz może więc szkodzić także samej Polsce i jej pozycji międzynarodowej jako kraju, który próbuje budować wizerunek regionalnego mocarstwa.
Aby podkreślić wagę rocznicy, "Lietuvos rytas" przypomina jak 13 stycznia zjednoczył Polaków i Litwinów. Autor komentarza cofa się do tamtych dramatycznych chwil, kiedy Wilno zostało najechane przez radzieckie wojska. Tego dnia minister spraw zagranicznych Algirdas Saudargas udał się do Polski z upoważnieniem do tworzenia rządu na uchodźstwie. Na Litwę udali się zaś polscy parlamentarzyści by wspierać Litwinów w oporze przeciwko radzieckiej interwencji. Był tam też i Adam Michnik, który wygłosił płomienne przemówienie w litewskim Sejmie surowo potępiając agresję: "Dlatego dziś powiadamy – NIE! Nie wolno dławić litewskiej wolności. Nie wolno deptać woli narodu i narzucać mu kolaboranckiego reżimu" (Adam Michnik, "Do przyjaciół Litwinów", GW nr 11 (480), 14 stycznia 1991). Kilka dni później na pogrzebie ofiar radzieckiej interwencji na cmentarzu na Antokolu senator Piotr Andrzejewski wyraził słowa współczucia Polaków dla Litwy i stwierdził, że "bez wolnej Litwy nie będzie wolnej Europy".
Ostatecznie jednak autor komentarza w "Lietuvos rytas" większą rolę w rozwiązaniu problemów w stosunkach polsko-litewskich przypisuje władzom swojego kraju. W ocenie ich działań jest zresztą bardzo krytyczny. Brak decyzji w sprawie pisowni nazwisk jest jego zdaniem dowodem na nieporadność, czy wręcz "kulturalne zacofanie" litewskiego Sejmu. Przywołuje przy tym przykład Finlandii, gdzie już dawno temu przyjęto zasadę, że w miejscowościach zamieszkanych przez mniejszość szwedzkojęzyczną nazwy tych miejscowości są pisane po szwedzku, a Finom to absolutnie nie przeszkadza. Błędem byłoby, zdaniem autora, zrzucanie całej odpowiedzialności za obecny kryzys na polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, którego litewscy dyplomaci mają za bufona.
Litewski dziennik wzywa władze swojego kraju do podjęcia działań w celu przezwyciężenia sporów, dzielących oba państwa. Najgorsze co można zrobić w tej sytuacji to obrazić się. Zamiast tego litewskie władze powinny systematycznie rozwiązywać zadawnione problemy oraz rozwijać projekty, które będą niosły obopólną korzyść gospodarczą. Bardzo dosadna jest konkluzja artykułu, w której autor stwierdza, że Litwa musi zacząć zachowywać się w sposób "cywilizowany". Jeśli tak się nie stanie, to może zostać w Unii Europejskiej bez przyjaciół. Choć fakt, że np. Estonia również nie przysłała na uroczystości rocznicowe polityków wysokich rangą, może zdaniem autora świadczyć, że Litwa już została bez przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz