wtorek, 29 listopada 2011

Długi marsz

Po dłuższej przerwie powracam na bloga, ale postaram się streszczać. Dzisiejszą notkę zatytułowałem "Długi marsz". Nie chodzi mi jednak o Mao Tse-tunga (od jakiegoś czasu także w Polsce nazywanego Mao Zedongiem), ale o stosunki polsko-litewskie. Perspektywę "długiego marszu" w naszych relacjach z Litwą zarysował prezydent Bronisław Komorowski w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wyborczej". W chwili obecnej wydaje mi się, że to trafna ocena. Szczególnie litewskich Polaków czeka raczej mozolne zmaganie się z władzami Litwy w staraniach o egzekwowanie swoich praw zarówno jako mniejszości narodowej, jak i obywateli tego kraju. Szerzej na ten temat wypowiedziałem się na gościnnych "łamach" portalu Polityka Wschodnia. Zapraszam do lektury mojego tekstu pt. Polsko-litewski długi marsz.

wtorek, 6 września 2011

Co nowego w stosunkach polsko-litewskich

W relacjach polsko-litewskich w ostatnich dniach było sporo wrażeń, choć chyba w większości niezbyt pozytywnych. Dawno już polskie media nie poświęcały tym sprawom tyle uwagi, co teraz. Szkoda tylko, że w zalewie informacji głosy kompetentne i rozsądne należą do rzadkości. Zaktywizowali się natomiast politycy, którzy Litwą do tej pory raczej się nie zajmowali.

Trudno nie odnieść wrażenia, że problemy tamtejszych Polaków służą wyłącznie do załatwiania międzypartyjnych porachunków w bieżącej kampanii wyborczej. Choć chciałoby się wierzyć, że rząd faktycznie będzie teraz czynił starania, aby w jakiś sposób zneutralizować negatywne skutki wprowadzenia w życie przepisów nowej ustawy oświatowej. Z drugiej strony, polskie władze mają, można powiedzieć, do pewnego stopnia związane ręce. Ile bowiem mogą zrobić, by pomóc, a zarazem nie przekroczyć granicy, za którą wszelkie działania będą odczytane jako nieuprawniona ingerencja w wewnętrzne sprawy drugiego państwa. Jest oczywiste, że polityka oświatowa Litwy może być kształtowana wyłącznie przez litewskie władze. Jest jednak równie oczywiste, że państwo polskie nie może lekceważyć problemów naszych rodaków będących obywatelami Litwy.

Tymczasem z Litwy nadeszła wiadomość, która nie jest już tak nagłaśniana, jak choćby strajk szkolny (zawieszony po wizycie Donalda Tuska na dwa tygodnie). W litewskim Ministerstwie Kultury utworzone zostało stanowisko wiceministra odpowiedzialnego za kwestie mniejszości narodowych. Nominację na to stanowisko uzyskał Polak, Stanisław Widtmann. W przeszłości kierował on tygodnikiem "Słowo Wileńskie", a później pracował w Departamencie Mniejszości Narodowych i Wychodźstwa (jako wicedyrektor). Rozwiązanie w 2009 r. tej ostatniej instytucji, samodzielnej agendy rządowej odpowiedzialnej za sprawy mniejszości i przekazanie jej kompetencji w tej dziedzinie do Ministerstwa Kultury wywołało szereg kontrowersji. Pojawiały się opinie, że władze litewskie wręcz lekceważą problemy mniejszości. Utworzenie stanowiska wiceministra ma być sygnałem, że rząd litewski wcale nie zapomniał o tych sprawach i że zostanie im nadana odpowiednia ranga.

W Polsce zaś najwięcej emocji wywołała niedzielna wizyta Donalda Tuska na Litwie. Najpierw spotkanie z Andriusem Kubiliusem w Połądze, a potem podróż do Wilna, gdzie polski premier spotkał się przedstawicielami polskiej społeczności. Pozwoliłem sobie wyrazić opinię na temat "misji ratunkowej" premiera, która została zamieszczona na portalu "Polityka Wschodnia". Tam też ruszył specjalny serwis zatytułowany "Kryzys stosunków polsko-litewskich", gdzie czytelnicy znajdą mój tekst, jak również komentarze innych współpracowników portalu. Zapraszam do lektury!

poniedziałek, 25 lipca 2011

Litewsko-austriacka "zimna wojna" (z Rosją w tle)

Cała Europa żyje teraz potworną zbrodnią w Norwegii. Nie ma się czemu dziwić. Trudno pogodzić się z tym, co się tam wydarzyło. Zareagowała także Litwa. Warto zapoznać się z opinią komentatora "Lietuvos rytas" Rimvydasa Valatki, który zwraca uwagę na nastroje nacjonalistyczne w swojej ojczyźnie, coraz częściej dochodzące ostatnio do głosu.


Norweska tragedia przysłoniła nieco temat, który na Litwie był sprawą nr 1 w minionych dniach. Chodzi o niedoszłą ekstradycję Michaiła Gołowatowa, byłego oficera radzieckich oddziałów specjalnych "Alfa" zatrzymanego w Austrii (na podstawie wystawionego przez Litwę Europejskiego Nakazu Aresztowania) i po ok. dobie zwolnionego mimo starań prokuratury litewskiej. Gołowatow jest jedną z kilkudziesięciu osób, które poszukiwane są pod zarzutami udziału w masakrze ludności cywilnej w Wilnie w styczniu 1991 r. Zainteresowanych szczegółami sprawy odsyłam do mojego artykułu pt. Sprawa Gołowatowa obnaża podział na "starą" i "nową" Europę, który ukazał się w najnowszym "Biuletynie Wschodnim" wydawanym przez portal "Polityka Wschodnia".

Trudno uwierzyć, że rosyjska dyplomacja nie podejmowała działań zmierzających do zwolnienia zatrzymanego. Dokładnego przebiegu wydarzeń nie znamy i być może długo nie poznamy, ale nie sposób w tym miejscu zapomnieć o wysiłkach jakie w takich sytuacjach zwykle czynią rosyjskie władze. Podejrzewany przez brytyjskich śledczych o udział w zabójstwie Aleksandra Litwinienki Andriej Ługowoj nie został wydany Brytyjczykom. W glorii niemal narodowego bohatera wszedł w 2007 r. do Dumy jako kandydat Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimira Żyrinowskiego. Od dożywotniego więzienia w Katarze uratowano również dwóch agentów FSB, którzy w tym kraju przeprowadzili "likwidację" byłego prezydenta Czeczenii Zelimchana Jandarbijewa. Czy mogło być inaczej w przypadku Gołowatowa, zasłużonego komandosa, który był wszędzie tam, gdzie Związkowi Radzieckiemu potrzebna była jego "tarcza i miecz"?

Sprawa pozostaje otwarta. Dla Litwinów nie tyle ukaranie, ale przynajmniej ściganie osób podejrzenach o zbrodnie komunistyczne w schyłkowym okresie sowieckiego panowania pozostaje priorytetem. Litwa nie ustaje w próbach przypominania Europie Zachodnie o zbrodniach komunizmu, zarówno tych z okresu stalinowskiego, jak i późniejszych. Zwolnienie poszukiwanego KGB-isty potraktowano na Litwie jak policzek. Dla wielu komentatorów, a pewnie i dla zwykłych obywateli jest to dowód na to, jak daleko na Zachód sięgają rosyjskie wpływy. A zarazem dowód na to, jak bardzo "Zachód" i "Wschód", czy też "Stara" i "Nowa" Europa różnią się w podejściu do rozliczenia zbrodni komunistycznych. Daleko chyba jednak do czasów, gdy Europa będzie oddychać "dwoma płucami"...

Na zdjęciu: grób Lorety Asanavičiūtė, jednej z ofiar masakry 13 stycznia 1991 r., na Cmentarzu na Antokolu w Wilnie (fot. własna)

środa, 13 lipca 2011

Wywiad z biskupem Rygi

Z pewnym opóźnieniem chciałem polecić lekturę wywiadu z arcybiskupem Rygi Zbigniewem Stankiewiczem, jaki dla tygodnika "Gość Niedzielny" przeprowadził Andrzej Grajewski. Biskup Stankiewicz to wyjątkowo postać o oryginalnej jak na duchownego biografii. Polak z pochodzenia, w czasach sowieckich ukończył studia inżynierskie i przez wiele lat pracował w zawodzie. Przeżył także kryzys wiary, miał w swoim życiu dość długi epizod ateistyczny, eksperymentował również z buddyzmem i hinduizmem, do katolicyzmu powrócił jako człowiek dojrzały. Pod koniec lat 80. współtworzył Związek Polaków na Łotwie, był jego wiceprezesem. Jako człowiek aktywny zawodowo i społecznie odkrył w sobie powołanie. Wyjechał na studia teologiczne na KUL-u. W 1996 uzyskał święcenia kapłańskie. Przez wiele pełnił posługę kapłańską w rodzinnym kraju, odbył również studia w Rzymie. W 2010 objął tron biskupi w stolicy Łotwy.

Łotwa pozostaje trudnym terenem do działania dla Kościoła. Jak wynika z badań "Eurobarometru" (s. 11) Łotysze nie należą do najbardziej religijnych narodów Europy. 37 % wierzy w Boga, 49 % w "siłę wyższą", a 10 % odrzuca wiarę w ogóle. Katolicy stanowią ok. 20 % społeczeństwa, oprócz Kościoła Katolickiego na Łotwie działają Kościóły Ewangelicki i Prawosławny (Patriarchat Moskiewski) o porównywalnej liczebności, a poza tym szereg mniejszych wspólnot wyznaniowym. Wielu mieszkańców Łotwy pozostaje religijnie obojętna. Ale takie warunki to także wezwanie dla Kościoła do wzmożonej ewangelizacji. To także pole do działania dla inicjatyw ekumenicznych. Jakiś czas temu głośno mówiło się o problemach ekonomicznych Łotwy, dziś wydaje się, że kwestie gospodarcze ustąpiły problemom politycznym - można wręcz powiedzieć o kryzysie politycznym, a na pewno kryzysie zaufania do instytucji życia politycznego, czego przejawem były ostatnie wydarzenia związane z zarządzeniem referendum w sprawie skrócenia kadencji łotweskiego Sejmu (szerzej na ten temat na blogu Tomasza Otockiego). Zdaniem biskupa Stankiewicza receptą na kryzys jest duchowe odrodzenie. O tych wszystkich wyzwaniach i nadziejach można przeczytać w wywiadzie, którego lekturę serdecznie polecam.

środa, 6 lipca 2011

Powrócić w Twoje ramiona

Film "Powrócić w Twoje ramiona" w reżyserii Kristijonasa Vlidžūnasa reklamowana jest jako pierwsza koprodukacja polsko-litewska. Co prawda nie miał on jeszcze swojej oficjalnej premiery w Polsce, ale już można go oglądać w niektórych kinach w naszym kraju. Współproducentem ze strony polskiej jest Studio Filmowe TOR, którym kieruje Krzysztof Zanussi.


Litewski obraz próbuje wpisać się w tę tradycję filmową, do której zaliczyć można takie arcydzieła, jak choćby "Człowiek z marmuru", a które opowiadają o zwykłych ludziach, którzy wpadali w tryby wielkiej machiny historii. "Powrócić w twe ramiona" nie jest filmem tej rangi i tej klasy, ale ambitnie próbuje mierzyć się z trudnym tematem. Ambicją i sposobem potraktowania tematu bliżej mu może do głośnych europejskich filmów ostatnich lat, takich jak "Spaleni słońcem", "Życie na podsłuchu" czy polski "Rewers". A tryby, choć to tylko maszyneria kowieńskiej kolejki linowej, dosłownie pojawiają się w filmie.
Litewsko-polska produkacja przywołuje wydarzenia sprzed 50 lat. Akcja ma miejsce w Berlinie, który wtedy, w 1961 roku, był już miastem podzielonym, choć słynny mur, który chyba już na zawsze stał się symbolem zimnej wojny i totalitarnego zniewolenia, miał wyrosnąć dopiero za kilka miesięcy. Ale nawet jeśli nie było jeszcze muru, to inne atrybyty dawały do zrozumienia mieszkańcom Berlina i przyjezdnym, że przez to miasto przebiega granica dzieląca dwa różne światy, dwa różne systemy wartości.

Do tego podzielonego miasta przyjeżdża dwoje przybyszy, którzy czują się w nim jednakowo obco. To ojciec i córka rozdzieleni w czasie wojny i okupacji, a Berlin ma być miejscem ich pierwszego spotkania po latach. Dwudziestokilkuletnia Ruta mieszka w USA, dokąd po wojnie wyjechała wraz z matką. Jej ojciec, Vladas, pisarz, pozostał na Litwie, która została włączona do Związku Radzieckiego. Oboje zamieszkują wspomniane dwa różne światy rozdzielone konfliktem w tle którego czai się widmo atomowej zagłady. Przyjeżdżają do Berlina, miejsca w którym zbiegają się granice stref wpływów, a rzeczywistość stawia kolejne przeszkody ich spotkaniu.

Może się wydawać, że filmowa intryga jest nieco naciągana, żeby nie powiedzieć wydumana. Biorąc jednak pod uwagę potrzebę udramatyzowania rzeczywistości dla potrzeb filmu, trzeba podkreślić, że losy bohaterów filmu podzieliło w XX w. tysiące Litwinów, a patrząc szerzej, także mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej, którzy znaleźli się między totalitaryzmami nazistowskim i stalinowskim, a przez to musieli wielokrotnie podejmować dramatyczne wybory, nieraz oznaczające w konsekwencji wybór między życiem a śmiercią. Z treści filmu można się domyślać, że Vladas w czasie potrójnej, sowiecko-niemiecko-sowieckiej okupacji, był zmuszany do wielu daleko idących kompromisów.

W filmie spróbowano odtworzyć klaustrofobiczną rzeczywistość Berlina Wschodniego, nasyconą atmosferą wszechobecności tajnych służb, która wzbudzała w mieszkańcach poczucie strachu i wzajemnej podejrzliwości. Kontrolerami, a zarazem uczestnikami tej rzeczywistości byli ludzie o podwójnych życiorysach. Bohaterami drugiego planu są funkcjonariusze sowieckiego reżimu działający za granicą zakamuflowani jako dziennikarze, dyplomaci, działacze kulturalni.

Twórcy filmu zrobili wiele, aby zbudować tę klaustrofobiczną atmosferę, pokazać osamotnienie, zagubienie i wyobcowanie bohaterów. Osobny jest wkład polskiego autora muzyki Antoniego Łazarkiewicza, który specjalnie dla potrzeb filmu skomponował inspirowane muzyką lat 50. i 60. utwory, w tym tytułowe "Back to your arms". Wypada docenić również dbałość o szczegóły, dekoracje i rekwizyty, którą kierowali się twórcy filmy, aby w miarę wiernie oddać klimat epoki.

Choć w filmie brakuje oszałamiających kreacji aktorskich, to aktorzy przekonująco odgrywają dramat oglądany na ekranie. Cały film robi wrażenie dobrze wykonanej pracy. Wydaje się również, że twórcy chcieli - co im się w dużej mierze udało - powiedzieć coś ważnego o minionych czasach i systemach, które tylko pozornie zostały obalone, bo w niektórych zakątkach świata wciąż jeszcze łamią ludziom życiorysy.
"Powrócić w Twoje ramiona" ("Kai apkabinsiu tave"). Litwa-Polska 2010. Reżyseria i scenariusz: Kristijonas Vlidžūnas. Występują: Elžbieta Latėnaitė, Andrius Bialobžeskis, Jurga Jutaitė, Giedrius Arbačiauskas, Margarita Broich i in.
* Oficjalna strona filmu
* Informacja o filmie na stronie Studia Filmowego "Tor"
* Informacja o filmie na stronie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej
* Relacja z pokazu filmu (wilnoteka.lt)
tekst jest zmodyfikowaną wersją artykułu, który ukazał się na psz.pl

niedziela, 3 lipca 2011

W internecie wyszperane

Postanowiłem, że nie będę na blogu poruszał spraw związanych z telewizją LNK, a zatem nie napiszę ani o reality show "Aš myliu Lietuvą" ("Kocham Litwę"), którego uczestnicy zasłynęli zrzucaniem tablic z nazwami ulic w języku polskim, ani o programie "Co by było, gdyby Litwin wystrzelał polską wieś?", który miał być wyświetlony w minionym tygodniu, w dniu wizyty ministra Sikorskiego w Wilnie. O reality show powiedziano i napisano już chyba wystarczająco wiele, zaś ubiegłotygodniowego programu nie oglądałem, więc tym bardziej nie powinienem i nie zamierzam go komentować. Pozostawmy sprawy swojemu biegowi.

Tymczasem przeglądając strony internetowe w poszukiwaniu interesujących informacji nt. Litwy trafiłem na teksty Ziemowita Szczerka, dziennikarza portalu interia.pl, współpracownika "Nowej Europy Wschodniej", autora blogów "Światowidz" oraz Ahistoria.pl. Osobom zainteresowanym tematyką stosunków polsko-litewskich i sytuacji Polaków na Litwie polecam trzy artykuły: Nietypowy litewski reality-show poświęcony jest wspomnianemu programowi telewizji LNK, Histeria obojga narodów omawia najnowsze problemy w relacjach polsko-litewskich, zaś Wileńszczyzna: alternatywna historia Polski, która zdarzyła się naprawdę zwraca uwagę na życie młodych Polaków na Litwie, ze szczególnym uwzględnieniem ich specyficznego języka, którego używają na co dzień, a który niewiele wspólnego ma z wyidealizowaną wizją śpiewnej kresowej polszczyzny, jaką noszą w sobie krajowi miłośnicy dawnych polskich ziem na Wschodzie.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Zanim zacznie się sezon ogórkowy

Z różnych względów musiałem zrobić dłuższą przerwę w publikowaniu notek na blogu. Rzuciłem okiem na statystyki i wiem, że internauci zaglądali tu nawet mimo, że nie pojawiały się nowe teksty. Mam nadzieję, że czytelnicy poszukujący informacji o krajach bałtyckich pod moją nieobecność wpadali również na zaprzyjaźniony blog "Wilno-Ryga-Tallin-Helsinki" prowadzony przez Tomasza Otockiego. Polecam jego lekturę, można tam znaleźć wiele wiadomości, analiz i ciekawostek związanych z krajami bałtyckimi. Szczególnie warto zwrócić uwagę na tematy łotewskie, bo to chyba na Łotwie właśnie działo się ostatnio najwięcej.

Wróćmy tymczasem do stosunków polsko-litewskich. Ostatnią notkę zamieściłem 20 lutego. Oczywiście od tego momentu wiele się wydarzyło. Ale czy rzeczywiście miały miejsce jakieś spektakularne wydarzenia, które cokolwiek zmieniły jeśli chodzi o jakoś stosunków między Polską a Litwą. Wydaje się, że nie. 17 maja miałem okazję przysłuchiwać się mini-debacie na Uniwersytecie Warszawskim z udziałem ambasador Litwy Lorety Zakarevičienė i z-cy dyrektora Departamentu Współpracy z Polonią MSZ Stanisława Cygnarowskiego. Dyskusja poświęcona była tematowi sytuacji polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie. Debatę zdominowali przedstawiciele środowiska, które od kilkunastu miesięcy organizuje w Warszawie pikiety, w których - ich zdaniem - występują w obronie praw Polaków na Litwie. Odbyło się to w mojej opinii ze szkodą dla debaty, choć sama możliwość spotkania z przedstawicielami litewskich i polskich służb dyplomatycznych, którzy mieli okazję przedstawić pewien dwugłos na temat sytuacji Polaków na Litwie (jak i częściowo Litwinów w Polsce) stanowiła pewną wartość. Jak to często jednak bywa problem utonął w górnolotnych hasłach i słownych przepychankach, a niektórzy uczestnicy dyskusji nie grzeszyli biegłością w omawianych sprawach. Chętnych zapraszam do przeczytania relacji zamieszczonej na stronie polskiekresy.pl (strona prowadzona jest przez organizatorów pikiet "w obronie Polaków na Litwie", choć nie podzielam ani ich oceny stosunków polsko-litewskich i sytuacji mniejszości polskiej, ani nie pochwalam stosowanych przez nich metod, to jednak polecam lekturę zamieszczanych tam tekstów - dla pełniejszego oglądu sytuacji).

W ostatnich dniach opinię publiczną zainteresowaną tematami polsko-litewskimi zelektryzowały wypowiedzi wspomnianej już litewskiej ambasador w wywiadzie udzielonym agencji informacyjnej BNS i zamieszczonym na portalu delfi.lt (tłumaczenie wywiadu na stronie Ambasady). To, co ambasador powiedziała, zostało już chyba wystarczająco szeroko omówione w mediach polskich. O randze tej wypowiedzi niech świadczy, że wywiad spotkał się z oficjalną reakcją polskiego MSZ, który, co chyba nie dziwi, zareagował krytycznie. Trudno zlekceważyć opinię przedstawiciela litewskiego państwa, który poddaje w wątpliwość lojalność litewskich Polaków względem tegoż państwa. Ale znów trzeba zapytać, czy to wydarzenie cokolwiek zmienia w stosunkach polsko-litewskich. Temperatura dyskusji jest już i tak wystarczająco podniesiona. A po kilku dniach, jakie minęły od dnia ukazania się wywiadu, wydaje się, że przynajmniej jeśli o same wypowiedzi ambasador, ciągu dalszego nie będzie. Nie słychać, aby ambasador miały spotkać jakieś poważniejsze konsekwencje. Po prostu został dorzucony jeszcze jeden kamyk. Pomijając kilka niestosownych uwag, bo za takie należy uznać te, w których kwestionowana jest lojalność litewskich Polaków, to w wywiadzie nie ma nic, co mogłoby wywołać szczególne emocje. Katalog problemów jest znany. Pora raczej przystąpić do ich rozwiązywania. Od samego mieszania herbata nie zrobi się słodsza.

Rozpoczynają się wakacje. Politycy też wkrótce udadzą się na urlopy. Może w tym należy widzieć nadzieję, może nie na poprawę stosunków polsko-litewskich, ale może chociaż na chwilę odpoczynku od medialnej wrzawy. W najbliższym czasie więcej chyba będzie okazji do pojednawczych gestów, niż do podgrzewania atmosfery. Już 30 czerwca setna rocznica urodzin Czesława Miłosza. Z tej okazji sejneński ośrodek "Pogranicze" organizuje międzynarodowy festiwal "Europejska Agora - Wizje Rodzinnej Europy" (na stronie "Pogranicza" można zapoznać się ze szczegółowym programem wydarzenia, zapowiedziane są panele dyskusyjne i przedsięzwięcia artystyczne). A później kolejne obchody polsko-litewskiego (a nawet polsko-litewsko-białoruskiego - polecam obejrzenie 5-minutowej animowanej historii Białorusi zrealizowanej przez inicjatywę "Budźma biełarusami", z której można się dowiedzieć, że kiedyś Białoruś nazywano Litwą...) zwycięstwa pod Grunwaldem.

Nie wzywam oczywiście do porzucenia tematu sytuacji Polaków na Litwie na czas wakacji. Ale może nastrój wypoczynkowy pomoże spojrzeć na te problemy bez zbędnych emocji.

niedziela, 20 lutego 2011

O czym się pisze, o czym się mówi

16 lutego prezydent Bronisław Komorowski gościł na Litwie z wizytą z okazji obchodzonego tam tego dnia Święta Odrodzenia Państwowości. Przy tej okazji w polskiej prasie ukazał się szereg interesujących artykułów poświęconych głównie stosunkom polsko-litewskich. Litwa niezbyt często gości w polskich mediach, a jeśli już to przede wszystkim przy okazji spraw dotyczących sytuacji polskiej mniejszości. W ostatnim czasie, mniej więcej od roku, pojawia się coraz więcej tekstów poświęconych Litwie. Trzeba to wiązać z "kryzysem" w stosunkach polsko-litewskich i nagłośnieniem problemów polskiej społeczności.

"Gazeta Wyborcza" poświęciła w minionym tygodniu dużo uwagi Litwie publikując m. in. komentarz Jacka Pawlickiego pt. "Koniec partnerskich iluzji". Komentator "Wyborczej" odniósł się do polityki ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który w minionym roku przyjął twardą postawę wobec Litwy. Zdaniem Pawlickiego "iluzję dobrych relacji trzeba było przerwać w imię ich przyszłości", a prawdziwego partnerstwa nie da się budować na "zamiataniu problemów pod dywan". Autor myli się jednak pisząc, że stosunki polsko-litewskie zyskały miano "strategicznego partnerstwa" za rządów PiS i prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Ten slogan pojawił się znacznie wcześniej, jeszcze w latach 90. Jacek Pawlicki wylicza listę problemów w relacjach polsko-litewskich, zarówno tych dotyczących sytuacji polskiej mniejszości, jak i spraw gospodarczych. Autor zwraca uwagę, że Litwini są współodpowiedzialni za zaistniałą sytuację, ale jednocześnie wzywa stronę polską do symbolicznych gestów, które przekonają Litwinów, że Polacy wcale nie zagrażają ich niezależności i tożsamości.

Komentarzowi Pawlickiego towarzyszą jeszcze dwa teksty. Pierwszy z nich to artykuł "Czas na rzeczowość" Eldoradasa Butrimasa, korespondenta dziennika "Lietuvos rytas" w Warszawie. Tekst Butrimasa to kolejna opinia głosząca, że odpowiedzialność za problemy w stosunkach polsko-litewskich ponoszą obie strony. Butrimas zarzuca Polsce stosowanie podwójnych standardów. Dziwi się, że Polska względem Litwy nie zdobyła się na równie pojednawcze gesty i działania jak w relacjach z Niemcami czy Ukrainą. Podaje przykłady niejako "niedopełnionego" pojednania polsko-litewskiego, sugeruje że polscy politycy nie chcą zrozumieć litewskiej mentalności. Jego zdaniem Polska nie powinna sobie pozwalać na popieranie łamania litewskiego prawa przez Polaków na Litwie, jednocześnie powinna być bardziej wrażliwa na potrzeby nie tylko Litwy, ale wszystkich krajów bałtyckich.

Drugim tekstem jest wywiad z Jackiem Komarem pt. "My, Polacy na Litwie, nie jesteśmy niewinnymi barankami". Jacek Komar to były wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" w Wilnie, tam mieszkający i ożeniony z Litwinką. Przez kilka lat był rzecznikiem prasowym Orlen Lietuva, a w nadchodzących wyborach samorządowych kandyduje do samorządu wileńskiego. Nie sposób w krótkim komentarzu wymienić wszystkie wątki, które wymienia Komar, ale warto podkreślić, że jego zdaniem za pogorszenie stosunków po stronie litewskiej odpowiada niewielka grupa wpływowych polityków, podnoszących nieustannie problem rzekomego polskiego zagrożenia dla litewskiej tożsamości. Tymczasem wielu Litwinów, zwłaszcza młodych i tych mieszkających poza Wileńszczyzną nie widzie w Polsce i polskości żadnego zagrożenia. Z drugiej strony Komar przypomina, że u źródeł uprzedzeń może leżeć postawa części polskich elit na Litwie, które nie okazały poparcia dla litewskiej niepodległości na początku lat 90.

Uważnie należy również prześledzić głos analityka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Łukasza Adamskiego, pt. "Z Litwą bez słudzeń", który zamieściła "Rzeczpospolita". Podobnie jak inni komentatorzy Adamski wylicza długą listę kwestii spornych. Zwraca uwagę, że problemy szkolnictwa i zwrotu ziemi są ważniejsze niż sprawa pisowni nazwisk. Jak analityk widzi politykę władz polskich wobec Litwy? Jego zdaniem nie powinniśmy rezygnować z walki o prawa Polaków. Jednocześnie uważa, że Polska powinna w tej sytuacji zachować wstrzemięźliwość w stosunkach z Litwą, a zarazem wstrzymać się od ostentacyjnego jej krytykowania. Wzmocnić należy przy tym działania wspierające starania litewskich Polaków w obronie swoich praw przed organami międzynarodowymi. Polska powinna też zainwestować w rozwój swojej "soft power" na Litwie, zwiększenie polskiej obecności w sferze edukacji, nauki i kultury. Ciekawym wydaje się pomysł stworzenie w Wilnie Polskiego Instytutu Historycznego.

Nieco inne światło rzuca na stosunki polsko-litewskie znany dziennikarz Audrius Bačiulis, komentator tygodnika "Veidas", który niedawno w zamieszczonym w tym czasopiśmie artykule zwrócił uwagę na rzekomą osobistą niechęć ministra Radosława Sikorskiego wobec Litwy. Przedstawiciele litewskich mediów rzadko goszczą w mediach polskich, z tym większym zainteresowaniem należy przyjąć wywiad, jakiego Bačiulis udzielił "Naszemu Dziennikowi". "Litwa szuka nowych sojuszy", zauważa dziennikarz, mówiąc o zacieśniającej się współpracy krajów bałtyckich, skandynawskich oraz Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do wspomnianych wyżej autorów, Bačiulis więcej uwagi poświęca litewskim elitom politycznym, które - jego zdaniem - ponoszą sporą odpowiedzialność za to, że wiele spraw w stosunkach polsko-litewskich pozostało nierozwiązanych.

Banalnie mówiąc - w stosunkach polsko-litewskich nie jest dobrze. Ale dobre jest choćby i to, że tematy litewskie coraz częściej pojawiają się w polskich mediach, w polskim internecie. Być może dzięki temu będziemy mogli się lepiej zrozumieć. A ja już od dawna powtarzam, że właśnie wzajemne zrozumienie, czy choćby próba zrozumienia, to klucz dla poprawy w relacjach między naszymi krajami.

Minął rok

Niepostrzeżenie upłynął już rok, odkąd piszę tego bloga. 20 lutego 2010 r. zamieściłem pierwszą, powitalną notkę, a zaraz po niej link do artykułu dr Mariusza Kowalskiego poświęconego Wileńszczyźnie. Miałem chyba dobrą intuicję, że akurat ten temat wybrałem na otwarcie bloga. Problemy Wileńszczyzny i zamieszkujących ją Polaków zdominowały przez ten rok stosunki polsko-litewskie. Choć akurat osobom interesującym się tą tematyką nietrudno było przewidzieć, że właśnie ten temat będzie najważniejszym w relacjach pomiędzy Litwą i Polską. A do lektury tekstu dr Kowalskiego warto wracać. Zawiera on wiele uwag cennych dla wszystkich, którzy chcieliby lepiej i głębiej zrozumieć niejasności w stosunkach polsko-litewskich. A w tychże stosunkach właśnie wzajemnego zrozumienia najczęściej brakuje...

poniedziałek, 7 lutego 2011

Polska "piastunką litewskości"?

Aleksander Gubrynowicz, prawnik, politolog i badacz współczesnej Litwy dokonał diagnozy obecnego kryzysu w stosunkach polsko-litewskich. Rozwiązaniem ma być diametralna zmiana polskiej polityki, wniesienie do niej "nowej jakości". Zdaniem Aleksandra Gubrynowicza Polska powinna stać się "piastunką litewskości".

28 stycznia br. "Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuł dr. Aleksandra Gubrynowicza pt. "Litwo, Ojczyzno Litwinow". Tekst ten jest wart odnotowania z tego m. in. powodu, ze jest jedną z niewielu w polskiej prasie rzetelnych analiz współczesnych stosunków polsko-litewskich, które ukazały się w ostatnim czasie. Trzeba podkreślić, że właśnie rozsądnych głosów w dyskusji na ten wbrew pozorom istotny dla Polski i Polaków temat zdaje się w polskich mediach brakować. Ale artykuł Gubrynowicza zwraca również uwagę swymi postulatami, wobec których osoby zainteresowane stanem relacji polsko-litewskich nie mogą przejść obojętnie. Autor sugeruje, że Polska powinna być nie tylko obrońcą polskości na Litwie, ale również "piastunką litewskości", angażując się m. in. we wsparcie litewskiego szkolnictwa i litewskiej kultury. Wiedząc jak duże emocje w niektórych środowiskach wywołują te kwestie nie spodziewam się, że pomysły Gubrynowicza spotkają się z powszechną akceptacją.

Między Europą a Rosją

Nie można jednak spostrzeżeniem autora odmawiać trafności, a niektórym jego postulatom pewnego nowatorstwa. Aleksander Gubrynowicz uważnie przyjrzał się najnowszej historii relacji polsko-litewskich. W minionym dwudziestoleciu Polska dała się poznać przede wszystkim wspierając litewskie dążenia do członkostwa w NATO i Unii Europejskiej, co było szczególnie istotne zwłaszcza wobec wyraźnej niechęci Rosji i braku zdecydowanego poparcia na Zachodzie. Równocześnie liczono, że dzięki integracji europejskiej rozwiązane zostaną problemy mniejszości narodowych, czym można tłumaczyć brak zdecydowanych działań w tej kwestii. Autor podkreśla również rolę Rosji na Litwie. Jeden z celów zbliżenia Litwy z Europą, jakim było ograniczenie wpływów rosyjskich, nie został osiągnięty. Zwłaszcza w kwestiach gospodarczych trwałe pozostały związki Litwy z Rosją. Geopolityczne położenie Litwy - zdaniem Gubrynowicza - zmusza ją do prowadzenia polityki lawirowania, "równoważenia wpływów zewnętrznych". Efekty takiej polityki widać np. w sprawie Możejek, która według autora pokazuje jak integrację z Zachodem Litwa równoważy próbami zabezpieczenia się "przed gniewem ze strony Moskwy".

Kropla w morzu problemów

Aleksander Gubrynowicz trafnie diagnozuje problemy, jakie trawią obecnie litewskie państwo i społeczeństwo, a które umykają nieco uwadze tych, którzy koncentrują się na sprawach polskiej mniejszości. Zauważa on, że Litwa przechodzi przez poważny kryzys, którego objawami są m. in. korupcja, związki elit z grupami przestępczymi, nieumiejętność rozwiązywania trudności gospodarczych oraz towarzyszące uwiądowi państwa problemy społeczne: poczucie beznadziei, emigracja ekonomiczna młodzieży, wysokie bezrobocie. Obraz podupadającego państwa litewskiego daje nowy kontekst dyskusji o problemach polskiej mniejszości. Najbardziej chyba aktualny temat w stosunkach polsko-litewskich czyli reforma szkolnictwa, przez część polskich mediów (w Polsce i na Litwie) oraz środowisk polskiej społeczności na Litwie przedstawiana jako zamach na polskie szkoły, zyskuje również nową perspektywę jako zabieg wynikający z potrzeby ratowania nadszarpniętego budżetu państwa litewskiego. Potrzeba zrozumienia, że los Polaków na Litwie to zaledwie jeden z wielu problemów trapiących dzisiejszą Litwę wydaje się być najbardziej trafnym spostrzeżeniem autora artykułu.

"Nowa jakość"

Szukając dróg rozwiązania problemów polsko-litewskich Aleksander Gubrynowicz daje pod rozwagę pomysł, który wielu wyda się zaskakujący, a wielu zapewne też oburzy (już zresztą wywołał poruszenie na forach internetowych). Autor sugeruje, że Polska powinna całkowicie zmienić swoją politykę względem Litwy, wnieść do stosunków między naszymi krajami "nową jakość". Do wyboru ma oprócz tego dwie inne drogi, obie mogą jednać przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Polska może zaostrzać swe stanowisko wobec Litwy, co może spowodować, że Litwa - jak już wcześniej w historii bywało - będzie stawiać opór. Przy zachowaniu bierności przez Polskę, problemy pozostaną nierozwiązane, a Litwa zacznie szukać nowych sojuszników (Rosja, Białoruś, a nawet Chiny). W obu przypadkach na polsko-litewskim sporze skorzystają przede wszystkim wschodni sąsiedzi. Pozostaje więc zaktywizowanie roli Polski na Litwie. Według Aleksandra Gubrynowicza "nowa jakość" miałaby polegać na pokazaniu, że Polska rozumie problemy Litwinów. Autor widzi rolę Polski jako wspierającej nie tylko polską mniejszość, ale również litewską oświatę i kulturę, a w dalszej perspektywie również i inne dziedziny życia społecznego.

"Starszy brat"?

Dla zatwardziałych obrońców polskości na Litwie takie pomysły to czysta herezja. Mogą oni zapytać, dlaczego mamy wspierać litewskie państwo, które gnębi naszych rodaków. Ale nie popadając w skrajności warto się nad pomysłami Gubrynowicza zastanowić. Samo założenie, że powinniśmy wykazywać się wobec Litwinów pewną dozą empatii wydaje się słuszne. Zbyt wiele w polsko-litewskich relacjach barier wynikających z braku wzajemnego zrozumienia. Jednak w pomyśle ożywienia polskiej obecności na Litwie widzę pewną pułapkę. W wyciągniętej dłoni ze strony polskiej Litwini mogą w pewnym momencie zobaczyć próbę ingerowania w ich wewnętrzne sprawy, próbę protekcjonalnego traktowania "młodszego brata". Niechęć wobec polskiego protekcjonalizmu do dziś jest w pewnym stopniu obecna w litewskim społeczeństwie, podsycana dodatkowo przez polityków nurtu nacjonalistycznego, przywołujących zwłaszcza czasy Rzeczpospolitej Obojga Narodów, w której Litwa miała rzekomo odgrywać poślednią rolę. Intensyfikacja polskich wpływów na Litwie może być zatem odczytana jako próba powrotu nie tylko do lat 90., kiedy to Polska występowała w roli "adwokata" litewskich aspiracji euroatlantyckich, ale wręcz do przełomu XIX i XX w., jaki dla Litwinów pozostaje czasem budowy własnej tożsamości w kontrze do dominującej polskiej kultury. Znając troskę Litwinów o trwałość ich kruchej tożsamości trudno się spodziewać, że aktywne działania Polski nie zostaną przywitane z obawami czy nawet sprzeciwem.

"Piastowanie litewskości"

Gubrynowicz postuluje polskie wsparcie dla litewskiej kultury i edukacji. Współpraca miałaby polegać np. na kształceniu litewskich nauczycieli w Polsce czy wspieraniu kinematografii i twórczości literackiej. Są to inicjatywy, którym należałoby przyklasnąć. Rodzi się jednak pytanie o sens tworzenia odrębnych struktur mających zapewnić tego typu pomoc, skoro można wykorzystywać do tego już istniejące i chyba sprawnie działające programy wymian młodzieżowych, studenckich, pracowników naukowych, praktyk zawodowych itp. Polacy i Litwini mogą korzystać z dobrodziejstw takich międzynarodowych programów jak Erasmus, Leonardo da Vinci, Młodzież w Działaniu itp. Istnieje Polsko-Litewski Fundusz Wymiany Młodzieży. Działają programy umożliwiające lepszą i efektywniejszą współpracę działaczy społecznych i twórców kultury. Z drugiej strony warto się może zastanowić nad zwiększeniem promocji polskiego kina i literatury na Litwie, a jednocześnie należałoby zadać sobie zdecydowanie więcej trudu, aby popularyzować litewską kulturę, która w praktyce jest u nas niezauważalna. W tych kwestiach wypada się zgodzić z Aleksandrem Gubrynowiczem. Pozostaje jednak pytanie, czy to państwo ma wyprzedzać zapotrzebowanie społeczne, czy też należałoby przede wszystkim zapewniać swobodną przestrzeń dla działań podmiotów prywatnych, organizacji społecznych itp.

Pod rozwagę

Czas na rozważenie pomysłów Aleksandra Gubrynowicza. Warto, aby jego głos dotarł do osób i instytucji odpowiedzialnych za polską politykę zagraniczną, kulturalną i edukacyjną. Są to propozycje człowieka dobrze znającego materię rzeczy, o których się wypowiada. Tym bardziej nie należy ich lekceważyć, choć nie twierdzę, że trzeba przystąpić do ich natychmiastowego wdrażania. Ale po tych koncepcjach widać, że zrodziły się z prawdziwej troski o dobro stosunków polsko-litewskich. Źle się stanie, jeśli zostaną spalone w ogniu krytyki ze strony nieprzejednanych obrońców fałszywie pojmowanej polskości. Równie źle będzie, jeśli znikną w hałasie bieżącej polityki.

tekst ukazał się na psz.pl

wtorek, 1 lutego 2011

Kolejny głos w dyskusji

W dyskusji o trudnych sprawach polsko-litewskich głos zabrał prawnik i politolog dr Aleksander Gubrynowicz. Jego artykuł pt. "Litwo, ojczyzno Litwinów" zamieściła w ostatni piątek "Gazeta Wyborcza". Artykuł dopiero co pojawił się także w wersji elektronicznej na portalu wyborcza.pl. To głos ciekawy i zapewne wywołujący kontrowersje, bo dr Gubrynowicz nawołuje, aby Polska stała się "piastunką litewskości". Jak na to wezwanie zareagują Polacy i Litwini? Na odpowiedź nie należy pewnie zbyt długo czekać, bo temat jest wciąż aktualny i na wielu forach wywołuje ożywione debaty.

niedziela, 30 stycznia 2011

Spotkania polsko-litewskie...na parkiecie

Rozlosowano grupy Mistrzostw Europy w koszykówce, które odbędą się w tym roku na Litwie. W czempionacie będzie także uczestniczyć reprezentacja Polski. Los zdecydował, że biało-czerwoni rywalizować będą z gospodarzami Mistrzostw. Nie trzeba przypominać, że Litwini to niezwykle wymagający przeciwnik. Od lat należą do światowej czołówki, a koszykówka ma na Litwie status sportu narodowego, nazywanego nieraz nawet "religią". Najnowsze polityczno-społeczne niuanse stosunków polsko-litewskich dopisują dodatkowy kontekst do rywalizacji sportowej, ale miejmy nadzieję, że spotkanie koszykarzy obu drużyn wolne będzie od politycznych podtekstów. Trzeba dodać, że Polacy trafili do bardzo silnej grupy: obok Litwinów znaleźli się w niej także Turcy, Hiszpanie i Brytyjczycy, a brakujące miejsce uzupełni drużyna z eliminacji. Dziennikarze już zdążyli ochrzcić tę grupę mianem "grupy śmierci". Sami Litwini na pewno będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony nie tylko jako uczestnicy, ale też jako organizatorzy tej imprezy. Mistrzostwa ruszają 31 sierpnia. Polscy fani koszykówki bez wątpienia skorzystają z okazji by osobiście udać się na turniej. Więcej informacji na oficjalnej stronie Mistrzostw.

czwartek, 20 stycznia 2011

O Bałtach w "Polityce"

Tematyka krajów bałtyckich nieczęsto gości na łamach tygodnika "Polityka". Ale od początku tego roku ukazały się już interesujące artykuły poświęcone odpowiednio: Łotwie, Litwie i Estonii.

W numerze noworocznym dr Monika Michaliszyn, znawczyni problematyki łotewskiej, kreśli polityczny portret premiera Łotwy w artykule pt. "Valdis Dombrovskis. Łotewski Balcerowicz". Szef łotewskiego rządu zdecydował się na drastyczne reformy, by wyprowadzić kraj z kryzysu. Ryzykował swą polityczną pozycję, ale z próby wyborczej wyszedł zwycięsko. Zjednoczona wokół rządu Dombrovskisa koalicja "Jedność" zwyciężyła w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych i premier zachował swoje stanowisko. Zainteresowanych sprawami łotewskimi odsyłam do lektury tekstu dr Michaliszyn, jak również do zaprzyjaźnionego bloga Tomasza Otockiego, na którym tematy te zostały opisane bardzo szczegółowo.

Artykuł dr Piotra Osęki (nr 3) pt. "Krzyk z wieży" poświęcony jest wydarzeniom, które miały miejsce w Wilnie w styczniu 1991 r., a których 20-tą rocznicę Litwini obchodzili w ubiegłym tygodniu. Radziecka interwencja wojskowa i śmierć kilkanaściorga obrońców wieży telewizyjnej to jedno z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Litwy, być może nawet ważniejsze niż sama deklaracja niepodległości ogłoszona niecały rok wcześniej. To właśnie wtedy Litwini pokazali swą determinację i gotowość obrony swego państwa. Przy okazji: artykuł Piotra Osęki jest przykładem bardzo dobrze napisanego tekstu popularnonaukowego, stanowiącego świetne wprowadzenie w tematykę litewską dla mniej wtajemniczonych czytelników.

Problem mniejszości rosyjskojęzycznej w Estonii porusza tekst Wojciecha Nowickiego "Szare paszporty" zamieszczony w nr 4. Nie ma go w wersji elektronicznej, dlatego polecam jego lekturę w formie papierowej. Tym bardziej, że artykułowi towarzyszą zdjęcia młodych estońskich Rosjan będące częścią projektu Łukasza Trzcińskiego pod nazwą "Nowa Europa".

PS. Uprzedzam ewentualne uwagi dotyczące tytułu notki. Oczywiście Bałtami w etnograficznym tego słowa znaczeniu są Litwini i Łotysze, a Estończycy to lud ugrofiński. Ponieważ jednak Estonię zaliczamy do krajów bałtyckich, pozwoliłem sobie na to drobne uproszczenie. Fachowców proszę o łaskawe przymknięcie na to oka.

PS2: Udostępniam elektroniczną wersję artykułu Wojciecha Nowickiego, która ukazała się na stronach "Polityki".

wtorek, 18 stycznia 2011

Czy rząd Kubiliusa przetrwa do końca kadencji?

Wiele już napisano o tym, że urzędujący gabinet Andriusa Kubiliusa od dawna lokuje się w dołach rankingów zaufania społecznego. Co raz pojawiają się spekulacje, czy oparty o wątłą większość w Sejmie rząd niepopularnego premiera dotrwa do końca kadencji (czyli do 2012 r.). Być może nie uda mu się nawet przetrwać do końca tego roku.

Czy zmieni się układ koalicyjny? Raczej nie. Nie widać alternatywy dla istniejącej koalicji centroprawicowej z udziałem Związku Ojczyzny-Chrześcijańskich Demokratów (TS-LKD), Związku Liberalno-Centrowego (LiCS), Ruchu Liberalnego (LRLS) oraz Partii Wskrzeszenia Narodowego (TPP). Ta ostatnia ponad dwa lata temu była drugą siłą na litewskiej scenie politycznej, zdobyła ponad 15 % głosów w wyborach parlamentarnych i 16 mandatów w Sejmie, obsadzała stanowisko przewodniczącego parlamentu. Jednak wkrótce potem rozpoczął się rozpad partii, a jej lider, pełniący funkcję przewodniczącego Sejmu został odwołany w atmosferze skandalu. Dziś TPP istnieje już chyba tylko na papierze. Jej posłowie przyłączyli się do innych frakcji, a ci którzy pozostali zasiadają teraz we wspólnym klubie parlamentarnym z posłami LiCS. Mimo tych zawirowań koalicja i rząd trwają. W gabinecie zdążyło się już zmienić pięciu ministrów. O ile odejście szefa resortu finansów, Algirdasa Šemety, odbyło się bez zgrzytów - został członkiem Komisji Europejskiej - o tyle już dymisje np. szefa dyplomacji Vygaudasa Ušackasa czy ministra zdrowia Algisa Čaplikasa miały charakter pewnego wstrząsu politycznego.

Egzotyczna koalicja

Wróćmy jednak do pytania o alternatywę. Potencjalna nowa koalicja musiała by liczyć więcej niż cztery ugrupowania, byłaby więc układem jeszcze mniej stabilnym niż obecny. Pojawiają się co prawda sygnały o możliwej współpracy Partii Socjaldemokratycznej (LSDP), Partii Pracy (DP) oraz Porządku i Sprawiedliwości (TiT, do jej frakcji należy trzech posłów Akcji Wyborczej Polaków na Litwie), ale i tak sojusz tych trzech ugrupowań to jeszcze za mało by sformować rząd. Opozycja musiałaby sobie dobierać koalicjantów wśród partii, które obecnie wspierają Kubiliusa. Byłaby to koalicja aż nadto egzotyczna, choć w ostatnich latach w litewskiej polityce nie brakowało i egzotyki. Wydaje się jednak, że w obecnej chwili partie opozycyjne dzieli zbyt wiele. Ale już sondaże poparcia dla partii pokazują, że po następnych wyborach to właśnie te ugrupowania prawdopodobnie będą tworzyć nowy rząd. Związek Ojczyzny traci bowiem coraz więcej wyborców. Z kolei opozycja nie traci okazji by krytykować rząd, kiedy i gdzie tylko to możliwe.

Powrót Paksasa

Obserwatorzy sceny politycznej zwracają uwagę, że Porządek i Sprawiedliwość może próbować budować pozycję polityczną na niedawnym orzeczeniu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie byłego prezydenta Rolandasa Paksasa, lidera TiT. Jak pamiętamy Paksas stracił stanowisko w drodze procedury impeachmentu. W następstwie zmiany ordynacji wyborczej, której litewski Sejm dokonał wkrótce po przeprowadzeniu procedury odsunięcia Paksasa, były prezydent stracił możliwość ubiegania się o mandat posła. Rozpatrując skargę Paksasa ETPCz uznał, że takie rozwiązanie stanowi naruszenie prawa do wolnych wyborów. Wobec tego prawo litewskie musi być zmienione. Paksas nie raz dowodził przed wyborcami, że stał się ofiarą politycznej zemsty swoich przeciwników. Od dawna próbuje budować swoją pozycję na poczuciu krzywdy. Należy do tego grona polityków litewskich, którzy nie raz z impetem wkraczali na scenę polityczną, równie głośno z niej wypadali (lub byli wyrzucani), by potem raz za razem wracać - był dwukrotnie merem Wilna, również dwukrotnie premierem, a następnie prezydentem. Pozbawiony możliwości ponownego kandydowania na urząd głowy państwa i do parlamentu, znalazł najpierw miejsce w wileńskim samorządzie, a od 2009 r. zasiada w Parlamencie Europejskim. Po orzeczeniu ETPCz znów mówi się o jego powrocie do wielkiej polityki.

Byli premierzy nie schodzą ze sceny

Porządek i Sprawiedliwość to partia Paksasa, jej siła i pozycja to Paksas. Partii budowanych wokół przywódców na Litwie jest wiele. Po trosze przypominają one zakony, a złośliwi powiedzieliby sekty. Taki mechanizm tworzenia partii politycznych na Litwie jest wciąż obecny. Kilkanaście miesięcy temu swoich zwolenników zjednoczyła była premier Kazimiera Prunskienė, tworząc Partię Ludową. Zjazd założycielski odbywał się w atmosferze podejrzeń o zbyt bliskie związki z Rosją. Zresztą do Prunskienė już dawno przylgnęła opinia polityka prorosyjskiego. Jednak jej ugrupowanie jest nieobecne w parlamencie i raczej nie należy oczekiwać, że była premier odegra jeszcze większą rolę w litewskiej polityce. W Sejmie obecna jest natomiast Partia Chrześcijańska innego byłego szefa rządu Gediminasa Vagnoriusa (choć sam Vagnorius w Sejmie nie zasiada). Swego czasu był członkiem Związku Ojczyzny ale pod koniec lat 90. odszedł z partii skonfliktowany z jej kierownictwem, m. in. z Kubiliusem. Odtąd Vagnorius próbował realizować własne projekty polityczne, ostatnio właśnie Partię Chrześcijańską. Na początku tego roku pojawiły się głosy o możliwości wejścia ugrupowania Vagnoriusa do koalicji rządowej. Jednak na drodze do współpracy Partii Chrześcijańskiej ze Związkiem Ojczyzny stoją spory personalne - Vagnorius nie ma najmniejszej ochoty współdziałać z Kubiliusem.

"Przyjacielski ostrzał"

Nie tylko opozycja może zagrażać Kubiliusowi. Być może jeszcze większe zagrożenie tkwi w szeregach jego własnego ugrupowania. Podczas gdy premier traci coraz bardziej w oczach opinii publicznej, wysokie pozycje w rankingach zaufania i popularności zajmuje przewodnicząca Sejmu Irena Degutienė, która na tym stanowisku zastąpiła skompromitowanego Arūnasa Valinskasa z TPP. W ubiegłych latach miała już okazję pełnić obowiązki szefa rządu. Choć należy do tego samego ugrupowania co Kubilius, to nieraz zdarza się jej krytykować poczynia premiera i jego rządu. Czy jako surowy recenzent będzie chciała w najbliższej przyszłości "obalić" swojego partyjnego kolegę? Wydaje się, że w warunkach społeczno-gospodarczych dalekich od prosperity, przy stale utrzymującym się pesymizmie obywateli Litwy, niekończącej się fali emigracji, objęcie funkcji premiera jest nazbyt ryzykowne. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Degutienė dotrwa do końca kadencji na stanowisku przewodniczącej parlamentu, a po wyborach przejmie kierownictwo w partii.

Recenzje z pałacu prezydenckiego

Premier musi się też mierzyć z jeszcze bardziej surowym krytykiem, który dodatkowo trzyma w rękach narzędzia wpływu i nacisku o wiele mocniejsze niż opozycja. Dodatkowo ma za sobą poparcie społeczeństwa. To prezydent Dalia Grybauskaitė. Co prawda, w ostatnim czasie jej autorytet został nadszarpnięty nazbyt kurtuazyjnymi gestami pod adresem Alaksandra Łukaszenki czy innymi wpadkami na forum międzynarodowym (krytyka amerykańsko-rosyjskiego porozumienia START), ale nie aż tak, aby stracić zaufanie Litwinów. Jako osobę bezpartyjną nie obowiązuje ją żadna partyjna dyscyplina czy lojalność, dlatego też znacznie surowiej niż choćby Irena Degutienė ocenia politykę Kubiliusa i jego ministrów. Krytyka ze strony pani prezydent doprowadziła już do dymisji ministra spraw zagranicznych Vygaudasa Ušackasa. Ostatnio Grybauskaitė na cel wzięła sobie ministra środowiska Gediminasa Kazlauskasa, twierdząc że jego obecność w rządzie ma na celu jedynie zaspokojenie koalicjanta (Kazlauskas pełni funkcję z rekomendacji TPP). Kazlauskas, zdaniem Grybauskaitė, okazał się zwłaszcza nieudolny w kwestii wykorzystywania środków unijnych. Los Ušackasa, który pożegnał się ze stanowiskiem ministra po "utracie zaufania" głowy państwa, może wróżyć równie nieciekawą przyszłość Kazlauskasowi.

Rząd do wymiany

Najbliższych miesięcy na stanowiskach ministerialnych mogą nie przetrwać także szefowie resortów energetyki i gospodarki. Pierwszy, Arvydas Sekmokas obarczany jest przez opozycję odpowiedzialnością za niepowodzenia w realizacji projektu budowy nowej elektrowni atomowej na Litwie. Przetarg, który miał wyłonić realizatora inwestycji zakończył się fiaskiem. Opozycja rozpoczęła zbieranie podpisów pod wnioskiem o wotum nieufności wobec Sekmokasa. W tym samym czasie przewodniczący frakcji "paksasowców" i socjaldemokratów zaatakowali ministra gospodarki Dainiusa Kreivysa pytając o źródła rzekomego nagłego wzbogacenia, o którym napisało jedno z czasopism litewskich. W obronie ministra stanął Kubilius i póki co sprawa ucichła. Pojawiły się jednak spekulacje, że kolejne dymisje mogą w efekcie doprowadzić do upadku całego rządu. Litewska konstytucja przewiduje, że w przypadku wymiany połowy ministrów w rządzie, musi on ponownie wystąpić o akceptację przez parlament. A o to, przy rachitycznej większości koalicyjnej może być trudno.

Kubilius a sprawa polska

Problemy w stosunkach polsko-litewskich raczej nie wstrząsną rządem, choć posłużyły niektórym komentatorom do skrytykowania litewskiej polityki zagranicznej i wewnętrznej. Wiele gorzkich słów temu tematowi poświęcili zarówno obserwatorzy krajowi (np. były prezydent Valdas Adamkus), jak i zagraniczni (ostatnio choćby znany dziennikarz "The Economist" Edward Lucas). Nie można jednak oczekiwać, że litewscy Polacy doprowadzą do obalenia rządu, kolejnego, który nie potrafił (a może nie chciał) rozwiązać problemów, które od lat psują klimat w stosunkach polsko-litewskich. Trzech posłów AWPL to za mało by być choćby języczkiem u wagi. Dziwi jednak ich obecność we frakcji Porządku i Sprawiedliwości, biorąc pod uwagę to, że to ugrupowanie nie zawsze wspierało w parlamencie korzystne dla Polaków rozwiązania. Nie można się też spodziewać, że AWPL zerwie z opozycją i przejdzie do obozu rządowego. Zbyt wiele padło niespełnionych obietnic o rychłym załatwieniu problemów polskiej mniejszości, zbyt często kierownictwo konserwatystów tolerowało pełne szowinizmu hece posłów kojarzonych z nurtem nacjonalistycznym (przede wszystkim Gintarasa Songaili, który nie traci żadnej okazji by atakować polską społeczność na Litwie), aby teraz rząd Kubiliusa czy Związek Ojczyzny mogły liczyć na kredyt zaufania ze strony przedstawicieli Polaków w litewskim Sejmie.

Co dalej?

Gdzie odnajdziemy Andriusa Kubiliusa pod koniec tego roku, który dopiero się rozpoczął? Odpowiedź zabrzmi banalnie: czas pokaże. Wiele jednak wskazuje na to, że nie doczeka on końca roka na stanowisku szefa rządu. Za plecami czekają już potencjalni następcy, a jemu samemu trudno będzie odzyskać zaufanie wyborców. A w Związku Ojczyzny na pewno są tacy, którzy gotowi są poświęcić premiera za cenę zyskania kilku dodatkowych punktów w następnych wyborach do Sejmu.

tekst ukazał się na psz.pl

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Co dalej z Paksasem?

Jakiś czas temu planowałem poruszyć na blogu temat "afery Paksasa", a raczej jej niedawnych następstw - czyli werdyktu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który uznał, że nałożony na byłego prezydenta Rolandasa Paksasa zakaz kandydowania do parlamentu stanowi karę nieproporcjonalną do winy. Z powodu innych obowiązków musiałem porzucić ten temat, ale mam nadzieję, że wkrótce do niego wrócę. Sprawa jest bowiem wciąż aktualna. Wyrok ETPCz to wyzwanie dla Litwy, wymaga bowiem wprowadzenia zmian w istniejącym systemie prawnym. Rząd już odpowiedział na to wyzwanie, dzisiaj powołana została grupa robocza ds. opracowania zmian w prawie w odpowiedzi na werdykt Trybunału. Na jej czele stanęła Elvyra Baltutytė pełniąca funkcję przedstawiciela rządu Litwy przy ETPCz. Wyniki prac grupy mają być znane do 31 maja.

sobota, 15 stycznia 2011

O stosunkach polsko-litewskich w "Lietuvos rytas"

W piątkowym komentarzu redakcyjnym "Znaki czasu" w jednym z największych litewskich dzienników "Lietuvos rytas" poruszony został temat nierozwiązanych sporów w stosunkach polsko-litewskich. Tekst ten nawiązuje przede wszystkim do wydarzeń z minionego tygodnia: polska strona najpierw długo zwlekała z odpowiedzią na zaproszenie na obchody 20-tej rocznicy wydarzeń 13 stycznia 1991 r., a ostatecznie do Wilna przybyła delegacja pod przewodnictwem wicemarszałek Sejmu Ewy Kierzkowskiej. Nie pojawili się ani prezydent Komorowski, ani marszałkowie Schetyna i Borusewicz, co uznano za kolejny sygnał wysłany przez Warszawę, że polskie władze nie będą dłużej tolerować braku woli rozwiązania problemów polskiej mniejszości na Litwie.

W komentarzu litewskiej gazety decyzja o wysłaniu delegacji o obniżonej randze uznana została za dyplomatyczny policzek. Ale dziennikarze "Lietuvos rytas" dalecy są od poczucia, że Litwa została niesłusznie obrażona. Mówią wprost, że Litwa zasłużyła na taką reakcję. Dalej padają dość ostre słowa skierowane pod adresem litewskich elit, które mentalnie zatrzymały się w latach 30-tych ubiegłego wieku, kiedy Polaków uważano za największych wrogów. Zdaniem "Lietuvos rytas" Litwa zachowuje się jak "krnąbrne dziecko", które przez długi czas wodziło za nos Polaków obiecując im szybkie rozwiązanie problemu pisowni nazwisk. Dziennik zwraca również uwagę na przeciągający się problem zwrotu ziemi w rejonach wileńskim i solecznickim oraz konflikt o tablice z nazwami ulic w języku polskim. W efekcie tych sporów Polska, która wspierała litewskie dążenia do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO, traci cierpliwość.

Autor komentarza nie uważa jednak, że 13 stycznia to odpowiednia data dla takich decyzja, jak ta podjęta przez polskie władze, aby obniżyć rangę delegacji na uroczystości rocznicowe. "Lietuvos rytas" przywołuje także głosy polskiej prasy, która skrytykowała rządzących, że nie zdecydowali się na podróż do Wilna. Jednym z cytowanych polskich autorów jest Jerzy Haszczyński, który kilka dni temu napisał w "Rzeczpospolitej" ("Mocny sygnał dla Litwinów"), że decyzja polskich władz wygląda jak "symboliczne pożegnanie już nie tylko z partnerstwem strategicznym, które nigdy się do końca nie wykluło, ale i z dobrymi stosunkami między sąsiadami". Litwini powołują się też na opinię Jacka Pawlickiego z "Gazety Wyborczej" ("Zakończmy swary z Litwinami"), który uznał, że nieobecność polskich polityków na ceremonii rocznicowej może być odebrany jako afront i kolejny dowód, że "duża Polska postanowiła ukarać małą Litwę". A to z kolei może być jeszcze jednym powodem dla litewskiej podejrzliwości. Postawa polskich władz może więc szkodzić także samej Polsce i jej pozycji międzynarodowej jako kraju, który próbuje budować wizerunek regionalnego mocarstwa.

Aby podkreślić wagę rocznicy, "Lietuvos rytas" przypomina jak 13 stycznia zjednoczył Polaków i Litwinów. Autor komentarza cofa się do tamtych dramatycznych chwil, kiedy Wilno zostało najechane przez radzieckie wojska. Tego dnia minister spraw zagranicznych Algirdas Saudargas udał się do Polski z upoważnieniem do tworzenia rządu na uchodźstwie. Na Litwę udali się zaś polscy parlamentarzyści by wspierać Litwinów w oporze przeciwko radzieckiej interwencji. Był tam też i Adam Michnik, który wygłosił płomienne przemówienie w litewskim Sejmie surowo potępiając agresję: "Dlatego dziś powiadamy – NIE! Nie wolno dławić litewskiej wolności. Nie wolno deptać woli narodu i narzucać mu kolaboranckiego reżimu" (Adam Michnik, "Do przyjaciół Litwinów", GW nr 11 (480), 14 stycznia 1991). Kilka dni później na pogrzebie ofiar radzieckiej interwencji na cmentarzu na Antokolu senator Piotr Andrzejewski wyraził słowa współczucia Polaków dla Litwy i stwierdził, że "bez wolnej Litwy nie będzie wolnej Europy".

Ostatecznie jednak autor komentarza w "Lietuvos rytas" większą rolę w rozwiązaniu problemów w stosunkach polsko-litewskich przypisuje władzom swojego kraju. W ocenie ich działań jest zresztą bardzo krytyczny. Brak decyzji w sprawie pisowni nazwisk jest jego zdaniem dowodem na nieporadność, czy wręcz "kulturalne zacofanie" litewskiego Sejmu. Przywołuje przy tym przykład Finlandii, gdzie już dawno temu przyjęto zasadę, że w miejscowościach zamieszkanych przez mniejszość szwedzkojęzyczną nazwy tych miejscowości są pisane po szwedzku, a Finom to absolutnie nie przeszkadza. Błędem byłoby, zdaniem autora, zrzucanie całej odpowiedzialności za obecny kryzys na polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, którego litewscy dyplomaci mają za bufona.

Litewski dziennik wzywa władze swojego kraju do podjęcia działań w celu przezwyciężenia sporów, dzielących oba państwa. Najgorsze co można zrobić w tej sytuacji to obrazić się. Zamiast tego litewskie władze powinny systematycznie rozwiązywać zadawnione problemy oraz rozwijać projekty, które będą niosły obopólną korzyść gospodarczą. Bardzo dosadna jest konkluzja artykułu, w której autor stwierdza, że Litwa musi zacząć zachowywać się w sposób "cywilizowany". Jeśli tak się nie stanie, to może zostać w Unii Europejskiej bez przyjaciół. Choć fakt, że np. Estonia również nie przysłała na uroczystości rocznicowe polityków wysokich rangą, może zdaniem autora świadczyć, że Litwa już została bez przyjaciół.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Zgrzyt

Zgrzytów polsko-litewskich ciąg dalszy. Wolałbym pisać o czymś innym, ale temat narzuca się sam. Zbliża się 20-ta rocznica tragicznych wydarzeń w Wilnie. 13 stycznia 1991 r. w trakcie radzieckiej interwencji wojskowej na Litwie doszło do masakry ludności cywilnej pod wileńską wieżą telewizyjną. Zginęło 13 Litwinów oraz przypadkowo postrzelony żołnierz radziecki. Kolejna litewska ofiara zmarła w szpitalu miesiąc po tych wydarzeniach. W najbliższy czwartek na Litwie odbędą się uroczystości upamiętniające ten dramatyczny moment w najnowszych dziejach państwa litewskiego. Zaproszono na nie także gości z zagranicy. Według informacji podawanych przez media, do tej pory strona litewska nie otrzymała odpowiedzi, czy na uroczystościach pojawi się ktoś z Polski. Szerzej o sprawie pisze "Kurier Wileński". Czym tłumaczyć milczenie Warszawy? Czy znów dał o sobie znać kryzys w stosunkach polsko-litewskich? Byłoby smutnym znakiem, gdyby przedstawiciele państwa polskiego zlekceważyli wileńskie uroczystości. Domaganie się - z założenia słuszne i właściwe - respektowania praw Polaków na Litwie nie musi przeszkadzać w upamiętnieniu ofiar totalitarnej agresji. Spierając się dziś z Litwinami, warto abyśmy o tym pamiętali.