W mijającym roku warto było interesować się Litwą. Rok 2010 obfitował w wydarzenia ważne dla Litwy, dla jej mieszkańców, ale i w wydarzenia istotne dla stosunków polsko-litewskich.
Jesienią zaczęto głośno mówić o kryzysie w relacjach między naszymi krajami. Po raz pierwszy od wielu lat Litwa znalazła się w orbicie zainteresowania polskich mediów, które wcześniej nie okazywały naszym bałtyckim sąsiadom zbyt wiele uwagi. Być może należałoby sobie życzyć lepszych powodów dla wzrostu medialnego zainteresowania, ale dobre i to. Problemy, o których w tym roku informowały środki przekazu w Polsce są w większości znane od lat, ale zwykle umykały uwadze szerokiej opinii publicznej. Do tej pory koncentrowali się na nich głównie znawcy tematu i pasjonaci. Tym razem teksty poświęcone relacjom polsko-litewskim ukazały się w najbardziej poczytnych dziennikach, tygodnikach, a także w internecie. Materiały na ten temat pokazały ogólnopolskie telewizje. Ale co chyba najważniejsze sprawami tymi intensywnie zajęło się polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jeszcze w trakcie prawyborów prezydenckich w Platformie Obywatelskiej o nierozwiązanych problemach polskiej mniejszości na Litwie mówił Radosław Sikorski. Wielu innych polskich polityków, a także publicystów zwracało uwagę na wspomniane kwestie.
Warto również podkreślić pewne przewartościowanie jakie nastąpiło w traktowaniu spraw polskiej społeczności na Litwie przez polskie media. Wcześniej, jeśli już w ogóle o tym wspominano, to ograniczano się głównie do kwestii pisowni nazwisk. Tym razem na plan pierwszy zaczęły wysuwać się moim zdaniem bardziej istotne w długoletniej perspektywie problemy szkolnictwa. Wspominano również o sprawie zwrotu ziemi. Co bardziej dociekliwi pytali o społeczne tło tych problemów, o kwestie tożsamościowe, o poziom wzajemnej tolerancji i zaufania Polaków i Litwinów, o historyczne uwarunkowania obecnych zachowań. Obok tematu polskiej mniejszości pojawiały się tematy gospodarcze, przede wszystkim pytania o dalszy los wspólnych inwestycji i projektów energetycznych. Najważniejsze chyba miejsce pośród tych tematów zajmowała sprawa rafinerii w Możejkach, będącej w posiadaniu polskiego Orlenu. W mijającym roku stało się jasne, że litewska rafineria nie pozostanie zbyt długo w rękach polskiego koncernu.
Czy tematy te były równie ważne dla mieszkańców Litwy? Na pewno tak jeśli chodzi o obywateli Litwy narodowości polskiej, ale zapewne także dla innych mieszkańców Wileńszczyzy. Ale podejrzewam, że Litwini zamieszkujący pozostałe regiony bardziej przejmowali się innymi problemami. Musiał ich niepokoić stan państwa, skoro badania opinii publicznej wskazują na zastraszająco niski stopień zaufania Litwinów wobec instytucji życia publicznego (szczególnie rządu, Sejmu i partii politycznych), jak i poszczególnych polityków (rekordy "niepopularności" bije premier Andrius Kubilius). Wydarzyło się z resztą wiele, co mogło utwierdzać obywateli w przekonaniu, że państwo litewskie nie funkcjonuje właściwie: "afera pedofilska", sprawa tajnych więzień CIA, spory polityków, rozdrobnienie partyjne, kolejne dymisje (m. in. ministrów: spraw zagranicznych, zdrowia i kultury, a także prokuratora generalnego). Dla wielu klimat życia publicznego na Litwie staje się nieznośny. Jeden z najwybitniejszych litewskich intelektualistów, Tomas Venclova, ogłosił w minionym roku manifest wymownie zatytułowany "Duszę się".
Trudno dziwić się, że Litwini źle oceniają mijający rok. Prawie połowa uczestników sondażu przeprowadzonego przed Świętami Bożego Narodzenia oceniła 2010 jako nieudany. Nie można się zatem również dziwić, że część mieszkańców Litwy woli szukać swego szczęścia za granicą - kwestie demograficzne były tematem mojego poprzedniego wpisu. Powstaje pytanie, co zamierzają zrobić władze, aby zachęcić niedawnych emigrantów do powrotu do ojczyzny. Zaobserwowane w społeczeństwie litewskim tendencje mogą świadczyć, że w zbliżających się wyborach samorządowych Litwini pokażą czerwoną kartkę współrządzącemu konserwatywnemu Związkowi Ojczyzny. Opozycyjni socjaldemokraci nawoływali do przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych, ale nie znaleźli dla swego pomysłu sojuszników. Nie można jednak wykluczyć, że Nowy Rok przyniesie kolejne przetasowania na szczytach władzy, być może do odejścia będzie zmuszony Andrius Kubilius. W szeregach jego własnej partii rośnie mu silna konkurencja - reprezentująca Związek Ojczyzny przewodnicząca parlamentu Irena Degutienė pozwala sobie na dużą niezależność w opiniach i cieszy się znacznie lepszymi wynikami popularności niż szef rządu.
Jeśli chodzi o wspomniane rankingi (o ile mogą być one jakąkolwiek wykładnią), to pozycja prezydent Dalii Grybauskaitė wydaje się być niewzruszona. Litwini wciąż ufają swojej prezydent. W minionym roku Grybauskaitė doprowadziła m. in. do dymisji szefa dyplomacji Vygaudasa Ušackasa, który jej zdaniem prowadził zbyt samodzielną politykę zagraniczną. Co ciekawe, jego miejsce zajął konserwatysta Audronius Ažubalis, któremu można wiele zarzucić, ale na pewno nie to, że jest politykiem niesamodzielnym. Ažubalis znany był do tej pory z odważnej, ostrej retoryki, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje z Rosją (choć i Polacy mogliby przypomnieć niektóre jego "niepoprawne politycznie" wypowiedzi). Jako szef MSZ musiał współpracować z prezydent Grybauskaitė, która postanowiła przestawić litewską politykę zagraniczną na tory pragmatyzmu. Urzędująca prezydent wiele energii poświęciła na "ocieplanie" stosunków z Rosją i Białorusią. Jeśli chodzi o tę ostatnią to szereg kontrowersji wywołała jej rzekoma wypowiedź, w której miała nazwać Alaksandra Łukaszenkę "gwarantem stabilności gospodarczej i politycznej". Powyborcze wydarzenia w Mińsku w ostatnich dniach poddały w wątpliwość politykę "appeasementu" wobec Łukaszenki. Dla równowagi warto dodać, że również z Litwy posypały się głosy oburzenia wobec represji, jakie białoruskie władze zastosowały względem opozycji.
Najważniejszym wydarzeniem mijającego roku w Polsce była bez wątpienia tragedia smoleńska, śmierć prezydenta, jego małżonki oraz szeregu innych wybitnych osobistości, urzędników państwowych i działaczy społecznych. Ale również Litwini pożegnali w kończącym się roku zmarłego prezydenta. W czerwcu zmarł Algirdas Brazauskas, pierwszy prezydent niepodległej Litwy, a zarazem były I sekretarz partii komunistycznej, który w swej biografii uosabiał dramatyczne nieraz losy litewskiego narodu w XX wieku. Różnie oceniany przez współczesnych, ale co warto podkreślić, polityk zdolny do podejmowania odważnych decyzji. Położył wielkie zasługi dla odbudowy państwa litewskiego, mimo że był radzieckim aparatczykiem. Potrafił, co rzadko zdarza się w polityce, wycofać się z życia publicznego po pierwszej prezydenckiej kadencji. Wkrótce jednak wrócił by patronować nowej centrolewicowej koalicji, a potem objął funkcję premiera. Nie uniknął krytyki, ale decyzja biskupa wileńskiego Audrysa Bačkisa, który nie pozwolił na wystawienie trumny z ciałem byłego prezydenta w wileńskiej katedrze została przyjęta na Litwie z dużym niesmakiem.
Czy wobec tych wszystkich problemów Litwini mieli w mijającym roku jakieś powody do zadowolenia? Sami za jedno z najważniejszych wydarzeń mijającego roku uznali sukces swoich koszykarzy. Litewska reprezentacja na odbywających się w Turcji Mistrzostwach Świata zdobyła brązowy medal. Litwini zaliczyli w tym turnieju tylko i aż jedną porażkę - w decydującym o awansie do finału meczu półfinałowym z USA. Warto dodać, że Amerykanie sięgnęli później po złoty medal, zatem Litwini mogli się pochwalić, że przegrali jedynie z triumfatorami. Reprezentacja Litwy potwierdziła, że należy do światowej czołówki i że rację mają ci, którzy mówią, że koszykówka to narodowy sport, czy wręcz "narodowa religia" Litwinów. Także jeśli chodzi o kwestie gospodarcze, Litwini nie ucierpieli na skutek globalnego kryzysu w takim stopniu, jak wcześniej straszono. W lipcu premier Kubilius ogłosił, że litewska gospodarka "wychodzi z kryzysu". Ale dopiero nadchodzący rok pokaże, czy szef rządu nie pozwolił sobie na zbytni optymizm.
Ciekawe są wyniki badań opinii publicznej, o których pisze Radio "Znad Wilii". Wynika z nich, że Litwini w 2011 roku życzą sobie przede wszystkim zdrowia, pieniędzy, w dalszej kolejności spokoju oraz więcej czasu dla siebie i bliskich. Nie pozostaje mi nic innego, jak tego właśnie życzyć i Litwinom, i wszystkim czytelnikom tego bloga. Szczęśliwego Nowego Roku!
piątek, 31 grudnia 2010
poniedziałek, 27 grudnia 2010
Mało nas...Litwinów
Litwinów jest coraz mniej. Tak przynajmniej wynika z danych, które opublikował litewski Departament Statystyki. W grudniu bieżącego roku liczebność mieszkańców Litwy została obliczona na ponad 3 miliony 249 tysięcy. W porównaniu z grudniem 2009 r. liczba ludność spadła o ponad 82 tysiące. Demografowie już od dawna biją na alarm, a według najnowszych doniesień - jeśli utrzyma się tendencja spadkowa - Litwie grozi, że w 2035 r. będzie liczyć mniej niż 3 miliony ludności (podaję za Radiem "Znad Wilii").
Dla i tak już małego narodu są to wiadomości dramatyczne. Szczególnie niepokoi starzenie się społeczeństwa i niekończąca się fala emigracji. Zaobserwowane tendencje mogą doprowadzić do tego, że przyszli emeryci nie będą mogli liczyć na wsparcie ze strony młodszego pokolenia. Skutkiem będzie załamanie systemu emerytalnego opartego na solidarności pokoleń. Z podobnym problemem mamy do czynienia w Polsce.
Co zaś tyczy się emigracji, to Litwa narażona jest na zjawisku drenażu mózgów. Wyjeżdżają zarówno ci, którzy w ojczyźnie nie mogą sobie poradzić z trudną sytuacją materialną, jak i ci najzdolniejsi, dla których rodzimy rynek pracy nie jest w stanie zaoferować odpowiednich warunków rozwoju zawodowego i intelektualnego. Nawet jeśli pracujący za granicą Litwini część swoich dochodów przeznaczają na wsparcie bliskich, którzy zostali w kraju, to nie jest to w stanie zrekompensować nieodwracalnych strat dla krajowej gospodarki i litewskiego społeczeństwa.
Długofalowe skutki są trudno do oszacowania - rozpad więzi społecznych, brak oparcia dla starszych w młodszym pokoleniu, utrata zdolnych i produktywnych kadr. Warto również spojrzeć na temat nieco szerzej, w kontekście sytuacji innego kraju regionu - Łotwy, który przeżywa podobne problemy. Więcej na temat sytuacji demograficznej na Łotwie w portalu kresy.pl w artykule "Kraj jedynie pochodzenia".
Dla i tak już małego narodu są to wiadomości dramatyczne. Szczególnie niepokoi starzenie się społeczeństwa i niekończąca się fala emigracji. Zaobserwowane tendencje mogą doprowadzić do tego, że przyszli emeryci nie będą mogli liczyć na wsparcie ze strony młodszego pokolenia. Skutkiem będzie załamanie systemu emerytalnego opartego na solidarności pokoleń. Z podobnym problemem mamy do czynienia w Polsce.
Co zaś tyczy się emigracji, to Litwa narażona jest na zjawisku drenażu mózgów. Wyjeżdżają zarówno ci, którzy w ojczyźnie nie mogą sobie poradzić z trudną sytuacją materialną, jak i ci najzdolniejsi, dla których rodzimy rynek pracy nie jest w stanie zaoferować odpowiednich warunków rozwoju zawodowego i intelektualnego. Nawet jeśli pracujący za granicą Litwini część swoich dochodów przeznaczają na wsparcie bliskich, którzy zostali w kraju, to nie jest to w stanie zrekompensować nieodwracalnych strat dla krajowej gospodarki i litewskiego społeczeństwa.
Długofalowe skutki są trudno do oszacowania - rozpad więzi społecznych, brak oparcia dla starszych w młodszym pokoleniu, utrata zdolnych i produktywnych kadr. Warto również spojrzeć na temat nieco szerzej, w kontekście sytuacji innego kraju regionu - Łotwy, który przeżywa podobne problemy. Więcej na temat sytuacji demograficznej na Łotwie w portalu kresy.pl w artykule "Kraj jedynie pochodzenia".
piątek, 10 grudnia 2010
Krótko o Możejkach
Kończy się krótka historia obecności Polskiego Koncernu Naftowego na Litwie. Jest już niemal pewne, że należąca do Orlenu rafineria w Możejkach w przyszłym roku znajdzie nabywcę. Decyzje o sprzedaży Orlen Lietuva mają zapaść do końca lutego. Wśród firm zainteresowanych przejęciem litewskiej rafinerii wymienia się rosyjskie koncerny ŁUKojł i TNK-BP. Więcej na ten temat pisze portal wyborcza.biz
Kiedy przed czterema laty Orlen przejmował rafinerię w Możejkach widziano w tej transakcji sukces nie tylko gospodarczy, ale i polityczny. Polska obecność w Możejkach miała być jedną z podstaw budowy niezależności paliwowo-energetycznej zarówno naszego kraju, jak i Litwy, a równocześnie miała służyć umacnianiu "strategicznego partnerstwa" między Polską a Litwą. Te nadzieje okazały się daremne. Dziś prezes Orlenu, Jacek Krawiec, przyznaje że zakup rafinerii w Możejkach był niewypałem.
"To była zła, nietrafiona, niepotrzebna krajowi decyzja" - trudno o bardziej dosadny komentarz, niż ten wygłoszony przez prezesa Krawca. Znamienne, że słowa te padają w momencie, w którym mówi się głośno o poważnym kryzysie w stosunkach polsko-litewskich.
Kiedy przed czterema laty Orlen przejmował rafinerię w Możejkach widziano w tej transakcji sukces nie tylko gospodarczy, ale i polityczny. Polska obecność w Możejkach miała być jedną z podstaw budowy niezależności paliwowo-energetycznej zarówno naszego kraju, jak i Litwy, a równocześnie miała służyć umacnianiu "strategicznego partnerstwa" między Polską a Litwą. Te nadzieje okazały się daremne. Dziś prezes Orlenu, Jacek Krawiec, przyznaje że zakup rafinerii w Możejkach był niewypałem.
"To była zła, nietrafiona, niepotrzebna krajowi decyzja" - trudno o bardziej dosadny komentarz, niż ten wygłoszony przez prezesa Krawca. Znamienne, że słowa te padają w momencie, w którym mówi się głośno o poważnym kryzysie w stosunkach polsko-litewskich.
sobota, 6 listopada 2010
Polka z Solecznik prymuską wśród Litwinów
Pamiętamy chyba wszyscy reklamy jednej z sieci telefonii komórkowej, w których wymyślony superbohater "zawstydzał" wszystkich dookoła, robiąc coś lepiej i "bardziej" niż oni. Chciałem już dać tej notce tytuł "Polka zawstydziła Litwinów" ale się powstrzymałem, bo chyba byłby on lekkim nadużyciem. Pewne jest jednak, że sukces młodej prawnik z Solecznik to powód do dumy dla polskiej społeczności na Litwie. A do pewnego stopnia także powód do nieco złośliwej satysfakcji.
Renata Siluk, bo o niej mowa, wygrała konkurs ze znajomości Konstytucji Litwy w kategorii osób posiadających wykształcenie prawnicze. Pani Siluk jest absolwentką Uniwersytetu im. Michała Römera w Wilnie, a na co dzień pracuje w wydziale prawnym administracji rejonu solecznickiego. O wygranej naszej rodaczki z Wileńszczyzny poinformowały serwisy informacyjne portalu wilnoteka.lt oraz rejonu solecznickiego. Uczestnicy konkursu zdawali egzamin przed komisją, na czele której stał były prezes Sądu Konstytucyjnego Egidijus Kūris. W ceremonii rozdania nagród wzięli udział prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė oraz minister sprawiedliwości Remigijus Šimašius.
Nie ma większego sensu wpisywać to wydarzenie w kontekst tematu sytuacji polskiej mniejszości na Litwie i nagłośnionych ostatnio przez media problemów. Ale warto podkreślić sukces młodej Polki, mając jednocześnie w pamięci słowa ministra spraw zagranicznych Litwy Audroniusa Ažubalisa, który niedawno wróżył litewskim Polakom pracę w charakterze pomocników budowlanych...
Renata Siluk, bo o niej mowa, wygrała konkurs ze znajomości Konstytucji Litwy w kategorii osób posiadających wykształcenie prawnicze. Pani Siluk jest absolwentką Uniwersytetu im. Michała Römera w Wilnie, a na co dzień pracuje w wydziale prawnym administracji rejonu solecznickiego. O wygranej naszej rodaczki z Wileńszczyzny poinformowały serwisy informacyjne portalu wilnoteka.lt oraz rejonu solecznickiego. Uczestnicy konkursu zdawali egzamin przed komisją, na czele której stał były prezes Sądu Konstytucyjnego Egidijus Kūris. W ceremonii rozdania nagród wzięli udział prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė oraz minister sprawiedliwości Remigijus Šimašius.
Nie ma większego sensu wpisywać to wydarzenie w kontekst tematu sytuacji polskiej mniejszości na Litwie i nagłośnionych ostatnio przez media problemów. Ale warto podkreślić sukces młodej Polki, mając jednocześnie w pamięci słowa ministra spraw zagranicznych Litwy Audroniusa Ažubalisa, który niedawno wróżył litewskim Polakom pracę w charakterze pomocników budowlanych...
poniedziałek, 1 listopada 2010
I co dalej?
Stosunki polsko-litewskie znalazły się w sytuacji krytycznej. Potwierdzają to doniesienia medialne i oficjalne wypowiedzi najwyższych czynników państwowych obu krajów. Temu tematowi zamierzam poświęcić osobną notkę. Póki co polecam lekturę interesującego tekstu Mai Narbutt, dziennikarki "Rzeczpospolitej", byłej korespondentki w Wilnie, pt. Po braterstwie nie został ślad, zamieszczonego na portalu wilnoteka.lt
ERRATA: Artykuł Mai Narbutt ukazał się najpierw w "papierowym" wydaniu "Rzeczpospolitej" z 26 października br. oraz w wersji internetowej na portalu rp.pl
Dziś "Rz" opublikowała opinię litewskiego dziennikarza Rytasa Staselisa pt. Bariery w naszych głowach.
ERRATA: Artykuł Mai Narbutt ukazał się najpierw w "papierowym" wydaniu "Rzeczpospolitej" z 26 października br. oraz w wersji internetowej na portalu rp.pl
Dziś "Rz" opublikowała opinię litewskiego dziennikarza Rytasa Staselisa pt. Bariery w naszych głowach.
sobota, 18 września 2010
Postrzeganie stosunków polsko-litewskich przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego
Na stronie Ambasady Republiki Litewskiej można zapoznać się z pracą pt. "Postrzeganie stosunków polsko-litewskich przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego" opartą o wyniki badań przeprowadzonych wśród studentów warszawskiej uczelni. Autorką pracy jest Natalia Szpurko, studentka socjologii w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW.
Już za sam pomysł i jego realizację należą się autorce gratulacje i podziękowania. Warto dodać, że badania zostały objęte patronatem przez Ambasadę Republiki Litewskiej. To kolejny dowód, że litewskiej placówce dyplomatycznej zależy na pogłębianiu wiedzy o Litwie wśród Polaków, zwłaszcza wśród młodzieży.
Wyniki badań zostały szczegółowo przedstawione i omówione w pracy, dlatego ograniczę się tylko do krótkiego komentarza. Studenci UW przyznają, że ich wiedza o Litwie jest niewielka, a skojarzenia nieliczne. Mimo to większości zależy na dobrych stosunkach polsko-litewskich. Wyniki dowodzą również, że młodzież akademicka chciałaby pogłębiać swoją wiedzę o Litwie.
Tematem, który wzbudza ich największe zainteresowanie są współczesne stosunki polsko-litewskie i perspektywa rozwoju strategicznego partnerstwa między naszymi krajami. Młodzież chciałaby również aktywnie uczestniczyć w inicjatywach i wydarzeniach popularyzujących szeroko pojętą litewską kulturę, muzykę, folklor, sztukę kulinarną itp., jak i poświęconych tematyce politycznej.
Rezultaty badań przeprowadzonych przez Natalię Szpurko napawają umiarkowanym optymizmem. Być może Litwa jest dziś krajem nieznanym polskiej młodzieży akademickiej, ale wiele wskazuje na to, że studenci chcą ten stan zmienić. Wypada tylko mieć nadzieję, że wyniki ankiety posłużą instytucjom zaangażowanym w promocję wiedzy o Litwie wśród młodych Polaków.
Już za sam pomysł i jego realizację należą się autorce gratulacje i podziękowania. Warto dodać, że badania zostały objęte patronatem przez Ambasadę Republiki Litewskiej. To kolejny dowód, że litewskiej placówce dyplomatycznej zależy na pogłębianiu wiedzy o Litwie wśród Polaków, zwłaszcza wśród młodzieży.
Wyniki badań zostały szczegółowo przedstawione i omówione w pracy, dlatego ograniczę się tylko do krótkiego komentarza. Studenci UW przyznają, że ich wiedza o Litwie jest niewielka, a skojarzenia nieliczne. Mimo to większości zależy na dobrych stosunkach polsko-litewskich. Wyniki dowodzą również, że młodzież akademicka chciałaby pogłębiać swoją wiedzę o Litwie.
Tematem, który wzbudza ich największe zainteresowanie są współczesne stosunki polsko-litewskie i perspektywa rozwoju strategicznego partnerstwa między naszymi krajami. Młodzież chciałaby również aktywnie uczestniczyć w inicjatywach i wydarzeniach popularyzujących szeroko pojętą litewską kulturę, muzykę, folklor, sztukę kulinarną itp., jak i poświęconych tematyce politycznej.
Rezultaty badań przeprowadzonych przez Natalię Szpurko napawają umiarkowanym optymizmem. Być może Litwa jest dziś krajem nieznanym polskiej młodzieży akademickiej, ale wiele wskazuje na to, że studenci chcą ten stan zmienić. Wypada tylko mieć nadzieję, że wyniki ankiety posłużą instytucjom zaangażowanym w promocję wiedzy o Litwie wśród młodych Polaków.
piątek, 17 września 2010
Ambasador Litwy zakończył misję
Po sześciu latach zakończyła się misja ambasadora Republiki Litewskiej w Polsce Egidijusa Meilūnasa. Już wcześniej, w I połowie lat 90. pracował on w warszawskiej placówce, m. in. jako radca. Później pełnił funkcje kierownicze w litewskim MSZ, a następnie doradzał prezydentowi Valdasovi Adamkusowi. W 2004 r., w tym samym, w którym i Polska, i Litwa zostały członkami Unii Europejskiej, objął funkcję ambasadora w Polsce. Po zakończeniu pracy w charakterze szefa litewskiej placówki wraca do MSZ, gdzie będzie odpowiadał za stosunki z krajami Europy Środkowej.
Po zakończeniu jego sześcioletniej misji w Polsce należą się ambasadorowi Meilūnasowi słowa wdzięczności i podziękowania. Stosunki między naszymi krajami w ostatnich latach, a zwłaszcza w mijających miesiącach, nie należą do najłatwiejszych, jednak w okresie sprawowania funkcji ambasadora przez Egidijusa Meilūnasa nie brakowało wydarzeń i inicjatyw umacniających polsko-litewską współpracę i napawających nadzieją, że nasza współpraca będzie się rozwijać w przyszłości. Niewątpliwie Egidijus Meilūnas dołożył wszelkich starań, aby relacje Litwy i Polski układały się przyjaźnie i harmonijnie.
Znaczącym sukcesem Egidijusa Meilūnasa było jego zaangażowanie w promocję Litwy i szeroko pojętej wiedzy o Litwie. Ważną rolę odegrało w tej dziedzinie otwarte w 2006 r. Centrum Litewskie przy Ambasadzie, które od samego początku jest istotnym forum wymiany myśli i wiedzy o Litwie współczesnej, jak i jej historii. Odbywają się tam spotkania z litewskimi historykami, artystami, literatami, jak i Polakami zawodowo i prywatnie związanymi z Litwą. Dzięki istnieniu tej placówki można było ugruntować swoją znajomość Litwy, jak i poznać te mniej nagłośnione epizody w historii kraju i stosunków polsko-litewskich.
Egidijus Meiūnas wiele inicjatyw promował także nie tylko w Warszawie ale i w trakcie wizyt w innych miastach Polski, gdzie odbywały się spotkania, konferencje i wystawy poświęcone Litwie. Oprócz tego ambasador był obecny w mediach, gdzie wypowiadał się na temat stosunków polsko-litewskich i zachęcał Polaków do odwiedzania Litwy oraz pogłębiania wiedzy o tym kraju. Dowodem jego zaangażowania jest szczególnie to, że pojawiał się nie tylko w mediach głównego nurtu, ale również w tych niszowych. Egidijus Meilūnas gościł zarówno w klubie dyskusyjnym prawicowego kwartalnika Myśl.pl, jak i na "łamach" internetowego czasopisma "Kultura Liberalna".
Na zakończenie swojej misji ambasador Meilūnas udzielił wywiadów red. Jerzemu Haszczyńskiemu z "Rzeczypospolitej" oraz Informacyjnej Agencji Radiowej.
Po zakończeniu jego sześcioletniej misji w Polsce należą się ambasadorowi Meilūnasowi słowa wdzięczności i podziękowania. Stosunki między naszymi krajami w ostatnich latach, a zwłaszcza w mijających miesiącach, nie należą do najłatwiejszych, jednak w okresie sprawowania funkcji ambasadora przez Egidijusa Meilūnasa nie brakowało wydarzeń i inicjatyw umacniających polsko-litewską współpracę i napawających nadzieją, że nasza współpraca będzie się rozwijać w przyszłości. Niewątpliwie Egidijus Meilūnas dołożył wszelkich starań, aby relacje Litwy i Polski układały się przyjaźnie i harmonijnie.
Znaczącym sukcesem Egidijusa Meilūnasa było jego zaangażowanie w promocję Litwy i szeroko pojętej wiedzy o Litwie. Ważną rolę odegrało w tej dziedzinie otwarte w 2006 r. Centrum Litewskie przy Ambasadzie, które od samego początku jest istotnym forum wymiany myśli i wiedzy o Litwie współczesnej, jak i jej historii. Odbywają się tam spotkania z litewskimi historykami, artystami, literatami, jak i Polakami zawodowo i prywatnie związanymi z Litwą. Dzięki istnieniu tej placówki można było ugruntować swoją znajomość Litwy, jak i poznać te mniej nagłośnione epizody w historii kraju i stosunków polsko-litewskich.
Egidijus Meiūnas wiele inicjatyw promował także nie tylko w Warszawie ale i w trakcie wizyt w innych miastach Polski, gdzie odbywały się spotkania, konferencje i wystawy poświęcone Litwie. Oprócz tego ambasador był obecny w mediach, gdzie wypowiadał się na temat stosunków polsko-litewskich i zachęcał Polaków do odwiedzania Litwy oraz pogłębiania wiedzy o tym kraju. Dowodem jego zaangażowania jest szczególnie to, że pojawiał się nie tylko w mediach głównego nurtu, ale również w tych niszowych. Egidijus Meilūnas gościł zarówno w klubie dyskusyjnym prawicowego kwartalnika Myśl.pl, jak i na "łamach" internetowego czasopisma "Kultura Liberalna".
Na zakończenie swojej misji ambasador Meilūnas udzielił wywiadów red. Jerzemu Haszczyńskiemu z "Rzeczypospolitej" oraz Informacyjnej Agencji Radiowej.
wtorek, 17 sierpnia 2010
Stosunki polsko-litewskie. Potrzeba wyjścia poza stereotypy
Minął miesiąc od opublikowania na psz.pl tekstu Piotra Maciążka pt. "Grunwald stosunków polsko-litewskich", którym - jak sądzę - autor chciał przywitać 600. rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Tekst Maciążka nie doczekał się jak do tej pory żadnego komentarza, mimo że zawiera on wiele dyskusyjnych uwag, wobec których nie można przejść obojętnie. Powziąłem zatem próbę polemiki z niektórymi jego tezami.
Z lektury tekstu "Grunwald stosunków polsko-litewskich" wynika przede wszystkim, że autor nie orientuje się w realiach litewskich, nie zna Litwy i Litwinów, a większość swych spostrzeżeń oparł o utarte schematy pokutujące od lat w stosunkach polsko-litewskich, a które już dawno straciły aktualność, bądź nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości. Dla osób zainteresowanych Litwą i jednocześnie zainteresowanych właściwym rozwojem relacji pomiędzy naszymi państwami i społeczeństwami błędy zawarte w artykule Piotra Maciążka musiały być szczególnie rażące.
Autor błędnie wychodzi z założenia, że wśród Litwinów panuje "głęboko zakorzeniony antypolonizm". Jest to opinia nieprawdziwa i krzywdząca. Jak sądzę autor nie miał nigdy okazji poznać osobiście Litwinów, a być może poznał tylko takich, którzy pasowali do promowanego przez niego stereotypu. W rzeczywistości wśród Litwinów, zwłaszcza wśród młodzieży, nie brakuje osób życzliwych i przyjaznych Polsce. Dostrzegłem to osobiście, gdy moi litewscy znajomi przesyłali mi wyrazy współczucia po tragedii smoleńskiej 10 kwietnia br. Także wówczas na facebooku powstała grupa "Współczujących Polce", której liczebność lawinowo rosła z godziny na godzinę. Ale wyjdźmy poza granice portali społecznościowych. Także w przestrzeni publicznej na Litwie są obecne osoby, które nie raz dają wyraz temu, że w myśleniu o Polsce i Polakach nie kierują się nacjonalizmem i uprzedzeniami. I nie są oni wcale - jak chciałby autor - odosobnieni. Wśród historyków będzie to nie tylko wspomniany przez autora Edvardas Gudavičius, ale również Mečislovas Jučas, Alvydas Nikžentaitis czy małżeństwo Zigmantasa Kiaupy i Jurate Kiaupiene (wszyscy oni zostali w ub. roku odznaczeni przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego Orderem Odrodzenia Polski za "wybitne zasługi w rozwijaniu współpracy między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Litewską"). Do tej listy należy również dopisać Egidijusa Aleksandravičiusa i Alfredasa Bumblauskasa.
W polityce litewskiej - to fakt - bardzo często, by nie powiedzieć za często zdarzają się wypowiedzi i działania niechętne Polakom, krzywdzące i niesprawiedliwe. Ostentacyjnie antypolskie wystąpienia niektórych posłów, jak choćby szefa frakcji narodowej w ramach rządzącego Związku Ojczyzny, Gintarasa Songaili, domagają się potępienia. Jest niedobrym sygnałem, że kierownictwo litewskich konserwatystów daje przyzwolenie na tego typu ekscesy. Ale gwoli sprawiedliwości należy dodać, że w litewskim parlamencie można również spotkać rzeczywistych rzeczników polsko-litewskiej współpracy, spośród których na plan pierwszy wysuwa się na pewno Emanuelis Zingeris, nota bene zasłużony działacz społeczności żydowskiej. O potrzebie rozwiązywania polsko-litewskich problemów, zarówno współczesnych, jak i tych wynikających ze wspólnej historii wielokrotnie wypowiadało się wielu publicystów i komentatorów, jak choćby dziennikarze Rimvydas Valatka czy Audrius Bačiulis. Piotrowi Maciążkowi polecam również lekturę tekstów Kęstutisa Girniusa, wybitnego litewskiego politologa i filozofa. Jego wypowiedzi na temat kondycji litewskiego społeczeństwa są dostępne na wyciągnięcie ręki w internecie, także w języku polskim. Ta wyliczanka byłaby niepełna bez nazwiska Tomasa Venclovy, znamienitego literata i tłumacza, który spośród wymienionych osób wydaje się być największym orędownikiem przyjaźni polsko-litewskiej. Venclova, choć ze względów biograficznych sam może być uznany za postać kontrowersyjną, ma odwagę bezkompromisowego oceniania swych rodaków.
Dalej autor powtarza i upowszechnia kilka mitów, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Stwierdzenie, że "społeczeństwo litewskie jest przepojone nieufnością i poczuciem krzywdy" właściwie wpisuje się w wypowiedziane wcześniej słowa o głęboko zakorzenionym antypolonizmie Litwinów. Podobnie jak ono jest dowodem na to, że autor opierał swoje opinie raczej o pewne wyobrażenie o Litwinach (i, powiedzmy to, dość fałszywe) niż o rzeczywistą wiedzę, którą można byłoby poprzeć choćby wynikami badań opinii publicznej czy lekturą tekstów publicystycznych (dostępnych również w języku polskim). Nie twierdzę, że takich zachować u Litwinów dziś się nie spotyka, bo u części społeczeństwa na pewno wciąż silne są antypolskie uprzedzenia, ale stwierdzenie o zdominowaniu Litwinów przez nieufność i poczucie krzywdy wydaje się być grubym nadużyciem. Wystarczy rzut oka na przywoływane także w polskich mediach (choć stanowczo za cicho) rezultaty badań opinii, z których wynikało, że większość Litwinów nie widzi przeszkód dla umożliwienia litewskim Polakom zapisywania swoich nazwisk zgodnie z regułami pisowni polskiej, a nie litewskiej, jak to ma miejsce w chwili obecnej. Kolejny mit to przekonanie, że współcześni Litwini nadal uważają za zdrajcę Władysława Jagiełłę. Faktem jest, że przed wojną na Litwie odbył się kuriozalny sąd na Jagiełłą i że łatka zdrajcy została mu przyczepiona na długie lata. Rola Jagiełły w historii Wielkiego Księstwa Litewskiego jest wciąż dyskutowana i nadal przeciwstawia się mu Witolda jako władcę lepiej i skuteczniej dbającego o litewski interes państwowy. Ale wydaje się, że historiografia litewska odeszła już od upowszechniania wizerunku Jagiełły jako zdrajcy.
Za kuriozum należy uznać ustęp, w którym autor stwierdza: "litewski stosunek do AK jest dla Polaka tak samo nie zrozumiały jak szacunek dla weteranów SS na Litwie". Autor pomieszał tu rzeczywisty spór o rolę Armii Krajowej na Wileńszczyźnie z zupełnie wyimaginowanym szacunkiem jakim Litwini mieliby darzyć weteranów SS. Nie wiem skąd przekonanie autora o takich nastrojach wśród Litwinów. Być może na Litwie są obecne jakieś grupy neonazistowskie, które z estymą odnoszą się do dziedzictwa III Rzeszy, ale podobnych radykałów można spotkać w innych krajach Europy, także w Polsce. Na szczęście stanowią jedynie margines życia społeczno-politycznego. Warto w tym miejscu podkreślić, że w ramach Waffen-SS nigdy nie funkcjonowały formacje litewskie. Być może autor tego nie wie, być może pomylił Litwą z Łotwą, gdzie faktycznie sformowano dywizje ochotnicze SS. Na Litwie w czasie okupcacji działały natomiast różnego rodzaju formacje kolaboranckie, m. in. osławieni "strzelcy ponarscy". Nie można jednak powiedzieć, żeby weterani tych formacji otaczani byli przez naród jakimś szczególnym szacunkiem. Jest to nadal nierozwiązany problem, ale na Litwie po 1991 r. udało się otworzyć dyskusję na temat rozliczenia udziału Litwinów w zbrodniach hitlerowskich. I nie jest to wcale tematem tabu. Autorowi można natomiast przyznać rację, jeśli chodzi o stosunek Litwinów do AK. Tu rzeczywiście mamy do czynienia z poważnym problemem i niezabliźnionymi ranami.
Oczywiście nie jest też tak, że Litwa jest dziś oazą spokoju, demokracji, dostatku i tolerancji. Warto w tym miejscu zrobić pewnę uwagę na temat kondycji współczesnego społeczeństwa litewskiego, a ta może dziś nie nastrajać optymistycznie. Wydaje się, że jednym z najpoważniejszych problemów jest spadek zaufania społecznego wobec instytucji państwowych. Litwini nie ufają własnemu państwu, dostrzegają jego nieudolność, czują że nie jest ono w stanie bronić i chronić ich (jeden z najgłośniejszych przykładów z ostatnich lat to afera pedofilska, tzw. "sprawa Kedysa", gdzie lekceważenie ze strony organów ścigania miały skłonić ojca dziewczynki molestowanej przez gang pedofili do wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę). Sejm, rząd, partie polityczne od lat zajmują najniższe miejsce w rankingach zaufania, życie polityczne zatruwają rozdrobnienie partyjne, spory personalne, korupcja i nepotyzm. Także w życiu codziennym dostrzegalne są objawy kryzysu. Wielu Litwinów emigruje do Europy Zachodniej szukając tam lepszego zarobku, co może w przyszłości zrodzić poważne konsekwencje demograficzne. A jednak spacer po wileńskim Starym Mieście, gdzie co krok otwarte są wypełnione po brzegi restauracje, kawiarnie i puby, może rodzić przekonanie, że Litwini przynajmniej na zewnątrz nie chcą pokazywać po sobie marazmu. Być może ta krótka uwaga nie ma wiele wspólnego z tematem artykułu Piotra Maciążka, ale warto chyba jednak widzieć kwestię stosunków polsko-litewskich w szerszym kontekście, a tym jest bez wątpienia stan społczeństwa Litwy, w którym polski problem jest zaledwie jednym z wielu. Jeśli coś dziś Litwinów trapi, to raczej troska o dzień jutrzejszy, a nie obawy przed polskim zagrożeniem.
Jeśli z czymś można się zgodzić w artykule Piotra Maciążka to być może z ostatnim akapitem tekstu, w którym mowa jest o konieczności przezwyciężenia problemów w celu wzmocnienia współpracy i budowy wzajemnego zaufania. Ciekawe jednak, że autor nie stawia praktycznie żadnych, czy prawie żadnych wymagań stronie polskiej widząc zaniedbania tylko po stronie litewskiej. A przecież dziś wydaje się oczywiste choćby pytanie, czy rzeczywiście przemyślanym i rozsądnym był zakup rafinerii w Możejkach, który przed kilku laty odtrąbiono jako niebywały sukces Polski. Chciałoby się również zapytać czy polskie władze podejmują wystarczające działania w celu ochrony praw polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie. Z drugiej zaś strony rodzą się pytania, czy i my robimy dostatecznie dużo dla rozwiązania problemów wokół wspólnej historii i kontrowersyjnych tematów. Z pozoru może się wydawać, że państwo polskie o wiele lepiej dba o litewską mniejszość niż Republika Litewska o Polaków na Litwie. Ale i tu pojawiają się sygnały zaniedbań, które nie mogą być lekceważone. Im lepiej będziemy wywiązywać się ze zobowiązań względem żyjących w naszym kraju mniejszości, tym więcej będziemy mogli wymagać od innych i tym skuteczniej będziemy mogli egzekwować zobowiązania innych względem naszych rodaków za granicą.
Autor daje na koniec wyraz swemu przekonaniu o potrzebie budowy strategicznego sojuszu polsko-litewskiego. Stwierdza przy tym, że "(Litwini) potrafią bowiem dostrzec rosyjską maskę". O ile dobrze rozumiem metaforę, autorowi wydaje się, że Litwini potrafią dostrzegać zagrożenie ze strony Rosji i na tej podstawie mogą budować sojusz z Polską, który będzie w stanie neutralizować rosyjskie wpływy w regionie. Tym samym autor raz jeszcze pokazuje, że procesy polityczne na Litwie są mu nieznane. Poprzedni prezydent Litwy Valdas Adamkus faktycznie prowadził politykę schładzania relacji z Rosją, współdziałając w tym m. in. z Lechem Kaczyńskim. Wyrazem tego było choćby wsparcie udzielone Gruzji w czasie konfliktu zbrojnego dwa lata temu. Jednak następczyni Adamkusa Dalia Grybauskaite odeszła od takiego sposobu prowadzenia polityki zagranicznej i w stosunkach z Rosją kieruje się raczej pragmatyzmem. I nie jest przy tym odosobniona. Mimo to na litewskiej scenie politycznej poważne wpływy zachowują grupy i działacze, którzy wciąż podchodzą ze sceptycyzmem do idei ocieplenia stosunków litewsko-rosyjskich i dla których nadal najważniejsza w ramach tych stosunków pozostaje obrona litewskiego interesu państwowego. Czym innym z kolei jest problem powiązań części litewskiego establishmentu z rosyjskim kapitałem (odpryskiem czego była choćby afera Paksasa). Patologiczne związki części litewskich elit polityczno-gospodarczych z Rosją wydają się być znacznie poważniejszym problemem od wyimaginowanego celebrowania weteranów SS czy rzekomego "głęboko zakorzenionego antypolonizmu".
Daleki jestem od przymykania oczu na rzeczywistość. A rzeczywistość jest taka, że mamy obecnie do czynienia z być może najpoważniejszym kryzysem w stosunkach polsko-litewskich od czasu ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych w 1991 r. Nie przezwyciężymy jednak tego kryzysu jeśli będziemy tkwić w anachronicznych schematach i stereotypach.
tekst ukazał się na psz.pl
Z lektury tekstu "Grunwald stosunków polsko-litewskich" wynika przede wszystkim, że autor nie orientuje się w realiach litewskich, nie zna Litwy i Litwinów, a większość swych spostrzeżeń oparł o utarte schematy pokutujące od lat w stosunkach polsko-litewskich, a które już dawno straciły aktualność, bądź nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości. Dla osób zainteresowanych Litwą i jednocześnie zainteresowanych właściwym rozwojem relacji pomiędzy naszymi państwami i społeczeństwami błędy zawarte w artykule Piotra Maciążka musiały być szczególnie rażące.
Autor błędnie wychodzi z założenia, że wśród Litwinów panuje "głęboko zakorzeniony antypolonizm". Jest to opinia nieprawdziwa i krzywdząca. Jak sądzę autor nie miał nigdy okazji poznać osobiście Litwinów, a być może poznał tylko takich, którzy pasowali do promowanego przez niego stereotypu. W rzeczywistości wśród Litwinów, zwłaszcza wśród młodzieży, nie brakuje osób życzliwych i przyjaznych Polsce. Dostrzegłem to osobiście, gdy moi litewscy znajomi przesyłali mi wyrazy współczucia po tragedii smoleńskiej 10 kwietnia br. Także wówczas na facebooku powstała grupa "Współczujących Polce", której liczebność lawinowo rosła z godziny na godzinę. Ale wyjdźmy poza granice portali społecznościowych. Także w przestrzeni publicznej na Litwie są obecne osoby, które nie raz dają wyraz temu, że w myśleniu o Polsce i Polakach nie kierują się nacjonalizmem i uprzedzeniami. I nie są oni wcale - jak chciałby autor - odosobnieni. Wśród historyków będzie to nie tylko wspomniany przez autora Edvardas Gudavičius, ale również Mečislovas Jučas, Alvydas Nikžentaitis czy małżeństwo Zigmantasa Kiaupy i Jurate Kiaupiene (wszyscy oni zostali w ub. roku odznaczeni przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego Orderem Odrodzenia Polski za "wybitne zasługi w rozwijaniu współpracy między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Litewską"). Do tej listy należy również dopisać Egidijusa Aleksandravičiusa i Alfredasa Bumblauskasa.
W polityce litewskiej - to fakt - bardzo często, by nie powiedzieć za często zdarzają się wypowiedzi i działania niechętne Polakom, krzywdzące i niesprawiedliwe. Ostentacyjnie antypolskie wystąpienia niektórych posłów, jak choćby szefa frakcji narodowej w ramach rządzącego Związku Ojczyzny, Gintarasa Songaili, domagają się potępienia. Jest niedobrym sygnałem, że kierownictwo litewskich konserwatystów daje przyzwolenie na tego typu ekscesy. Ale gwoli sprawiedliwości należy dodać, że w litewskim parlamencie można również spotkać rzeczywistych rzeczników polsko-litewskiej współpracy, spośród których na plan pierwszy wysuwa się na pewno Emanuelis Zingeris, nota bene zasłużony działacz społeczności żydowskiej. O potrzebie rozwiązywania polsko-litewskich problemów, zarówno współczesnych, jak i tych wynikających ze wspólnej historii wielokrotnie wypowiadało się wielu publicystów i komentatorów, jak choćby dziennikarze Rimvydas Valatka czy Audrius Bačiulis. Piotrowi Maciążkowi polecam również lekturę tekstów Kęstutisa Girniusa, wybitnego litewskiego politologa i filozofa. Jego wypowiedzi na temat kondycji litewskiego społeczeństwa są dostępne na wyciągnięcie ręki w internecie, także w języku polskim. Ta wyliczanka byłaby niepełna bez nazwiska Tomasa Venclovy, znamienitego literata i tłumacza, który spośród wymienionych osób wydaje się być największym orędownikiem przyjaźni polsko-litewskiej. Venclova, choć ze względów biograficznych sam może być uznany za postać kontrowersyjną, ma odwagę bezkompromisowego oceniania swych rodaków.
Dalej autor powtarza i upowszechnia kilka mitów, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Stwierdzenie, że "społeczeństwo litewskie jest przepojone nieufnością i poczuciem krzywdy" właściwie wpisuje się w wypowiedziane wcześniej słowa o głęboko zakorzenionym antypolonizmie Litwinów. Podobnie jak ono jest dowodem na to, że autor opierał swoje opinie raczej o pewne wyobrażenie o Litwinach (i, powiedzmy to, dość fałszywe) niż o rzeczywistą wiedzę, którą można byłoby poprzeć choćby wynikami badań opinii publicznej czy lekturą tekstów publicystycznych (dostępnych również w języku polskim). Nie twierdzę, że takich zachować u Litwinów dziś się nie spotyka, bo u części społeczeństwa na pewno wciąż silne są antypolskie uprzedzenia, ale stwierdzenie o zdominowaniu Litwinów przez nieufność i poczucie krzywdy wydaje się być grubym nadużyciem. Wystarczy rzut oka na przywoływane także w polskich mediach (choć stanowczo za cicho) rezultaty badań opinii, z których wynikało, że większość Litwinów nie widzi przeszkód dla umożliwienia litewskim Polakom zapisywania swoich nazwisk zgodnie z regułami pisowni polskiej, a nie litewskiej, jak to ma miejsce w chwili obecnej. Kolejny mit to przekonanie, że współcześni Litwini nadal uważają za zdrajcę Władysława Jagiełłę. Faktem jest, że przed wojną na Litwie odbył się kuriozalny sąd na Jagiełłą i że łatka zdrajcy została mu przyczepiona na długie lata. Rola Jagiełły w historii Wielkiego Księstwa Litewskiego jest wciąż dyskutowana i nadal przeciwstawia się mu Witolda jako władcę lepiej i skuteczniej dbającego o litewski interes państwowy. Ale wydaje się, że historiografia litewska odeszła już od upowszechniania wizerunku Jagiełły jako zdrajcy.
Za kuriozum należy uznać ustęp, w którym autor stwierdza: "litewski stosunek do AK jest dla Polaka tak samo nie zrozumiały jak szacunek dla weteranów SS na Litwie". Autor pomieszał tu rzeczywisty spór o rolę Armii Krajowej na Wileńszczyźnie z zupełnie wyimaginowanym szacunkiem jakim Litwini mieliby darzyć weteranów SS. Nie wiem skąd przekonanie autora o takich nastrojach wśród Litwinów. Być może na Litwie są obecne jakieś grupy neonazistowskie, które z estymą odnoszą się do dziedzictwa III Rzeszy, ale podobnych radykałów można spotkać w innych krajach Europy, także w Polsce. Na szczęście stanowią jedynie margines życia społeczno-politycznego. Warto w tym miejscu podkreślić, że w ramach Waffen-SS nigdy nie funkcjonowały formacje litewskie. Być może autor tego nie wie, być może pomylił Litwą z Łotwą, gdzie faktycznie sformowano dywizje ochotnicze SS. Na Litwie w czasie okupcacji działały natomiast różnego rodzaju formacje kolaboranckie, m. in. osławieni "strzelcy ponarscy". Nie można jednak powiedzieć, żeby weterani tych formacji otaczani byli przez naród jakimś szczególnym szacunkiem. Jest to nadal nierozwiązany problem, ale na Litwie po 1991 r. udało się otworzyć dyskusję na temat rozliczenia udziału Litwinów w zbrodniach hitlerowskich. I nie jest to wcale tematem tabu. Autorowi można natomiast przyznać rację, jeśli chodzi o stosunek Litwinów do AK. Tu rzeczywiście mamy do czynienia z poważnym problemem i niezabliźnionymi ranami.
Oczywiście nie jest też tak, że Litwa jest dziś oazą spokoju, demokracji, dostatku i tolerancji. Warto w tym miejscu zrobić pewnę uwagę na temat kondycji współczesnego społeczeństwa litewskiego, a ta może dziś nie nastrajać optymistycznie. Wydaje się, że jednym z najpoważniejszych problemów jest spadek zaufania społecznego wobec instytucji państwowych. Litwini nie ufają własnemu państwu, dostrzegają jego nieudolność, czują że nie jest ono w stanie bronić i chronić ich (jeden z najgłośniejszych przykładów z ostatnich lat to afera pedofilska, tzw. "sprawa Kedysa", gdzie lekceważenie ze strony organów ścigania miały skłonić ojca dziewczynki molestowanej przez gang pedofili do wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę). Sejm, rząd, partie polityczne od lat zajmują najniższe miejsce w rankingach zaufania, życie polityczne zatruwają rozdrobnienie partyjne, spory personalne, korupcja i nepotyzm. Także w życiu codziennym dostrzegalne są objawy kryzysu. Wielu Litwinów emigruje do Europy Zachodniej szukając tam lepszego zarobku, co może w przyszłości zrodzić poważne konsekwencje demograficzne. A jednak spacer po wileńskim Starym Mieście, gdzie co krok otwarte są wypełnione po brzegi restauracje, kawiarnie i puby, może rodzić przekonanie, że Litwini przynajmniej na zewnątrz nie chcą pokazywać po sobie marazmu. Być może ta krótka uwaga nie ma wiele wspólnego z tematem artykułu Piotra Maciążka, ale warto chyba jednak widzieć kwestię stosunków polsko-litewskich w szerszym kontekście, a tym jest bez wątpienia stan społczeństwa Litwy, w którym polski problem jest zaledwie jednym z wielu. Jeśli coś dziś Litwinów trapi, to raczej troska o dzień jutrzejszy, a nie obawy przed polskim zagrożeniem.
Jeśli z czymś można się zgodzić w artykule Piotra Maciążka to być może z ostatnim akapitem tekstu, w którym mowa jest o konieczności przezwyciężenia problemów w celu wzmocnienia współpracy i budowy wzajemnego zaufania. Ciekawe jednak, że autor nie stawia praktycznie żadnych, czy prawie żadnych wymagań stronie polskiej widząc zaniedbania tylko po stronie litewskiej. A przecież dziś wydaje się oczywiste choćby pytanie, czy rzeczywiście przemyślanym i rozsądnym był zakup rafinerii w Możejkach, który przed kilku laty odtrąbiono jako niebywały sukces Polski. Chciałoby się również zapytać czy polskie władze podejmują wystarczające działania w celu ochrony praw polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie. Z drugiej zaś strony rodzą się pytania, czy i my robimy dostatecznie dużo dla rozwiązania problemów wokół wspólnej historii i kontrowersyjnych tematów. Z pozoru może się wydawać, że państwo polskie o wiele lepiej dba o litewską mniejszość niż Republika Litewska o Polaków na Litwie. Ale i tu pojawiają się sygnały zaniedbań, które nie mogą być lekceważone. Im lepiej będziemy wywiązywać się ze zobowiązań względem żyjących w naszym kraju mniejszości, tym więcej będziemy mogli wymagać od innych i tym skuteczniej będziemy mogli egzekwować zobowiązania innych względem naszych rodaków za granicą.
Autor daje na koniec wyraz swemu przekonaniu o potrzebie budowy strategicznego sojuszu polsko-litewskiego. Stwierdza przy tym, że "(Litwini) potrafią bowiem dostrzec rosyjską maskę". O ile dobrze rozumiem metaforę, autorowi wydaje się, że Litwini potrafią dostrzegać zagrożenie ze strony Rosji i na tej podstawie mogą budować sojusz z Polską, który będzie w stanie neutralizować rosyjskie wpływy w regionie. Tym samym autor raz jeszcze pokazuje, że procesy polityczne na Litwie są mu nieznane. Poprzedni prezydent Litwy Valdas Adamkus faktycznie prowadził politykę schładzania relacji z Rosją, współdziałając w tym m. in. z Lechem Kaczyńskim. Wyrazem tego było choćby wsparcie udzielone Gruzji w czasie konfliktu zbrojnego dwa lata temu. Jednak następczyni Adamkusa Dalia Grybauskaite odeszła od takiego sposobu prowadzenia polityki zagranicznej i w stosunkach z Rosją kieruje się raczej pragmatyzmem. I nie jest przy tym odosobniona. Mimo to na litewskiej scenie politycznej poważne wpływy zachowują grupy i działacze, którzy wciąż podchodzą ze sceptycyzmem do idei ocieplenia stosunków litewsko-rosyjskich i dla których nadal najważniejsza w ramach tych stosunków pozostaje obrona litewskiego interesu państwowego. Czym innym z kolei jest problem powiązań części litewskiego establishmentu z rosyjskim kapitałem (odpryskiem czego była choćby afera Paksasa). Patologiczne związki części litewskich elit polityczno-gospodarczych z Rosją wydają się być znacznie poważniejszym problemem od wyimaginowanego celebrowania weteranów SS czy rzekomego "głęboko zakorzenionego antypolonizmu".
Daleki jestem od przymykania oczu na rzeczywistość. A rzeczywistość jest taka, że mamy obecnie do czynienia z być może najpoważniejszym kryzysem w stosunkach polsko-litewskich od czasu ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych w 1991 r. Nie przezwyciężymy jednak tego kryzysu jeśli będziemy tkwić w anachronicznych schematach i stereotypach.
tekst ukazał się na psz.pl
niedziela, 4 lipca 2010
Algirdas Brazauskas (1932-2010)
W ubiegłą sobotę, 26 czerwca, w wieku 77 lat zmarł w Wilnie Algirdas Brazauskas, a w miniony czwartek, 1 lipca, został pochowany na Cmentarzu Antokolskim. Jeden z najwybitniejszych i najważniejszych polityków współczesnej Litwy zmarł w roku, w którym Litwini świętują 20-lecie odzyskania niepodległości. Brazauskas, od lat 70. obecny na szczytach władzy najpierw radzieckiej, a potem odrodzonej Litwy, był jednym ze współtwórców niepodległego państwa.
Brazauskas należał do pokolenia, które urodziło się jeszcze w okresie istnienia przedwojennego państwa litewskiego, ale w dorosłość musiało już wkraczać w warunkach rządów radzieckich. Wielu rówieśników zmarłego prezydenta musiało podejmować dramatyczne decyzje, które zaważyły na ich życiu. Wielu z nich dołączyło do antyradzieckiej partyzantki, która jeszcze w latach 50. walczyła w litewskich lasach z radzieckimi oddziałami. W tym samym czasie wielu młodych ludzi decydowało się jednak na inną drogę życiową. Akceptowali istniejącą sytuację, rozpoczynali studia, najczęściej inżynierskie, dołączali do szeregów budowniczych "nowej" Litwy, część z nich decydowała się na wstąpienie w szeregi partii komunistycznej, co znacznie ułatwiało zrobienie zawodowej kariery. Wśród nich był także Brazauskas. Po ukończeniu studiów na politechnice w Kownie kierował m. in. budową miejscowej elektrowni wodnej. Mając 33 lata objął stanowisko ministra odpowiedzialnego za przemysł materiałów budowlanych, co w radzieckiej gospodarce stanowiło jeden z kluczowych segmentów.
W połowie lat 70. Brazauskas znalazł się w kierownictwie litewskiej partii komunistycznej. Przez kilka lat pełnił funkcję sekretarza Komitetu Centralnego odpowiedzialnego za gospodarkę. Uważa się, że to właśnie on miał wpływ na to, aby w powstających na Litwie wielkich zakładach przemysłowych zatrudnienie znajdywali przede wszystkim mieszkańcy okolicznych miejscowości, a nie - jak miało to miejsce w przypadku dwóch innych republik bałtyckich - robotnicy z Rosji i innych republik. Nie wiadomo, ile w tym prawdy, ale faktem jest, że w okres niepodległości Litwa weszła ze znacznie mniejszym niż Łotwa i Estonia odsetkiem ludności rosyjskojęzycznej.
Ale korzenie Brazauskasa nie tkwiły głęboko w komunizmie i radzieckiej rzeczywistości. Urodzony na początku lat 30. wychowywał się w katolickiej, patriotycznej rodzinie. Jego ojciec był urzędnikiem państwowym i członkiem partii narodowców (tzw. "tautininków") wspierającej ówczesnego prezydenta Antanasa Smetonę, dyktatora, ale zarazem twórcę litewskiej niepodległości. Doświadczenia rodzinne i wychowanie wywarły wpływ na późniejsze życie i decyzje Brazauskasa, tak jak jego późniejsza edukacja i praca w sowieckiej rzeczywistości. W przeciwieństwie do twardogłowych aparatczyków, Brazauskas nie przestraszył się narastających w II połowie lat 80. tendencji niepodległościowych. Najgłośniejszym wyrazicielem tych tendencji był Sąjūdis, powołany do życia w 1988 r. jako ruch na rzecz poparcia dla zapoczątkowanej przez Michaiła Gorbaczowa pierestrojki. Wkrótce potem, pod przywództwem Vytautasa Landsbergisa, przekształcił się w organizację dążącą do uzyskania jak największej autonomii dla Litwy.
Jesienią tego samego roku Brazauskas objął funkcję I sekretarza KC Komunistycznej Partii Litwy, zastępując lojalnego wobec władz radzieckich Ringaudasa Songailę. Nie był entuzjastycznym zwolennikiem niepodległości, ale w decydujących momentach stawał po stronie litewskich patriotów. Najodważniejszym krokiem, nie mającym precedensu, była podjęta w 1989 r. decyzja o odseparowaniu litewskiej partii komunistycznej od KPZR. W 1990 r. deputowani należący do litewskiej organizacji partyjnej, uniezależnionej od władz radzieckich, opowiedzieli się za niepodległością, popierając Akt Restytucji Państwa Litewskiego. Jednocześnie jednak od tego czasu datuje się wieloletnia rywalizacja dwóch znamienitych przywódców - Brazauskasa i Landsbergisa. Obaj zbudowali wokół siebie walczące ze sobą obozy polityczne. Brazauskasowi poprowadził postkomunistów w stronę europejskiej socjaldemokracji. Landsbergis na bazie Sąjūdisu stworzył konserwatywny Związek Ojczyzny.
Na początku lat 90. wydawało się, że decydujący głos będzie należał do Landsbergisa. Ale już w 1992 r. litewscy wyborcy, zmęczeni reformami, kryzysami politycznymi i zmianami gabinetów w większości zagłosowali na postkomunistów. Brazauskas zastąpił Landbsergisa na stanowisku przewodniczącego Sejmu, stając się tym samym pełniącym obowiązki głowy państwa. Po wejściu w życie w 1993 r. przepisów nowej konstytucji wprowadzających urząd prezydenta wystartował w wyborach powszechnych. Wygrał z 60-procentowym poparciem. Jego zwycięstwo miało wymiar symboliczny, bo pokonanym kontrkandydatem był Stasys Lozoraitis, ostatni przywódca litewskich władz emigracyjnych, syn przedwojennego dyplomaty i ministra spraw zagranicznych, symbolizujący ciągłość pomiędzy przedwojennym, a odrodzonym państwem litewskim.
Okres rządów Brazauskasa i socjaldemokratów nie obył się bez afer i skandali, a niektóre z nich dotykały również samego prezydenta. W 1996 r., po upadku rządu socjaldemokraty Adolfasa Šleževičiusa, Litwini zwrócili się w stronę prawicy. Do władzy doszedł Związek Ojczyzny, a przewodniczącym parlamentu został "odwieczny" konkurent Brazauskasa - Landsbergis. Zmęczony polityką Brazauskas zdecydował się na zaskakujący ruch - wycofał się z ubiegania o kolejną kadencję, co nawet w ugruntowanych demokracjach bywa rzadkością, a w przestrzeni postsowieckiej można by wręcz uznać za dziwactwo. Brazauskas, nie do końca zadowolony z ograniczonych kompetencji prezydenckich, nie chciał dalej uczestniczyć w politycznych sporach. Zadeklarował swoje poparcie dla byłego prokuratora generalnego Artūrasa Paulauskasa (którego nb. wcześniej krytykował za brak osiągnięć w walce z przestępczością zorganizowaną). W pewnym sensie wybory można uznać za wygraną Brazauskasa. Choć wspierany przez niego kandydat przegrał z dawnym działaczem emigracyjnym Valdasem Adamkusem, to niemal całkowitą klęskę poniósł jego stary rywal Landsbergis, nie kwalifikując się nawet do II tury. Mogło się wówczas wydawać, że dwóch ojców litewskiej niepodległości czeka polityczna emerytura.
Faktycznie Brazauskas wycofał się z polityki, ale wkrótce do niej wrócił. Rozczarowani rządami konserwatystów mieszkańcy Litwy kolejny raz gotowi byli poprzeć lewicę. Były prezydent, wykorzystując swój autorytet, zaczął "montować" centrolewicą koalicję, w której główne role miały odgrywać stworzona przez Brazauskasa postkomunistyczna Demokratyczna Partia Pracy, Litewska Partia Socjaldemokratyczna - nawiązująca do przedwojennej lewicy oraz Nowy Związek Paulauskasa. Ostatecznie Paulauskas odmówił współpracy, ale stworzonej pod opieką Brazauskasa koalicji udało się wygrać wybory. Jednak i tym razem kluczową rolę odegrał Paulauskas, który zdecydował się na tworzenie rządu wspólnie z liberalną partią Rolandasa Paksasa. Lewicowa koalicja znalazła się w opozycji.
Cieszący się wciąż dużym zaufaniem Litwinów Brazauskas w 2001 r. powrócił do wielkiej polityki po kolejnej wolcie Paulauskasa. Nowy Związek wycofał swoich ministrów z rządu, zmuszając Paksasa do złożenia dymisji. Nową koalicję rządową utworzyły Demokratyczna Partia Pracy, Partia Socjaldemokratyczna i Nowy Związek. Na czele rządu stanął Brazauskas. Konsolidacja lewicy została przypieczętowana w tym samym roku - Demokratyczna Partia Pracy i Partia Socjaldemokratyczna zjednoczyły się, przyjmując nazwę tej drugiej, a na przewodniczącego wybrano Brazauskasa. Były prezydent funkcję premiera sprawował do 2006 r. W tym czasie Litwa stała się członkiem NATO i Unii Europejskiej. Na Litwie miało zatem miejsce zjawisko znane również dobrze w Polsce - oto pod przywództwem dawnego partyjnego aparatczyka kraj został włączony do rodziny państw europejskich.
Ale lata rządów Brazauskasa to nie tylko sukcesy. Krajem wstrząsały kolejne afery, można wręcz mówić o kryzysie politycznym, do głosu doszły ugrupowania i politycy populistyczni. Wybrany w 2003 r. na prezydenta Rolandas Paksas został nieco ponad rok później usunięty ze stanowiska. Kolejne wybory parlamentarne wygrała populistyczna i związana z rosyjskim kapitałem Partia Pracy kierowana przez biznesmena Wiktora Uspaskicha. Mimo to Brazauskas utrzymał funkcję premiera, ale musiał dołączyć partię Uspaskicha do koalicji rządowej. Po dwóch latach koalicja się rozpadła, a Brazauskas ostatecznie wycofał się z polityki. Kolejne lata walczył głównie z postępującą chorobą nowotworową.
Jednak w ciągu lat swojej obecności w polityce współczesnej Litwy musiał także zmagać się z innego rodzaju problemami. Nierzadko pojawiały się zarzuty, że Brazauskas, czy to jako prezydent, czy premier wspiera rosyjskie wpływy gospodarcze i polityczne na Litwie, że sprzeniewieża się interesom narodowym, że niedostatecznie angażuje się w walkę z postępującą w kraju korupcją. Zarzuty miały również charakter obyczajowy, gdy wytykano mu wieloletni romas z Kristiną Butrimienė, swego czasu zatrudnioną w stołówce w siedzibie KC. Media atakowały Brazauskasa, że jego partnerka w sposób bezprawny weszła w posiadanie luksusowego hotelu w Wilnie.
Brazauskas doprowadził do zawarcia w 1994 r. Traktatu o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy z Polską. Jako prezydent wyraził również ubolewanie przed społecznością żydowską za udział Litwinów w Holocauście. Te działania nie przynosiły mu popularności w środowiskach litewskich nacjonalistów. Z drugiej strony - Polacy na Litwie uważają że nie dość skutecznie anagażował się w sprawy ochrony praw polskiej społeczności, choć - jak pokazują medialne komentarze - dość ciepło wspominają zmarłego prezydenta.
Pożeganie Brazauskasa odbyło się w atmosferze skandalu, przy którym spory o pochówek polskiej pary prezydenckiej wydają się blednąć. Metropolita wileński Audrys Bačkis z nie do końca wyjaśnionych i zrozumiałych przyczyn nie zgodził się na wniesienie trumny z ciałem Brazauskasa do wileńskiej katedry. W ten sposób powtórzyła się historia - gdy w 1993 r. Brazauskas chciał w katedrze złożyć przysięgę prezydencką, musiał wejść do niej tylnymi drzwiami, bo wejście zagrodzili mu radykalni antykomuniści. A trzeba pamiętać, że to właśnie dzięki Brazauskasowi budynek wileńskiej katedry został pod koniec lat 80. przywrócony wiernym. Tym większe było zdumienie i oburzenie decyzją litewskich biskupów. Krytycznych uwag pod adresem episkopatu nie oszczędziła również prezydent Dalia Grybauskaitė, która odmówiła udziału w mszy żałobnej, która odbyła się 1 lipca.
Brazauskasa nie zawiedli przyjaciele i sojusznicy. Przed trumną wystawioną w Pałacu Prezydenckim przeszli m. in. byli prezydenci Łotwy i Estonii, Guntis Ulmanis i Arnold Rüütel (podobnie jak Brazauskas działacze KPZR, którzy w decydującej chwili opowiedzieli się ze niepodległością) oraz ich następcy: Valdis Zatlers i Toomas Hendrik Ilves. Wśród gości zagranicznych obecni byli także byli prezydenci Polski: Lech Wałęsa (który wraz z Brazauskasem popisywał polsko-litewski Traktat z 1994 r.) i Aleksander Kwaśniewski, przybył również prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili oraz przedstawiciele innych krajów. Na uroczystościach żałobnych obecni byli najważniejsi litewscy politycy, z prezydent Dalią Grybauskaitė, byłym prezydentem Valdasem Adamkusem, premierem Andriusem Kubiliusem i przewodniczącą Sejmu Ireną Degutienė. Zauważalna była nieobecność Vytautasa Landsbergisa, choć ten, jak sam powiedział, miał swoje powody by pamięć Algirdasa Brazauskasa uczcić "w inny sposób".
Brazauskas należał do pokolenia, które urodziło się jeszcze w okresie istnienia przedwojennego państwa litewskiego, ale w dorosłość musiało już wkraczać w warunkach rządów radzieckich. Wielu rówieśników zmarłego prezydenta musiało podejmować dramatyczne decyzje, które zaważyły na ich życiu. Wielu z nich dołączyło do antyradzieckiej partyzantki, która jeszcze w latach 50. walczyła w litewskich lasach z radzieckimi oddziałami. W tym samym czasie wielu młodych ludzi decydowało się jednak na inną drogę życiową. Akceptowali istniejącą sytuację, rozpoczynali studia, najczęściej inżynierskie, dołączali do szeregów budowniczych "nowej" Litwy, część z nich decydowała się na wstąpienie w szeregi partii komunistycznej, co znacznie ułatwiało zrobienie zawodowej kariery. Wśród nich był także Brazauskas. Po ukończeniu studiów na politechnice w Kownie kierował m. in. budową miejscowej elektrowni wodnej. Mając 33 lata objął stanowisko ministra odpowiedzialnego za przemysł materiałów budowlanych, co w radzieckiej gospodarce stanowiło jeden z kluczowych segmentów.
W połowie lat 70. Brazauskas znalazł się w kierownictwie litewskiej partii komunistycznej. Przez kilka lat pełnił funkcję sekretarza Komitetu Centralnego odpowiedzialnego za gospodarkę. Uważa się, że to właśnie on miał wpływ na to, aby w powstających na Litwie wielkich zakładach przemysłowych zatrudnienie znajdywali przede wszystkim mieszkańcy okolicznych miejscowości, a nie - jak miało to miejsce w przypadku dwóch innych republik bałtyckich - robotnicy z Rosji i innych republik. Nie wiadomo, ile w tym prawdy, ale faktem jest, że w okres niepodległości Litwa weszła ze znacznie mniejszym niż Łotwa i Estonia odsetkiem ludności rosyjskojęzycznej.
Algirdas Brazauskas (fot. Wikimedia Commons) |
Jesienią tego samego roku Brazauskas objął funkcję I sekretarza KC Komunistycznej Partii Litwy, zastępując lojalnego wobec władz radzieckich Ringaudasa Songailę. Nie był entuzjastycznym zwolennikiem niepodległości, ale w decydujących momentach stawał po stronie litewskich patriotów. Najodważniejszym krokiem, nie mającym precedensu, była podjęta w 1989 r. decyzja o odseparowaniu litewskiej partii komunistycznej od KPZR. W 1990 r. deputowani należący do litewskiej organizacji partyjnej, uniezależnionej od władz radzieckich, opowiedzieli się za niepodległością, popierając Akt Restytucji Państwa Litewskiego. Jednocześnie jednak od tego czasu datuje się wieloletnia rywalizacja dwóch znamienitych przywódców - Brazauskasa i Landsbergisa. Obaj zbudowali wokół siebie walczące ze sobą obozy polityczne. Brazauskasowi poprowadził postkomunistów w stronę europejskiej socjaldemokracji. Landsbergis na bazie Sąjūdisu stworzył konserwatywny Związek Ojczyzny.
Na początku lat 90. wydawało się, że decydujący głos będzie należał do Landsbergisa. Ale już w 1992 r. litewscy wyborcy, zmęczeni reformami, kryzysami politycznymi i zmianami gabinetów w większości zagłosowali na postkomunistów. Brazauskas zastąpił Landbsergisa na stanowisku przewodniczącego Sejmu, stając się tym samym pełniącym obowiązki głowy państwa. Po wejściu w życie w 1993 r. przepisów nowej konstytucji wprowadzających urząd prezydenta wystartował w wyborach powszechnych. Wygrał z 60-procentowym poparciem. Jego zwycięstwo miało wymiar symboliczny, bo pokonanym kontrkandydatem był Stasys Lozoraitis, ostatni przywódca litewskich władz emigracyjnych, syn przedwojennego dyplomaty i ministra spraw zagranicznych, symbolizujący ciągłość pomiędzy przedwojennym, a odrodzonym państwem litewskim.
Okres rządów Brazauskasa i socjaldemokratów nie obył się bez afer i skandali, a niektóre z nich dotykały również samego prezydenta. W 1996 r., po upadku rządu socjaldemokraty Adolfasa Šleževičiusa, Litwini zwrócili się w stronę prawicy. Do władzy doszedł Związek Ojczyzny, a przewodniczącym parlamentu został "odwieczny" konkurent Brazauskasa - Landsbergis. Zmęczony polityką Brazauskas zdecydował się na zaskakujący ruch - wycofał się z ubiegania o kolejną kadencję, co nawet w ugruntowanych demokracjach bywa rzadkością, a w przestrzeni postsowieckiej można by wręcz uznać za dziwactwo. Brazauskas, nie do końca zadowolony z ograniczonych kompetencji prezydenckich, nie chciał dalej uczestniczyć w politycznych sporach. Zadeklarował swoje poparcie dla byłego prokuratora generalnego Artūrasa Paulauskasa (którego nb. wcześniej krytykował za brak osiągnięć w walce z przestępczością zorganizowaną). W pewnym sensie wybory można uznać za wygraną Brazauskasa. Choć wspierany przez niego kandydat przegrał z dawnym działaczem emigracyjnym Valdasem Adamkusem, to niemal całkowitą klęskę poniósł jego stary rywal Landsbergis, nie kwalifikując się nawet do II tury. Mogło się wówczas wydawać, że dwóch ojców litewskiej niepodległości czeka polityczna emerytura.
Faktycznie Brazauskas wycofał się z polityki, ale wkrótce do niej wrócił. Rozczarowani rządami konserwatystów mieszkańcy Litwy kolejny raz gotowi byli poprzeć lewicę. Były prezydent, wykorzystując swój autorytet, zaczął "montować" centrolewicą koalicję, w której główne role miały odgrywać stworzona przez Brazauskasa postkomunistyczna Demokratyczna Partia Pracy, Litewska Partia Socjaldemokratyczna - nawiązująca do przedwojennej lewicy oraz Nowy Związek Paulauskasa. Ostatecznie Paulauskas odmówił współpracy, ale stworzonej pod opieką Brazauskasa koalicji udało się wygrać wybory. Jednak i tym razem kluczową rolę odegrał Paulauskas, który zdecydował się na tworzenie rządu wspólnie z liberalną partią Rolandasa Paksasa. Lewicowa koalicja znalazła się w opozycji.
Cieszący się wciąż dużym zaufaniem Litwinów Brazauskas w 2001 r. powrócił do wielkiej polityki po kolejnej wolcie Paulauskasa. Nowy Związek wycofał swoich ministrów z rządu, zmuszając Paksasa do złożenia dymisji. Nową koalicję rządową utworzyły Demokratyczna Partia Pracy, Partia Socjaldemokratyczna i Nowy Związek. Na czele rządu stanął Brazauskas. Konsolidacja lewicy została przypieczętowana w tym samym roku - Demokratyczna Partia Pracy i Partia Socjaldemokratyczna zjednoczyły się, przyjmując nazwę tej drugiej, a na przewodniczącego wybrano Brazauskasa. Były prezydent funkcję premiera sprawował do 2006 r. W tym czasie Litwa stała się członkiem NATO i Unii Europejskiej. Na Litwie miało zatem miejsce zjawisko znane również dobrze w Polsce - oto pod przywództwem dawnego partyjnego aparatczyka kraj został włączony do rodziny państw europejskich.
Ale lata rządów Brazauskasa to nie tylko sukcesy. Krajem wstrząsały kolejne afery, można wręcz mówić o kryzysie politycznym, do głosu doszły ugrupowania i politycy populistyczni. Wybrany w 2003 r. na prezydenta Rolandas Paksas został nieco ponad rok później usunięty ze stanowiska. Kolejne wybory parlamentarne wygrała populistyczna i związana z rosyjskim kapitałem Partia Pracy kierowana przez biznesmena Wiktora Uspaskicha. Mimo to Brazauskas utrzymał funkcję premiera, ale musiał dołączyć partię Uspaskicha do koalicji rządowej. Po dwóch latach koalicja się rozpadła, a Brazauskas ostatecznie wycofał się z polityki. Kolejne lata walczył głównie z postępującą chorobą nowotworową.
Jednak w ciągu lat swojej obecności w polityce współczesnej Litwy musiał także zmagać się z innego rodzaju problemami. Nierzadko pojawiały się zarzuty, że Brazauskas, czy to jako prezydent, czy premier wspiera rosyjskie wpływy gospodarcze i polityczne na Litwie, że sprzeniewieża się interesom narodowym, że niedostatecznie angażuje się w walkę z postępującą w kraju korupcją. Zarzuty miały również charakter obyczajowy, gdy wytykano mu wieloletni romas z Kristiną Butrimienė, swego czasu zatrudnioną w stołówce w siedzibie KC. Media atakowały Brazauskasa, że jego partnerka w sposób bezprawny weszła w posiadanie luksusowego hotelu w Wilnie.
Brazauskas doprowadził do zawarcia w 1994 r. Traktatu o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy z Polską. Jako prezydent wyraził również ubolewanie przed społecznością żydowską za udział Litwinów w Holocauście. Te działania nie przynosiły mu popularności w środowiskach litewskich nacjonalistów. Z drugiej strony - Polacy na Litwie uważają że nie dość skutecznie anagażował się w sprawy ochrony praw polskiej społeczności, choć - jak pokazują medialne komentarze - dość ciepło wspominają zmarłego prezydenta.
Pożeganie Brazauskasa odbyło się w atmosferze skandalu, przy którym spory o pochówek polskiej pary prezydenckiej wydają się blednąć. Metropolita wileński Audrys Bačkis z nie do końca wyjaśnionych i zrozumiałych przyczyn nie zgodził się na wniesienie trumny z ciałem Brazauskasa do wileńskiej katedry. W ten sposób powtórzyła się historia - gdy w 1993 r. Brazauskas chciał w katedrze złożyć przysięgę prezydencką, musiał wejść do niej tylnymi drzwiami, bo wejście zagrodzili mu radykalni antykomuniści. A trzeba pamiętać, że to właśnie dzięki Brazauskasowi budynek wileńskiej katedry został pod koniec lat 80. przywrócony wiernym. Tym większe było zdumienie i oburzenie decyzją litewskich biskupów. Krytycznych uwag pod adresem episkopatu nie oszczędziła również prezydent Dalia Grybauskaitė, która odmówiła udziału w mszy żałobnej, która odbyła się 1 lipca.
Brazauskasa nie zawiedli przyjaciele i sojusznicy. Przed trumną wystawioną w Pałacu Prezydenckim przeszli m. in. byli prezydenci Łotwy i Estonii, Guntis Ulmanis i Arnold Rüütel (podobnie jak Brazauskas działacze KPZR, którzy w decydującej chwili opowiedzieli się ze niepodległością) oraz ich następcy: Valdis Zatlers i Toomas Hendrik Ilves. Wśród gości zagranicznych obecni byli także byli prezydenci Polski: Lech Wałęsa (który wraz z Brazauskasem popisywał polsko-litewski Traktat z 1994 r.) i Aleksander Kwaśniewski, przybył również prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili oraz przedstawiciele innych krajów. Na uroczystościach żałobnych obecni byli najważniejsi litewscy politycy, z prezydent Dalią Grybauskaitė, byłym prezydentem Valdasem Adamkusem, premierem Andriusem Kubiliusem i przewodniczącą Sejmu Ireną Degutienė. Zauważalna była nieobecność Vytautasa Landsbergisa, choć ten, jak sam powiedział, miał swoje powody by pamięć Algirdasa Brazauskasa uczcić "w inny sposób".
sobota, 19 czerwca 2010
Litwini wobec pisowni nazwisk
Ostatnio tematyka pisowni nazwisk wydaje się dominować na blogu. Nie planowałem tego, zakładając bloga, ale przypuszczałem, że problem prędzej czy później się pojawi.
W ostatnich dniach pojawiły się kolejne wiadomości związane z tym tematem. Opublikowane zostały m. in. wyniki sondażu, który na zlecenie agencji informacyjnej BNS przeprowadziła firma RAIT. Badanie dotyczyło opinii mieszkańców Litwy na temat możliwości zapisu nazwisk obywateli należących do mniejszości narodowych w formie oryginalnej (tzn. zgodnie z regułami języka tej mniejszości). Wyniki sondażu dowodzą, że większość Litwinów nie sprzeciwia się takiemu pomysłowi.
Od razu kilka uwag. Nie jest to większość bezwzględna, bo za możliwością zapisu nazwisk w formie oryginalnej opowiada się 46,6 % ankietowanych, natomiast sprzeciw wyraziło 30,3 % respondentów. W sondażu brali udział zarówno etniczni Litwini, jak i przedstawiciele mniejszości. Wśród osób narodowości litewskiej proporcje poparcia i sprzeciwu są jednak podobne: za zapisem oryginalnym opowiedziało się 43,1 % ankietowanych etnicznych Litwinów, a przeciwko - 33,2 %.
Jak wiadomo żaden sondaż nigdy nie daje pełnego obrazu stanu społeczeństwa, ale tych wyników nie należy lekceważyć. Przede wszystkim dlatego, że stanowią one dobry kontrargument z jednej strony dla tych wszystkich, którzy uparcie powtarzają tezy o rzekomej niechęci Litwinów względem Polaków, a z drugiej strony dla wypowiedzi części litewskich polityków, zwłaszcza tych związanych z obozem konserwatywnym i narodowym, którzy równie uparcie twierdzą, że dopuszczenie do zapisywania nazwisk w językach mniejszości narodowych stanowi zagrożenie dla języka litewskiego.
Audronius Ažubalis, który na początku tego roku objął funkcję ministra spraw zagranicznych twierdził, że nie należy śpieszyć się z wprowadzaniem pisowni nazwisk w formie oryginalnej, bo nie jest na to przygotowane i nie popiera tego litewskie społeczeństwo. Jak widać, wydaje się, że szef litewskiej dyplomacji nie do końca rozpoznał nastroje litewskiego elektoratu.
W ostatnich dniach pojawiły się kolejne wiadomości związane z tym tematem. Opublikowane zostały m. in. wyniki sondażu, który na zlecenie agencji informacyjnej BNS przeprowadziła firma RAIT. Badanie dotyczyło opinii mieszkańców Litwy na temat możliwości zapisu nazwisk obywateli należących do mniejszości narodowych w formie oryginalnej (tzn. zgodnie z regułami języka tej mniejszości). Wyniki sondażu dowodzą, że większość Litwinów nie sprzeciwia się takiemu pomysłowi.
Od razu kilka uwag. Nie jest to większość bezwzględna, bo za możliwością zapisu nazwisk w formie oryginalnej opowiada się 46,6 % ankietowanych, natomiast sprzeciw wyraziło 30,3 % respondentów. W sondażu brali udział zarówno etniczni Litwini, jak i przedstawiciele mniejszości. Wśród osób narodowości litewskiej proporcje poparcia i sprzeciwu są jednak podobne: za zapisem oryginalnym opowiedziało się 43,1 % ankietowanych etnicznych Litwinów, a przeciwko - 33,2 %.
Jak wiadomo żaden sondaż nigdy nie daje pełnego obrazu stanu społeczeństwa, ale tych wyników nie należy lekceważyć. Przede wszystkim dlatego, że stanowią one dobry kontrargument z jednej strony dla tych wszystkich, którzy uparcie powtarzają tezy o rzekomej niechęci Litwinów względem Polaków, a z drugiej strony dla wypowiedzi części litewskich polityków, zwłaszcza tych związanych z obozem konserwatywnym i narodowym, którzy równie uparcie twierdzą, że dopuszczenie do zapisywania nazwisk w językach mniejszości narodowych stanowi zagrożenie dla języka litewskiego.
Audronius Ažubalis, który na początku tego roku objął funkcję ministra spraw zagranicznych twierdził, że nie należy śpieszyć się z wprowadzaniem pisowni nazwisk w formie oryginalnej, bo nie jest na to przygotowane i nie popiera tego litewskie społeczeństwo. Jak widać, wydaje się, że szef litewskiej dyplomacji nie do końca rozpoznał nastroje litewskiego elektoratu.
wtorek, 1 czerwca 2010
Czy język litewski jest zagrożony?
Odpowiedź na pytanie postawione w tytule wydaje się oczywista. Językowi litewskiemu nie grozi wymarcie. Na co dzień posługuje się nim prawie 3 miliony użytkowników, co nie jest może liczbą imponującą, ale raczej wystarczającą, aby zapewnić językowi przetrwanie w najbliższych dziesięcioleciach, a - miejmy nadzieję - także w stuleciach.
W języku litewskim tworzy się literaturę, filmy, wydawane są gazety, czasopisma, działają litewskojęzyczne media elektroniczne, funkcjonuje litewski internet, portale informacyjne i społecznościowe. Pasjonaci litewskiego poza Litwą mają możliwość nauki języka np. na wydziałach filologicznych uczelni wyższych lub uczestnictwa w kursach językowych organizowanych przez szkoły litewskie. Działa Państwowa Komisja Języka Litewskiego, zajmująca się ustalaniem reguł i standardów językowych. Jeśli już widać jakieś zagrożenia, to są one pewnie podobne, jak w innych społecznościach współczesnych - to postępujące ubożenie słownictwa, "upraszczanie komunikatów", napływ zapożyczeń z angielskiego itp.
Są jednak na Litwie osoby przekonane, że zagrożeń dla języka ojczyste jest więcej i są one na tyle poważne, że czynią one z tego jeden z głównych tematów dyskursu politycznego. Do osób tych należy poseł na Sejm Republiki Litewskiej Gintaras Songaila, członek Związku Ojczyzny, centroprawicowego ugrupowania współtworzącego obecną koalicję rządową. Songaila w przeszłości był liderem Związku Litewskich Narodowców. W 2008 r. narodowcy pod przywództwem Songaili dołączyli do Związku Ojczyzny, tworząc w nim frakcję narodową. Poseł Songaila od dawna znany jest z działań i wypowiedzi delikatnie mówiąc kontrowersyjnych, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy mniejszości polskiej na Litwie. Jedna z najgłośniejszych dotyczyła Karty Polaka. Po wyborach w 2008 r. w Sejmie zasiadło dwóch posłów Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, którzy posiadali ten dokument. W związku z tym Songaila poddawał w wątpliwość ich lojalność względem państwa litewskiego, kwestionując tym samym możliwość zasiadania przez nich w ławach parlamentu.
Nie warto przytaczać w tym momencie wszystkich inicjatyw posła Songaili, być może będzie jeszcze na to czas i miejsce w najbliższej przyszłości. W ostatnich dniach natomiast Gintaras Songaila zajął się ochroną języka litewskiego. Gdzie poseł partii rządzącej widzi zagrożenie dla mowy ojczystej? Otóż jednym z najpoważniejszych problemów zagrażających językowi litewskiemu jest - zdaniem Songaili - zmiana ustawy o pisowni nazwisk, która pozwalałaby obywatelom Litwy należącym do mniejszości narodowych na zapisywanie swoich nazwisk w dokumentach w formie zgodnej z regułami języka tych mniejszości, a nie - jak ma to miejsce obecnie - w formie zlituanizowanej. Projekt zmiany ustawy przewidujący takie rozwiązanie, a przygotowany przez rząd Andriusa Kubiliusa, został odrzucony w głosowaniu sejmowym 8 kwietnia br. m. in. głosami części koalicji rządowej, w tym posłów Związku Ojczyzny. Tego samego dnia w Wilnie gościł prezydent Lech Kaczyński (była to jego ostatnia oficjalna wizyta zagraniczna przed tragiczną śmiercią w Smoleńsku). Wielu obserwatorów z obu stron polsko-litewskiej granicy (na Litwie m. in. Rimvydas Valatka) odebrało wynik głosowania jako, delikatnie mówiąc, afront wobec polskiego gościa.
Ponieważ rząd Kubiliusa nie rezygnuje z planów reformy prawa o pisowni nazwisk, a w Sejmie już pojawiły się nowe projekty, w tym jeden autorstwa posłów AWPL, Songaila postanowił działać. Z jego inicjatywy powstało Towarzystwo Obrony Języka Litewskiego. Można by spuścić zasłonę milczenia na wyczyny anachronicznego polityka, tkwiącego mentalnie w XIX wieku, gdyby nie fakt, że zasiada on w najliczniejszym obecnie klubie parlamentarnym w litewskim Sejmie, że jest posłem partii rządzącej, a głoszone przez niego poglądy podzielane są przez znaczną część jego kolegów, nie tylko partyjnych, ale i tych należących do innych ugrupowań. Wyniki kwietniowego głosowania tylko tego dowodzą.
Poseł Songaila dopisał kolejny rozdział coraz bardziej żenującego sporu o pisownię polskich nazwisk na Litwie. Sprawa z pozoru błaha, która w każdym szanującym się kraju europejskim była by już dawno rozwiązana, na Litwie, z niezrozumiałych powodów, w ciągu 20 lat jej współczesnego niepodległego bytu urosła do rangi problemu ogólnopaństwowego, angażującego najwyższe czynniki obu krajów. I wciąż nie widać perspektyw szybkiego rozwiązania. Będzie zapewne jeszcze okazja, aby dokładniej omówić ten problem. Póki co, należy śledzić rozwój sytuacji.
Jesienią tego roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma zająć stanowisko w głośnej już sprawie małżeństwa Wardynów: Paweł Wardyn, obywatel polski ożenił się obywatelką Litwy, Polką z Wilna, Małgorzatą Runiewicz (na Litwie Malgožata Runevič), która po ślubie przyjęła nazwisko Runiewicz-Wardyn. Wbrew woli małżonków litewskie urzędy zapisują nazwisko żony jako Runevič-Vardyn (zgodnie z zasadami pisowni litewskiej). Co ciekawe, okazuje się, że władza litewskich urzędów sięga daleko poza granice Litwy - Michał, syn państwa Wardynów, urodzony w Belgii, w litewskim akcie urodzenia zapisany został jako Michal Vardyn. Zdaniem małżonków brak zgody na zapis ich nazwisk w formie zgodnej z zasadami języka polskiego stanowi naruszenie praw Unii Europejskiej. Obecnie sprawa Wardynów czeka na rozpatrzenie przez ETS.
W związku z tym minister sprawiedliwości Litwy Remigijus Šimašius zasugerował wstrzymanie się z pracami legislacyjnymi nad projektami zmiany ustawy o pisowni nazwisk. Uchwalona w międzyczasie ustaw może się bowiem okazać (w przypadku orzeczenia ETS zgodnego z oczekiwaniami małżeństwa Wardynów) niezgodna z prawem unijnym. Warto w tym miejscu przypomnieć, że minister Šimašius już wcześniej apelował o rozsądek w omawianej kwestii. Odrzucenie przez Sejm rządowego projektu ustawy o pisowni nazwisk nazwał "porażką Litwy w dziedzinie praw człowieka" i zwycięstwem "słomianych patriotów" - jak nazwał przeciwników nowej ustawy.
W nadchodzących miesiącach zapewne nie zabraknie nowych głosów i inicjatyw związanych z tematem pisowni polskich nazwisk na Litwie. Temat ten zagości jeszcze zapewne na blogu.
W języku litewskim tworzy się literaturę, filmy, wydawane są gazety, czasopisma, działają litewskojęzyczne media elektroniczne, funkcjonuje litewski internet, portale informacyjne i społecznościowe. Pasjonaci litewskiego poza Litwą mają możliwość nauki języka np. na wydziałach filologicznych uczelni wyższych lub uczestnictwa w kursach językowych organizowanych przez szkoły litewskie. Działa Państwowa Komisja Języka Litewskiego, zajmująca się ustalaniem reguł i standardów językowych. Jeśli już widać jakieś zagrożenia, to są one pewnie podobne, jak w innych społecznościach współczesnych - to postępujące ubożenie słownictwa, "upraszczanie komunikatów", napływ zapożyczeń z angielskiego itp.
Są jednak na Litwie osoby przekonane, że zagrożeń dla języka ojczyste jest więcej i są one na tyle poważne, że czynią one z tego jeden z głównych tematów dyskursu politycznego. Do osób tych należy poseł na Sejm Republiki Litewskiej Gintaras Songaila, członek Związku Ojczyzny, centroprawicowego ugrupowania współtworzącego obecną koalicję rządową. Songaila w przeszłości był liderem Związku Litewskich Narodowców. W 2008 r. narodowcy pod przywództwem Songaili dołączyli do Związku Ojczyzny, tworząc w nim frakcję narodową. Poseł Songaila od dawna znany jest z działań i wypowiedzi delikatnie mówiąc kontrowersyjnych, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy mniejszości polskiej na Litwie. Jedna z najgłośniejszych dotyczyła Karty Polaka. Po wyborach w 2008 r. w Sejmie zasiadło dwóch posłów Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, którzy posiadali ten dokument. W związku z tym Songaila poddawał w wątpliwość ich lojalność względem państwa litewskiego, kwestionując tym samym możliwość zasiadania przez nich w ławach parlamentu.
Nie warto przytaczać w tym momencie wszystkich inicjatyw posła Songaili, być może będzie jeszcze na to czas i miejsce w najbliższej przyszłości. W ostatnich dniach natomiast Gintaras Songaila zajął się ochroną języka litewskiego. Gdzie poseł partii rządzącej widzi zagrożenie dla mowy ojczystej? Otóż jednym z najpoważniejszych problemów zagrażających językowi litewskiemu jest - zdaniem Songaili - zmiana ustawy o pisowni nazwisk, która pozwalałaby obywatelom Litwy należącym do mniejszości narodowych na zapisywanie swoich nazwisk w dokumentach w formie zgodnej z regułami języka tych mniejszości, a nie - jak ma to miejsce obecnie - w formie zlituanizowanej. Projekt zmiany ustawy przewidujący takie rozwiązanie, a przygotowany przez rząd Andriusa Kubiliusa, został odrzucony w głosowaniu sejmowym 8 kwietnia br. m. in. głosami części koalicji rządowej, w tym posłów Związku Ojczyzny. Tego samego dnia w Wilnie gościł prezydent Lech Kaczyński (była to jego ostatnia oficjalna wizyta zagraniczna przed tragiczną śmiercią w Smoleńsku). Wielu obserwatorów z obu stron polsko-litewskiej granicy (na Litwie m. in. Rimvydas Valatka) odebrało wynik głosowania jako, delikatnie mówiąc, afront wobec polskiego gościa.
Ponieważ rząd Kubiliusa nie rezygnuje z planów reformy prawa o pisowni nazwisk, a w Sejmie już pojawiły się nowe projekty, w tym jeden autorstwa posłów AWPL, Songaila postanowił działać. Z jego inicjatywy powstało Towarzystwo Obrony Języka Litewskiego. Można by spuścić zasłonę milczenia na wyczyny anachronicznego polityka, tkwiącego mentalnie w XIX wieku, gdyby nie fakt, że zasiada on w najliczniejszym obecnie klubie parlamentarnym w litewskim Sejmie, że jest posłem partii rządzącej, a głoszone przez niego poglądy podzielane są przez znaczną część jego kolegów, nie tylko partyjnych, ale i tych należących do innych ugrupowań. Wyniki kwietniowego głosowania tylko tego dowodzą.
Poseł Songaila dopisał kolejny rozdział coraz bardziej żenującego sporu o pisownię polskich nazwisk na Litwie. Sprawa z pozoru błaha, która w każdym szanującym się kraju europejskim była by już dawno rozwiązana, na Litwie, z niezrozumiałych powodów, w ciągu 20 lat jej współczesnego niepodległego bytu urosła do rangi problemu ogólnopaństwowego, angażującego najwyższe czynniki obu krajów. I wciąż nie widać perspektyw szybkiego rozwiązania. Będzie zapewne jeszcze okazja, aby dokładniej omówić ten problem. Póki co, należy śledzić rozwój sytuacji.
Jesienią tego roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma zająć stanowisko w głośnej już sprawie małżeństwa Wardynów: Paweł Wardyn, obywatel polski ożenił się obywatelką Litwy, Polką z Wilna, Małgorzatą Runiewicz (na Litwie Malgožata Runevič), która po ślubie przyjęła nazwisko Runiewicz-Wardyn. Wbrew woli małżonków litewskie urzędy zapisują nazwisko żony jako Runevič-Vardyn (zgodnie z zasadami pisowni litewskiej). Co ciekawe, okazuje się, że władza litewskich urzędów sięga daleko poza granice Litwy - Michał, syn państwa Wardynów, urodzony w Belgii, w litewskim akcie urodzenia zapisany został jako Michal Vardyn. Zdaniem małżonków brak zgody na zapis ich nazwisk w formie zgodnej z zasadami języka polskiego stanowi naruszenie praw Unii Europejskiej. Obecnie sprawa Wardynów czeka na rozpatrzenie przez ETS.
W związku z tym minister sprawiedliwości Litwy Remigijus Šimašius zasugerował wstrzymanie się z pracami legislacyjnymi nad projektami zmiany ustawy o pisowni nazwisk. Uchwalona w międzyczasie ustaw może się bowiem okazać (w przypadku orzeczenia ETS zgodnego z oczekiwaniami małżeństwa Wardynów) niezgodna z prawem unijnym. Warto w tym miejscu przypomnieć, że minister Šimašius już wcześniej apelował o rozsądek w omawianej kwestii. Odrzucenie przez Sejm rządowego projektu ustawy o pisowni nazwisk nazwał "porażką Litwy w dziedzinie praw człowieka" i zwycięstwem "słomianych patriotów" - jak nazwał przeciwników nowej ustawy.
W nadchodzących miesiącach zapewne nie zabraknie nowych głosów i inicjatyw związanych z tematem pisowni polskich nazwisk na Litwie. Temat ten zagości jeszcze zapewne na blogu.
piątek, 14 maja 2010
Solidarność – Sąjūdis: początek strategicznego partnerstwa
Zapraszam do lektury relacji z promocji książki Solidarność - Sąjūdis: początek strategicznego partnerstwa (Wydawnictwo DiG), jaka miała miejsce 12 maja br. w siedzibie "Gazety Wyborczej". Autorem relacji jest Tomasz Otocki, student Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego:
12 maja 2010 w siedzibie "Gazety Wyborczej" przy ulicy Czerskiej odbyła się promocja dwujęzycznej książki Solidarność – Sąjūdis: początek strategicznego partnerstwa, poświęconej współpracy ruchów demokratycznych Polski i Litwy. Uroczystość współorganizowana przez "Gazetę Wyborczą" oraz ambasadę Litwy, zgromadziła liczne grono sympatyków Litwy.
Wśród prelegentów znaleźli się redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" i działacz opozycji demokratycznej w PRL Adam Michnik, były ambasador Polski na Litwie Jan Widacki, wicemarszałek Senatu i działacz na rzecz praw człowieka Zbigniew Romaszewski, a także goście z Litwy: historyk Alvydas Nikžentaitis, poseł na Sejm Emanuelis Zingeris, a także deputowany do Rady Najwyższej Litewskiej SRR, jeden z "ojców" niepodległej Litwy, wileński Polak Czesław Okińczyc.
Prelegenci podzielili się wspomnieniami związanymi z wydarzeniami 1989 roku, gdy Polska odzyskiwała możliwość samodzielnego decydowania o sobie, a Litwa "wybijała się na niepodległość" od Moskwy. Właśnie wtedy rozkwitła współpraca dwóch ruchów o podobnych celach działania: Solidarności i Sąjūdisu.
Debatę od początku zdominował wątek Polaków na Litwie. Uczestnicy tamtych wydarzeń podkreślili, że współpracowali z Litwinami, gdyż wśród działaczy polonijnych nie znajdowali sprzymierzeńców. Romaszewski, wspominając pierwszy wyjazd do Wilna w 1989 roku, stwierdził, że bał się kontaktów z lokalnym środowiskiem polskim. Na sowiecką i agenturalną proweniencję polskich elit politycznych na Litwie na przełomie lat 80. i 90. zwrócili uwagę Adam Michnik i Jan Widacki[1].
Nawiązując do wątku Polaków na Litwie, Adam Michnik przypomniał wileńską mowę Jana Pawła II podczas pielgrzymki na Litwę w 1993 roku, gdy polski papież zwrócił się do "Litwinów polskiego pochodzenia", co wywołało oburzenie wśród polskich wiernych obecnych w kościele. Jan Widacki był świadkiem tamtych wydarzeń, co też barwnie opisał. Michnik polemizował z papieskim ujęciem sprawy, uznając narodowość za sprawę indywidualnego wyboru i podkreślając prawo Polaków w Wilnie do bycia Polakami, a nie tylko "Litwinami polskiego pochodzenia". Temu przekonaniu dał wyraz również w kontekście prawa do pisowni nazwisk w języku ojczystym pod koniec spotkania.
Odrębnie od głosów większości prelegentów zabrzmiał głos Czesława Okińczyca, który, na poły żartobliwie, zwrócił uwagę na niepoprawny zapis jego nazwiska w książce (ani po polsku, ani po litewsku)[2]. Były polski poseł do Rady Najwyższej (1990-1992) i doradca prezydenta Valdasa Adamkusa przyznał, że wśród działaczy polonijnych na Litwie dominował komunistyczny beton, jednak i z nim należało rozmawiać, szansy tej wówczas nie wykorzystano. Wspomniał, jak wielkie kontrowersje wywołał wśród działaczy Związku Polaków na Litwie, fakt udzielenia wywiadu "Gazecie Wyborczej", który o mało nie zakończył się jego wyrzuceniem ze związku. Przestrzegał jednocześnie przed generalizacjami, zwracając uwagę, że litewscy Polacy wydali z siebie nie tylko "Czerwony Sztandar", ale również znakomite pismo "Znad Wilii". Jako jedyny prelegent nawiązał jednocześnie do obecnych w łonie Sąjūdisu nastrojów nacjonalistycznych.
Adam Michnik, ilustrując postawę polskich elit na Litwie, przywołał postać Jana Ciechanowicza, który w 1989 roku marzył o utworzeniu Wschodniopolskiej Republiki Rad. Prelegenci zgodnie stwierdzili, że realizacja przez Moskwę – polskimi rękami – tego planu, doprowadziłaby do wykopania na wieki przepaści między Polakami a Litwinami[3].
Koncyliacyjnie zabrzmiał głos przedstawiciela Związku Ojczyzny Emanuelisa Zingerisa, który nieprzyjęcie przez Sejm litewski rządowego projektu ustawy o pisowni nazwisk na dwa dni przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego nazwał klęską. Zapewnił jednocześnie, że będzie się ubiegać o prawa Polaków do zapisywania nazwisk języku ojczystym – oraz szerzej – o większą tolerancję na Litwie. Zapowiedział, że w Związku Ojczyzny, współpracującym z partiami Merkel i Sarkozy'ego, nie ma miejsca dla politycznych ekstremistów, czym również nawiązał do wydarzeń podczas ostatniej parady homoseksualistów w Wilnie.
Zingeris nie zgodził się ze stanowiskiem profesora Alvydasa Nikžentaitisa, który skrytykował obecne na Litwie nastroje rusofobiczne oraz wskazał na niebezpieczeństwo zrównywania dwóch totalitaryzmów. Przeciwko przyklejaniu łatki rusofobów krytykom obecnych władz na Kremlu zaprotestował Zbigniew Romaszewski, przyjaźniący się od lat z demokratycznie nastawionymi Rosjanami.
Po ponad godzinnej dyskusji panelistów rozmowa przeniosła się do kuluarów, gdzie podano napoje oraz przekąski.
Inicjatywę "Gazety Wyborczej" i ambasady litewskiej trzeba docenić, nie na co dzień organizuje się w Warszawie panele poświęcone sąsiadom Polski, a już zwłaszcza krajom bałtyckim. Udało się zaprosić gości z pierwszego szeregu polskiej opozycji oraz wybitnych znawców Litwy i jej historii. Czas na rozmowę o sprawach polsko-litewskich znalazł poseł litewskiego Sejmu, reprezentujący ugrupowanie rządzące, co należy zapewne tłumaczyć nie tylko bliską odległością geograficzną Warszawy i Wilna. Żal, że spotkanie od początku zdominował wątek polski, a przecież, jak słusznie zauważył marszałek Romaszewski, współpraca miała miejsce między Polakami a Litwinami, a nie Polakami z Polski i Polakami z Litwy. Niestety ci ostatni, przedstawieni w jednoznacznie negatywnym świetle jako "sowieccy agenci" okazali się z jakiegoś powodu ciekawsi od ludzi Sąjūdisu, których sylwetek nawet nie poznaliśmy. Uniknięto (poza wypowiedzią Czesława Okińczyca) próby zrozumienia postaw tych Polaków, którzy w 1989 roku wykazywali obawy przed odrodzeniem się państwa litewskiego. Nacjonalizm działaczy Sąjūdisu nie był przecież wyssany z palca przez polskich komunistów, nie był też wymysłem sowieckiej propagandy, choć był przez nią wykorzystywany do próby skompromitowania Ruchu. Tu uwaga na temat wypowiedzi posła Widackiego – nie wiem, skąd zaczerpnął informację o nadreprezentacji Polaków w sowieckim KGB na Litwie. Nawet jeśli to prawda (z mitem "Polaka-komunisty" polemizuje w swych pracach polska naukowiec z Litwy doc. Irena Mikłaszewicz) głoszenie takich tez wydaje się wejście na równie śliską drogę na jaką weszli nasi rodzimi tropiciele "fejginów i różańskich" (są tacy, nader liczni).
Trzeba przyznać, że poważnym mankamentem spotkania był brak możliwości zadawania pytań z sali, co przyjęte jest na imprezach litewskich organizowanych przez Litewskie Centrum oraz Zamek Królewski. Zgromadzona publiczność z pewnością miałaby ochotę zadać ważne pytania uczestnikom tamtych wydarzeń (także obecnym na sali Grzegorzowi Kostrzewie-Zorbasowi czy Michałowi Mackiewiczowi). Pozostaje więc niedosyt, który, miejmy nadzieję, uzupełni lektura książki Solidarność – Sąjūdis: początek strategicznego partnerstwa.
[1] Widacki wspomniał nadreprezentację Polaków wśród funkcjonariuszy litewskiej bezpieki, tłumacząc to specyfiką mniejszości zatopionej w litewskim morzu i porównując z sytuacją Białorusinów na Podlasiu.
[2] Adam Michnik zaripostował, że on również jest w tej publikacji wymieniony jako Adamas Michnikas.
[3] Redaktor "Wyborczej" żartobliwie nazwał Ciechanowicza – za słowami Landsbergisa – Tichonowiczem.
12 maja 2010 w siedzibie "Gazety Wyborczej" przy ulicy Czerskiej odbyła się promocja dwujęzycznej książki Solidarność – Sąjūdis: początek strategicznego partnerstwa, poświęconej współpracy ruchów demokratycznych Polski i Litwy. Uroczystość współorganizowana przez "Gazetę Wyborczą" oraz ambasadę Litwy, zgromadziła liczne grono sympatyków Litwy.
Wśród prelegentów znaleźli się redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" i działacz opozycji demokratycznej w PRL Adam Michnik, były ambasador Polski na Litwie Jan Widacki, wicemarszałek Senatu i działacz na rzecz praw człowieka Zbigniew Romaszewski, a także goście z Litwy: historyk Alvydas Nikžentaitis, poseł na Sejm Emanuelis Zingeris, a także deputowany do Rady Najwyższej Litewskiej SRR, jeden z "ojców" niepodległej Litwy, wileński Polak Czesław Okińczyc.
Prelegenci podzielili się wspomnieniami związanymi z wydarzeniami 1989 roku, gdy Polska odzyskiwała możliwość samodzielnego decydowania o sobie, a Litwa "wybijała się na niepodległość" od Moskwy. Właśnie wtedy rozkwitła współpraca dwóch ruchów o podobnych celach działania: Solidarności i Sąjūdisu.
Debatę od początku zdominował wątek Polaków na Litwie. Uczestnicy tamtych wydarzeń podkreślili, że współpracowali z Litwinami, gdyż wśród działaczy polonijnych nie znajdowali sprzymierzeńców. Romaszewski, wspominając pierwszy wyjazd do Wilna w 1989 roku, stwierdził, że bał się kontaktów z lokalnym środowiskiem polskim. Na sowiecką i agenturalną proweniencję polskich elit politycznych na Litwie na przełomie lat 80. i 90. zwrócili uwagę Adam Michnik i Jan Widacki[1].
Nawiązując do wątku Polaków na Litwie, Adam Michnik przypomniał wileńską mowę Jana Pawła II podczas pielgrzymki na Litwę w 1993 roku, gdy polski papież zwrócił się do "Litwinów polskiego pochodzenia", co wywołało oburzenie wśród polskich wiernych obecnych w kościele. Jan Widacki był świadkiem tamtych wydarzeń, co też barwnie opisał. Michnik polemizował z papieskim ujęciem sprawy, uznając narodowość za sprawę indywidualnego wyboru i podkreślając prawo Polaków w Wilnie do bycia Polakami, a nie tylko "Litwinami polskiego pochodzenia". Temu przekonaniu dał wyraz również w kontekście prawa do pisowni nazwisk w języku ojczystym pod koniec spotkania.
Odrębnie od głosów większości prelegentów zabrzmiał głos Czesława Okińczyca, który, na poły żartobliwie, zwrócił uwagę na niepoprawny zapis jego nazwiska w książce (ani po polsku, ani po litewsku)[2]. Były polski poseł do Rady Najwyższej (1990-1992) i doradca prezydenta Valdasa Adamkusa przyznał, że wśród działaczy polonijnych na Litwie dominował komunistyczny beton, jednak i z nim należało rozmawiać, szansy tej wówczas nie wykorzystano. Wspomniał, jak wielkie kontrowersje wywołał wśród działaczy Związku Polaków na Litwie, fakt udzielenia wywiadu "Gazecie Wyborczej", który o mało nie zakończył się jego wyrzuceniem ze związku. Przestrzegał jednocześnie przed generalizacjami, zwracając uwagę, że litewscy Polacy wydali z siebie nie tylko "Czerwony Sztandar", ale również znakomite pismo "Znad Wilii". Jako jedyny prelegent nawiązał jednocześnie do obecnych w łonie Sąjūdisu nastrojów nacjonalistycznych.
Adam Michnik, ilustrując postawę polskich elit na Litwie, przywołał postać Jana Ciechanowicza, który w 1989 roku marzył o utworzeniu Wschodniopolskiej Republiki Rad. Prelegenci zgodnie stwierdzili, że realizacja przez Moskwę – polskimi rękami – tego planu, doprowadziłaby do wykopania na wieki przepaści między Polakami a Litwinami[3].
Koncyliacyjnie zabrzmiał głos przedstawiciela Związku Ojczyzny Emanuelisa Zingerisa, który nieprzyjęcie przez Sejm litewski rządowego projektu ustawy o pisowni nazwisk na dwa dni przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego nazwał klęską. Zapewnił jednocześnie, że będzie się ubiegać o prawa Polaków do zapisywania nazwisk języku ojczystym – oraz szerzej – o większą tolerancję na Litwie. Zapowiedział, że w Związku Ojczyzny, współpracującym z partiami Merkel i Sarkozy'ego, nie ma miejsca dla politycznych ekstremistów, czym również nawiązał do wydarzeń podczas ostatniej parady homoseksualistów w Wilnie.
Zingeris nie zgodził się ze stanowiskiem profesora Alvydasa Nikžentaitisa, który skrytykował obecne na Litwie nastroje rusofobiczne oraz wskazał na niebezpieczeństwo zrównywania dwóch totalitaryzmów. Przeciwko przyklejaniu łatki rusofobów krytykom obecnych władz na Kremlu zaprotestował Zbigniew Romaszewski, przyjaźniący się od lat z demokratycznie nastawionymi Rosjanami.
Po ponad godzinnej dyskusji panelistów rozmowa przeniosła się do kuluarów, gdzie podano napoje oraz przekąski.
Inicjatywę "Gazety Wyborczej" i ambasady litewskiej trzeba docenić, nie na co dzień organizuje się w Warszawie panele poświęcone sąsiadom Polski, a już zwłaszcza krajom bałtyckim. Udało się zaprosić gości z pierwszego szeregu polskiej opozycji oraz wybitnych znawców Litwy i jej historii. Czas na rozmowę o sprawach polsko-litewskich znalazł poseł litewskiego Sejmu, reprezentujący ugrupowanie rządzące, co należy zapewne tłumaczyć nie tylko bliską odległością geograficzną Warszawy i Wilna. Żal, że spotkanie od początku zdominował wątek polski, a przecież, jak słusznie zauważył marszałek Romaszewski, współpraca miała miejsce między Polakami a Litwinami, a nie Polakami z Polski i Polakami z Litwy. Niestety ci ostatni, przedstawieni w jednoznacznie negatywnym świetle jako "sowieccy agenci" okazali się z jakiegoś powodu ciekawsi od ludzi Sąjūdisu, których sylwetek nawet nie poznaliśmy. Uniknięto (poza wypowiedzią Czesława Okińczyca) próby zrozumienia postaw tych Polaków, którzy w 1989 roku wykazywali obawy przed odrodzeniem się państwa litewskiego. Nacjonalizm działaczy Sąjūdisu nie był przecież wyssany z palca przez polskich komunistów, nie był też wymysłem sowieckiej propagandy, choć był przez nią wykorzystywany do próby skompromitowania Ruchu. Tu uwaga na temat wypowiedzi posła Widackiego – nie wiem, skąd zaczerpnął informację o nadreprezentacji Polaków w sowieckim KGB na Litwie. Nawet jeśli to prawda (z mitem "Polaka-komunisty" polemizuje w swych pracach polska naukowiec z Litwy doc. Irena Mikłaszewicz) głoszenie takich tez wydaje się wejście na równie śliską drogę na jaką weszli nasi rodzimi tropiciele "fejginów i różańskich" (są tacy, nader liczni).
Trzeba przyznać, że poważnym mankamentem spotkania był brak możliwości zadawania pytań z sali, co przyjęte jest na imprezach litewskich organizowanych przez Litewskie Centrum oraz Zamek Królewski. Zgromadzona publiczność z pewnością miałaby ochotę zadać ważne pytania uczestnikom tamtych wydarzeń (także obecnym na sali Grzegorzowi Kostrzewie-Zorbasowi czy Michałowi Mackiewiczowi). Pozostaje więc niedosyt, który, miejmy nadzieję, uzupełni lektura książki Solidarność – Sąjūdis: początek strategicznego partnerstwa.
[1] Widacki wspomniał nadreprezentację Polaków wśród funkcjonariuszy litewskiej bezpieki, tłumacząc to specyfiką mniejszości zatopionej w litewskim morzu i porównując z sytuacją Białorusinów na Podlasiu.
[2] Adam Michnik zaripostował, że on również jest w tej publikacji wymieniony jako Adamas Michnikas.
[3] Redaktor "Wyborczej" żartobliwie nazwał Ciechanowicza – za słowami Landsbergisa – Tichonowiczem.
niedziela, 18 kwietnia 2010
Po żałobie - refleksje
Powoli dobiegają końca uroczystości pogrzebowe pary prezydenckiej. Dziś kończy się żałoba narodowa. Wciąż czekamy jednak na powrót do kraju pozostałych ofiar katastrofy w Smoleńsku. W najbliższych dniach odbywać się będą kolejne pożegnania i pogrzeby. Żałobny nastrój zapewne jeszcze będzie nam towarzyszyć, ale życie powoli wraca do zwykłego trybu.
Zgodnie z zapowiedziami (a wbrew pogłoskom, które pojawiły się dziś rano) na uroczystości pogrzebowe Marii i Lecha Kaczyńskich przybyła prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė. Przez ostatnie dni Polacy mogli spotkać się z tysiącami wyrazów solidarności i współczucia ze strony władz litewskich, jak i zwykłych Litwinów. Tragedia narodowa, jaka spotkała Polskę była szeroko omawiana i komentowana w mediach na Litwie. Litewskie telewizje i stacje radiowe nadały bezpośrednie transmisje z krakowskich uroczystości żałobnych.
Jednym z głównych tematów, jakie pojawiały się natomiast w polskich mediach była kwestia potencjalnej zmiany w relacjach polsko-rosyjskich, możliwego przewartościowania rosyjskiego stosunku wobec Zbrodni Katyńskiej, część komentatorów szczerze wyrażała nadzieję na prawdziwe polsko-rosyjskie pojednanie. W obu narodach nie brakuje ludzi, którzy już dawno do tego pojednania dojrzeli i oczekują, że obejmie ono całe społeczeństwa. I choć racjonalne przesłanki tego procesu mogą wydawać się wątłe, to chyba trzeba wierzyć w przynajmniej częściową poprawę stosunków polsko-rosyjskich i w to, że uczynimy krok ku wzajemnemu zrozumieniu.
Poboczną kwestią wydaje się wobec tego potencjalna zmiana stosunków polsko-litewskich. Nie są one na szczęście obciążone takimi zaszłościami, nieporozumieniami i nieufnością jak nasze relacje z Rosją. Choć "strategiczne partnerstwo" między Polską a Litwą momentami wydaje się być wyświechtanym frazesem, to jednak odkąd nasze kraje odzyskały pełnię suwerenności zarówno władze, jak i zwykli obywatele zrobili wiele dla nawiązania i podtrzymania stosunków opartych na przyjaźni i sympatii. Zasłużył się w tym także prezydent Lech Kaczyński.
Dziś zastanawiamy się, czy smoleńska tragedia i narodowa żałoba zmienią, w zależności od tematu rozmowy, polską politykę, stosunki polsko-rosyjskie itp. Ciekawe jest jednak też, czy spontaniczne głosy współczucia, które w tysiącach pojawiały się na Litwie, posłużą wzmocnieniu naszej przyjaźni. Czy pozytywnie wpłyną na nasze narody, abyśmy - nie zapominając o przeszłości i o tym, co nas w przeszłości dzieliło - odrzucili wzajemne uprzedzenia i małostkowość?
Warto w tym miejscu poświęcić uwagę jednemu z ciekawszych głosów, jakie na ten temat ukazały się w minionym tygodniu. Polecam lekturę artykułu Krzyż Katyński - nie tylko polski, ale również nasz w dzienniku "Lietuvos rytas" autorstwa komentatora i zastępcy redaktora naczelnego tej gazety, a zarazem jednego z sygnatariuszy Aktu Restytucji Niepodległości Litwy, Rimvydasa Valatki. Tekst w polskim tłumaczeniu został zamieszczony na stronie "Tygodnika Wileńszczyzny", z oryginałem można zapoznać się na stronie "Lietuvos rytas".
Zgodnie z zapowiedziami (a wbrew pogłoskom, które pojawiły się dziś rano) na uroczystości pogrzebowe Marii i Lecha Kaczyńskich przybyła prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė. Przez ostatnie dni Polacy mogli spotkać się z tysiącami wyrazów solidarności i współczucia ze strony władz litewskich, jak i zwykłych Litwinów. Tragedia narodowa, jaka spotkała Polskę była szeroko omawiana i komentowana w mediach na Litwie. Litewskie telewizje i stacje radiowe nadały bezpośrednie transmisje z krakowskich uroczystości żałobnych.
Jednym z głównych tematów, jakie pojawiały się natomiast w polskich mediach była kwestia potencjalnej zmiany w relacjach polsko-rosyjskich, możliwego przewartościowania rosyjskiego stosunku wobec Zbrodni Katyńskiej, część komentatorów szczerze wyrażała nadzieję na prawdziwe polsko-rosyjskie pojednanie. W obu narodach nie brakuje ludzi, którzy już dawno do tego pojednania dojrzeli i oczekują, że obejmie ono całe społeczeństwa. I choć racjonalne przesłanki tego procesu mogą wydawać się wątłe, to chyba trzeba wierzyć w przynajmniej częściową poprawę stosunków polsko-rosyjskich i w to, że uczynimy krok ku wzajemnemu zrozumieniu.
Poboczną kwestią wydaje się wobec tego potencjalna zmiana stosunków polsko-litewskich. Nie są one na szczęście obciążone takimi zaszłościami, nieporozumieniami i nieufnością jak nasze relacje z Rosją. Choć "strategiczne partnerstwo" między Polską a Litwą momentami wydaje się być wyświechtanym frazesem, to jednak odkąd nasze kraje odzyskały pełnię suwerenności zarówno władze, jak i zwykli obywatele zrobili wiele dla nawiązania i podtrzymania stosunków opartych na przyjaźni i sympatii. Zasłużył się w tym także prezydent Lech Kaczyński.
Dziś zastanawiamy się, czy smoleńska tragedia i narodowa żałoba zmienią, w zależności od tematu rozmowy, polską politykę, stosunki polsko-rosyjskie itp. Ciekawe jest jednak też, czy spontaniczne głosy współczucia, które w tysiącach pojawiały się na Litwie, posłużą wzmocnieniu naszej przyjaźni. Czy pozytywnie wpłyną na nasze narody, abyśmy - nie zapominając o przeszłości i o tym, co nas w przeszłości dzieliło - odrzucili wzajemne uprzedzenia i małostkowość?
Warto w tym miejscu poświęcić uwagę jednemu z ciekawszych głosów, jakie na ten temat ukazały się w minionym tygodniu. Polecam lekturę artykułu Krzyż Katyński - nie tylko polski, ale również nasz w dzienniku "Lietuvos rytas" autorstwa komentatora i zastępcy redaktora naczelnego tej gazety, a zarazem jednego z sygnatariuszy Aktu Restytucji Niepodległości Litwy, Rimvydasa Valatki. Tekst w polskim tłumaczeniu został zamieszczony na stronie "Tygodnika Wileńszczyzny", z oryginałem można zapoznać się na stronie "Lietuvos rytas".
wtorek, 13 kwietnia 2010
Kondolencje z Litwy
W Polsce trwa żałoba narodowa po tragicznej katastrofie w Smoleńsku. W niedzielę tłumy ludzi oddały pokłon prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu w kondukcie żałobnym. Do kraju napływają wciąż kolejne głosy wsparcia i współczucia z różnych stron świata.
Także najważniejsi przedstawiciele społeczeństwa litewskiego przesyłają kondolencje. Na stronie Ambasady Republiki Litewskiej można zapoznać się z kondolencjami wyrażonymi przez prezydent Dalię Grybauskaitė, przewodniczącą Seimasu Irenę Degutienė i wiceprzewodniczącego Seimasu Algisa Kašėtę, premiera Andriusa Kubiliusa, ministra spraw zagranicznych Audroniusa Ažubalisa oraz wybitnego poetę Tomasa Venclovę i jego żonę Tatianę.
"Rzeczpospolita" publikuje wypowiedź Valdasa Adamkusa, podkreślającego zasługi zmarłego prezydenta dla budowy przyjaźni między Polską a Litwą. Adamkus wspomina wielokrotne spotkania obu par prezydenckich. Przypomina również o tym, że wspólnie z Lechem Kaczyńskim uczestniczył w wiecu poparcia dla Gruzji w Tbilisi w czasie konfliktu zbrojnego w sierpniu 2008 r. Według Adamkusa Kaczyński był "wybitnym politykiem" oraz "niezwykle ciepłym i serdecznym człowiekiem".
Zarówno Adamkus, jak i Andrius Kubilius nie zapominają w zadumie o trudnych tematach, zwłaszcza nierozwiązanych problemach mniejszości narodowych. Kubilius przypomina o czwartkowym głosowaniu w Seimasie, w którym odrzucono projekt ustawy o pisowni nazwisk pozwalający na to, aby obywatele Litwy narodowości polskiej mogli zapisywać swoje nazwiska w litewskich dokumentach zgodnie z użyciem polskich znaków. Stało się akurat w dniu wizyty w Wilnie prezydenta Kaczyńskiego (była to nb. ostatnia oficjalna podróż zagraniczna prezydenta, nie licząc tragicznej wyprawy do Rosji).
Nie zapominajmy o trudnych sprawach, które domagają się rozwiązania. Gdy opadną emocje związane z tragedią w Smoleńsku trzeba będzie wrócić do codziennej pracy, do najważniejszych zadań. Miejmy nadzieję, że wsparcie udzielone Polakom przez naród litewski w ostatnich dniach stanowić będzie dobrą podstawę pod budowę jeszcze silniejszych więzów współpracy i przyjaźni. Tymczasem wypada tylko wyrazić wdzięczność i uznanie tysiącom Litwinów, którzy okazali wyrazy prawdziwej przyjaźni i życzliwości dla pogrążonych w smutku Polaków.
Ze swej strony dziękuję także moim litewskim przyjaciołom, którzy jeszcze w dniu katastrofy pośpieszyli ze słowami wsparcia.
PS. Zapewne o każdej z ofiar można byłoby ułożyć osobną opowieść. W poprzedniej notce poświęconej tragedii wspomniałem o postaciach zasłużonych dla stosunków polsko-litewskich. Tylko wstydliwym przeoczeniem mogę tłumaczyć, że zapomniałem o Marszałku Macieju Płażyńskim, który w ostatnim czasie pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", kładąc również wielkie zasługi na rzecz Polaków na Litwie.
Także najważniejsi przedstawiciele społeczeństwa litewskiego przesyłają kondolencje. Na stronie Ambasady Republiki Litewskiej można zapoznać się z kondolencjami wyrażonymi przez prezydent Dalię Grybauskaitė, przewodniczącą Seimasu Irenę Degutienė i wiceprzewodniczącego Seimasu Algisa Kašėtę, premiera Andriusa Kubiliusa, ministra spraw zagranicznych Audroniusa Ažubalisa oraz wybitnego poetę Tomasa Venclovę i jego żonę Tatianę.
"Rzeczpospolita" publikuje wypowiedź Valdasa Adamkusa, podkreślającego zasługi zmarłego prezydenta dla budowy przyjaźni między Polską a Litwą. Adamkus wspomina wielokrotne spotkania obu par prezydenckich. Przypomina również o tym, że wspólnie z Lechem Kaczyńskim uczestniczył w wiecu poparcia dla Gruzji w Tbilisi w czasie konfliktu zbrojnego w sierpniu 2008 r. Według Adamkusa Kaczyński był "wybitnym politykiem" oraz "niezwykle ciepłym i serdecznym człowiekiem".
Zarówno Adamkus, jak i Andrius Kubilius nie zapominają w zadumie o trudnych tematach, zwłaszcza nierozwiązanych problemach mniejszości narodowych. Kubilius przypomina o czwartkowym głosowaniu w Seimasie, w którym odrzucono projekt ustawy o pisowni nazwisk pozwalający na to, aby obywatele Litwy narodowości polskiej mogli zapisywać swoje nazwiska w litewskich dokumentach zgodnie z użyciem polskich znaków. Stało się akurat w dniu wizyty w Wilnie prezydenta Kaczyńskiego (była to nb. ostatnia oficjalna podróż zagraniczna prezydenta, nie licząc tragicznej wyprawy do Rosji).
Nie zapominajmy o trudnych sprawach, które domagają się rozwiązania. Gdy opadną emocje związane z tragedią w Smoleńsku trzeba będzie wrócić do codziennej pracy, do najważniejszych zadań. Miejmy nadzieję, że wsparcie udzielone Polakom przez naród litewski w ostatnich dniach stanowić będzie dobrą podstawę pod budowę jeszcze silniejszych więzów współpracy i przyjaźni. Tymczasem wypada tylko wyrazić wdzięczność i uznanie tysiącom Litwinów, którzy okazali wyrazy prawdziwej przyjaźni i życzliwości dla pogrążonych w smutku Polaków.
Ze swej strony dziękuję także moim litewskim przyjaciołom, którzy jeszcze w dniu katastrofy pośpieszyli ze słowami wsparcia.
PS. Zapewne o każdej z ofiar można byłoby ułożyć osobną opowieść. W poprzedniej notce poświęconej tragedii wspomniałem o postaciach zasłużonych dla stosunków polsko-litewskich. Tylko wstydliwym przeoczeniem mogę tłumaczyć, że zapomniałem o Marszałku Macieju Płażyńskim, który w ostatnim czasie pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", kładąc również wielkie zasługi na rzecz Polaków na Litwie.
sobota, 10 kwietnia 2010
Ostatnie pożegnanie
Planowałem zamieszczenie na blogu notki poświęconej tematyce pisowni polskich nazwisk w litewskich dokumentach. Z oczywistych względów dzisiaj rano temat ten zszedł na drugi plan.
Od tego poranka wszyscy w Polsce przeżywamy tragedię do jakiej doszło pod Smoleńskiem. W katastrofie samolotu rządowego zginęła polska delegacja, która udawała się na uroczystości 70-tej rocznicy zbrodni katyńskiej. Wśród ofiar jest prezydent RP Lech Kaczyński wraz z małżonką, najwyżsi urzędnicy państwowi, posłowie, senatorowie, dowódcy Wojska Polskiego, dostojnicy kościelni różnych wyznań, działacze społeczni, członkowie Rodzin Katyńskich. Skala tragedii jest porażająca.
Z całego świata do Polski płyną wyrazy współczucia i wsparcia. Także z Litwy. W imieniu narodu litewskiego kondolencje złożyła Polakom prezydent Dalia Grybauskaitė. W wileńskiej katedrze odbyła się Msza Święta w intencji ofiar katastrofy. Wzięli w niej udział m. in. prezydent Grybauskaitė, przewodnicząca Seimasu Irena Degutienė, premier Andrius Kubilius oraz były prezydent Litwy Valdas Adamkus. W niedzielę na Litwie ma być ogłoszona żałoba narodowa. Współczucie wyrażają także zwykli ludzie. Kwiaty i znicze pojawiły się pod Kaplicą Ostrobramską oraz Ambasadą RP. Na portalu społecznościowym Facebook powstała strona "UŽUOJAUTA LENKIJAI" (lit. Współczucie dla Polski), do której przed godz. 21:00 dołączyło ponad 10 tys. użytkowników.
Śmierć każdej z ofiar boli. Łączymy się w bólu z ich rodzinami. Na pokładzie rządowego samolotu znalazło się wiele osób zasłużonych dla współpracy polsko-litewskiej, w tym wiceprzewodniczący Delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Polski i Litwy, senator Stanisław Zając oraz poseł Arkadiusz Rybicki, zasiadający w polsko-litewskiej grupie międzyparlamentarnej. Szczególne zasługi dla stosunków polsko-litewskich położył jednak prezydent Lech Kaczyński, który w komentarzach słusznie nazywany był dzisiaj "przyjacielem Litwy". Prezydentura Lecha Kaczyńskiego pokazała, że szczególną wagę przywiązywał on do relacji z Litwą. Prezydent odbył szereg wizyt na Litwie oraz gościł w Warszawie przywódców państwa litewskiego. Uczestniczył m. in. w marcowych obchodach 20-lecia odzyskania przez Litwę niepodległości. Był również szczerze zainteresowany losem polskiej społeczności na Litwie.
Wraz ze śmiercią prezydenta Kaczyńskiego nasze kraje straciły wielkiego orędownika przyjaźni polsko-litewskiej, wielkiego przyjaciela Litwy i szczerego polskiego patriotę.
Dzisiaj wieczorem chciałbym do śp. Lecha Kaczyńskiego skierować słowa, które nad ciałem Hamleta wygłasza jego przyjaciel Horacy:
Pękło cne serce. Dobranoc, mój książę;
Niechaj ci do snu nucą chóry niebian!
Od tego poranka wszyscy w Polsce przeżywamy tragedię do jakiej doszło pod Smoleńskiem. W katastrofie samolotu rządowego zginęła polska delegacja, która udawała się na uroczystości 70-tej rocznicy zbrodni katyńskiej. Wśród ofiar jest prezydent RP Lech Kaczyński wraz z małżonką, najwyżsi urzędnicy państwowi, posłowie, senatorowie, dowódcy Wojska Polskiego, dostojnicy kościelni różnych wyznań, działacze społeczni, członkowie Rodzin Katyńskich. Skala tragedii jest porażająca.
Z całego świata do Polski płyną wyrazy współczucia i wsparcia. Także z Litwy. W imieniu narodu litewskiego kondolencje złożyła Polakom prezydent Dalia Grybauskaitė. W wileńskiej katedrze odbyła się Msza Święta w intencji ofiar katastrofy. Wzięli w niej udział m. in. prezydent Grybauskaitė, przewodnicząca Seimasu Irena Degutienė, premier Andrius Kubilius oraz były prezydent Litwy Valdas Adamkus. W niedzielę na Litwie ma być ogłoszona żałoba narodowa. Współczucie wyrażają także zwykli ludzie. Kwiaty i znicze pojawiły się pod Kaplicą Ostrobramską oraz Ambasadą RP. Na portalu społecznościowym Facebook powstała strona "UŽUOJAUTA LENKIJAI" (lit. Współczucie dla Polski), do której przed godz. 21:00 dołączyło ponad 10 tys. użytkowników.
Śmierć każdej z ofiar boli. Łączymy się w bólu z ich rodzinami. Na pokładzie rządowego samolotu znalazło się wiele osób zasłużonych dla współpracy polsko-litewskiej, w tym wiceprzewodniczący Delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Polski i Litwy, senator Stanisław Zając oraz poseł Arkadiusz Rybicki, zasiadający w polsko-litewskiej grupie międzyparlamentarnej. Szczególne zasługi dla stosunków polsko-litewskich położył jednak prezydent Lech Kaczyński, który w komentarzach słusznie nazywany był dzisiaj "przyjacielem Litwy". Prezydentura Lecha Kaczyńskiego pokazała, że szczególną wagę przywiązywał on do relacji z Litwą. Prezydent odbył szereg wizyt na Litwie oraz gościł w Warszawie przywódców państwa litewskiego. Uczestniczył m. in. w marcowych obchodach 20-lecia odzyskania przez Litwę niepodległości. Był również szczerze zainteresowany losem polskiej społeczności na Litwie.
Wraz ze śmiercią prezydenta Kaczyńskiego nasze kraje straciły wielkiego orędownika przyjaźni polsko-litewskiej, wielkiego przyjaciela Litwy i szczerego polskiego patriotę.
Dzisiaj wieczorem chciałbym do śp. Lecha Kaczyńskiego skierować słowa, które nad ciałem Hamleta wygłasza jego przyjaciel Horacy:
Pękło cne serce. Dobranoc, mój książę;
Niechaj ci do snu nucą chóry niebian!
środa, 31 marca 2010
Litewski Departament Bezpieczeństwa na tropie internautów
Jak informuje strona internetowa "Kuriera Wileńskiego", Departament Bezpieczeństwa Państwa (VSD) wystąpił do redakcji KW z oficjalną prośbą o udostępnienie adresów IP wybranych internautów, zamieszczających komentarze pod artykułami zamieszczonymi na stronie KW.
Chodzi o dwa wskazane przez VSD teksty: Prokuratorzy analizuję skargę przeciw Songaile oraz Wileńska "Syrokomlówka" broni swego statusu szkoły średniej. Pierwszy artykuł poświęcony jest zapytaniu samorządu rejonu wileńskiego do Prokuratury Generalnej Litwy, czy wypowiedź posła Gintarasa Songaily o reorganizacji szkolnictwa w rejonie wileńskim miała znamiona podżegania do waśni narodowościowych. Drugi artykuł dotyczy zaś losu wileńskiej Szkoły Średniej im. Władysława Syrokomli.
Redakcja KW już zapowiedziała, że nie uczyni zadość prośbie VSD. Działanie Departamentu budzi delikatnie mówiąc zdziwienie. W podanych komentarzach trudno doszukać się sprzeczności z prawem, ani zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa litewskiego. Wypowiedzi zamieszczane na forum internetowym "Kuriera Wileńskiego", jak chyba na większości tego typu stron, mogą nieraz bulwersować, irytować czy oburzać. Ale nawet jeśli są to wypowiedzi kontrowersyjne to jednak stanowią formę realizacji oczywistego prawa do wyrażania swoich poglądów.
Póki co, redakcja gazety nie doczekała się uzasadnienia podjętego zapytania. Prośba Departamentu musi martwić, tym bardziej, że wpisuje się w szerszy kontekst - w ostatnim czasie litewskie instytucje państwowe zadziwiająco często podejmowały czynności wymierzone przeciwko osobom i organizacjom związanym z polską społecznością na Litwie. Nie wypada podejrzewać władz litewskich, że jest to jakaś zinstytucjonalizowana działalność przeciwko litewskim Polakom, ale taka intensyfikacja działań rodzi wątpliwości co do ich intencji. Przede wszystkim jednak może budzić i utrwalać poczucie krzywdy wśród Polaków na Litwie. A to może przynieść o wiele bardziej szkodliwe dla Litwy skutki niż najbardziej nawet bulwersujące komentarze internautów.
Chodzi o dwa wskazane przez VSD teksty: Prokuratorzy analizuję skargę przeciw Songaile oraz Wileńska "Syrokomlówka" broni swego statusu szkoły średniej. Pierwszy artykuł poświęcony jest zapytaniu samorządu rejonu wileńskiego do Prokuratury Generalnej Litwy, czy wypowiedź posła Gintarasa Songaily o reorganizacji szkolnictwa w rejonie wileńskim miała znamiona podżegania do waśni narodowościowych. Drugi artykuł dotyczy zaś losu wileńskiej Szkoły Średniej im. Władysława Syrokomli.
Redakcja KW już zapowiedziała, że nie uczyni zadość prośbie VSD. Działanie Departamentu budzi delikatnie mówiąc zdziwienie. W podanych komentarzach trudno doszukać się sprzeczności z prawem, ani zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa litewskiego. Wypowiedzi zamieszczane na forum internetowym "Kuriera Wileńskiego", jak chyba na większości tego typu stron, mogą nieraz bulwersować, irytować czy oburzać. Ale nawet jeśli są to wypowiedzi kontrowersyjne to jednak stanowią formę realizacji oczywistego prawa do wyrażania swoich poglądów.
Póki co, redakcja gazety nie doczekała się uzasadnienia podjętego zapytania. Prośba Departamentu musi martwić, tym bardziej, że wpisuje się w szerszy kontekst - w ostatnim czasie litewskie instytucje państwowe zadziwiająco często podejmowały czynności wymierzone przeciwko osobom i organizacjom związanym z polską społecznością na Litwie. Nie wypada podejrzewać władz litewskich, że jest to jakaś zinstytucjonalizowana działalność przeciwko litewskim Polakom, ale taka intensyfikacja działań rodzi wątpliwości co do ich intencji. Przede wszystkim jednak może budzić i utrwalać poczucie krzywdy wśród Polaków na Litwie. A to może przynieść o wiele bardziej szkodliwe dla Litwy skutki niż najbardziej nawet bulwersujące komentarze internautów.
niedziela, 21 marca 2010
20 lat niepodległości Litwy
11 marca tego roku minęło 20 lat od dnia, w którym Rada Najwyższa Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej uchwaliła Akt o Odbudowie Niepodległego Państwa Litewskiego (lit. Aktas dėl Lietuvos nepriklausomos valstybės atstatymo). Na pamiątkę tego wydarzenia ustanowiono święto państwowe, Dzień Odzyskania Niepodległości (lit. Nepriklausomybės atkūrimo diena) - w tym roku obchodzony był szczególnie uroczyście.
Z okazji rocznicy odzyskania niepodległości przez Litwę do Wilna przybyli prezydenci: Estonii - Toomas Hendrik Ilves, Łotwy - Valdis Zatlers, Finlandii - Tarja Halonen, Słowenii - Danilo Türk oraz Polski - Lech Kaczyński, a także wielu innych zagranicznych gości, wśród nich ministrowie i przewodniczący parlamentów. Tego dnia odbyło się uroczyste posiedzenie Sejmu, w którym uczestniczyła obecna prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė oraz jej poprzednicy Valdas Adamkus i Algirdas Brazauskas. Szczególnym gościem był Vytautas Landsbergis, który 20 lat wcześniej pełnił funkcję przewodniczącego Rady Najwyższej. Przemówienia wygłosili m. in. Grybauskaitė, Landsbergis, arcybiskup wileński kardynał Audrys Juozas Bačkis, prezydenci Kaczyński, Halonen i Türk, były prezydent Estonii Arnold Rüütel oraz Ásta Jóhannesdóttir, przewodnicząca parlamentu Islandii (kraju, który jako pierwszy uznał niepodległość Litwy).
Swoimi refleksjami podzielili się ze zgromadzonymi także znany rosyjski dysydent, obrońca praw człowieka Siergiej Kowaliow, a na zakończenie - studentka Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Wileńskiego - Evelina Veličkaitė, rówieśniczka niepodległej Litwy, urodzona dokładnie 11 marca 1990 r. Do Wilna napłynęły listy gratulacyjne od głów państw i osób sprawujących kierownicze funkcje w Unii Europejskiej, w tym od przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, Jerzego Buzka. Oprócz oficjalnych uroczystości państwowych z udziałem gości zagranicznych, odbyło się wiele wydarzeń towarzyszących, także poza granicami Litwy, m. in. w litewskich placówkach dyplomatycznych. W Warszawie, na Zamku Królewskim odbył się koncert, który stanowił jednocześnie zamknięcie rozpoczętego w maju ubiegłego roku cyklu wykładów o historii Litwy i stosunków polsko-litewskich, w których wzięli udział wybitni przedstawiciele nauki i kultury z obu krajów. Dwudziestolecie niepodległości świętowała również litewska społeczność mieszkająca na Suwalszczyźnie.
Trudno przejść obojętnie obok tej rocznicy. Było to wydarzenie niezwykle ważne nie tylko dla samej Litwy, ale miało również przełomowe znaczenie dla całego regionu. Otworzyło drogę do uniezależnienia się od władz radzieckich i pełnej restytucji litewskiej państwowości, było również początkiem drogi Litwy do rodziny europejskich krajów demokratycznych. W szerszym kontekście było to jedno z kluczowych wydarzeń, które zachwiały państwem radzieckim i które w efekcie doprowadziły do jego upadku, co nastąpiło w grudniu 1991 r. Litewski parlament był pierwszym spośród Rad Najwyższych republik radzieckich, które zdobyły się na ogłoszenie niepodległości. W kolejnych miesiącach podobne uchwały zostały podjęte przez szereg kolejnych parlamentów republikańskich. Reakcja radzieckiego przywódcy, Michaiła Gorbaczowa (w międzyczasie wybranego na stanowisko prezydenta ZSRR), chwalonego na świecie za rozpoczęcie procesu "pierestrojki", burzyła jego wizerunek jako zwolennika demokratyzacji (pisał o tym na bieżąco korespondent "The Economist"). Rozpoczęto blokadę gospodarczą Litwy, wstrzymano dostawy surowców energetycznych. W odpowiedzi na demonstrację siły radzieckiej armii i służb specjalnych Litwini zaczęli organizować ochotnicze oddziały samoobrony. Parlament litewski uchwalił prawo zwalniające obywateli litewskich z obowiązku służby w armii radzieckiej.
W swoim przemówieniu w litewskim Sejmie prezydent Lech Kaczyński stwierdził, że akt restauracji niepodległości był to nie tylko akt odwagi, ale akt odwagi zwycięski. W wielu innych komentarzach pojawiały się głosy, że Litwinom udało się nie tylko na nowo zdobyć niepodległość, ale także ją obronić. I to w sensie dosłownym. W ciągu niespełna roku stanęli przed koniecznością obrony swojego państwa przed zbrojną agresją. Radzieckie oddziały nie ograniczyły się tylko do demonstracji siły - 13 stycznia 1991 r. w Wilnie doszło do masakry cywilnych mieszkańców zgromadzonych wokół wieży telewizyjnej, od kul radzieckich żołnierzy i pod gąsienicami czołgów zginęło 13 w większości młodych osób (kolejna ofiara zmarła w lutym). Gorbaczow odrzucił oskarżenia o kierowanie akcją zbrojną, twierdząc że nie był informowany o jej przebiegu. Ostatnim aktem radzieckiej agresji był atak OMON-u na litewski posterunek graniczny w Miednikach, do którego doszło 31 lipca 1991 r. Zginęło wówczas 7 litewskich funkcjonariuszy.
Litwini nie ulegli nawet tak brutalnym demonstracjom siły. 9 lutego 1991 r. prawie 85 % mieszkańców Litwy wzięło udział w referendum, w którym ponad 90 % opowiedziało się za niepodległością kraju. Odrodzenie suwerennego państwa stało się faktem w sierpniu 1991 r., po upadku moskiewskiego puczu, który był próbą ratowania ZSRR przez zachowawczą część radzieckiego aparatu partyjno-państwowego. Społeczność międzynarodowa uznała niepodległość Litwy, która we wrześniu została przyjęta w poczet członków Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Z okazji rocznicy odzyskania niepodległości przez Litwę do Wilna przybyli prezydenci: Estonii - Toomas Hendrik Ilves, Łotwy - Valdis Zatlers, Finlandii - Tarja Halonen, Słowenii - Danilo Türk oraz Polski - Lech Kaczyński, a także wielu innych zagranicznych gości, wśród nich ministrowie i przewodniczący parlamentów. Tego dnia odbyło się uroczyste posiedzenie Sejmu, w którym uczestniczyła obecna prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė oraz jej poprzednicy Valdas Adamkus i Algirdas Brazauskas. Szczególnym gościem był Vytautas Landsbergis, który 20 lat wcześniej pełnił funkcję przewodniczącego Rady Najwyższej. Przemówienia wygłosili m. in. Grybauskaitė, Landsbergis, arcybiskup wileński kardynał Audrys Juozas Bačkis, prezydenci Kaczyński, Halonen i Türk, były prezydent Estonii Arnold Rüütel oraz Ásta Jóhannesdóttir, przewodnicząca parlamentu Islandii (kraju, który jako pierwszy uznał niepodległość Litwy).
Swoimi refleksjami podzielili się ze zgromadzonymi także znany rosyjski dysydent, obrońca praw człowieka Siergiej Kowaliow, a na zakończenie - studentka Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Wileńskiego - Evelina Veličkaitė, rówieśniczka niepodległej Litwy, urodzona dokładnie 11 marca 1990 r. Do Wilna napłynęły listy gratulacyjne od głów państw i osób sprawujących kierownicze funkcje w Unii Europejskiej, w tym od przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, Jerzego Buzka. Oprócz oficjalnych uroczystości państwowych z udziałem gości zagranicznych, odbyło się wiele wydarzeń towarzyszących, także poza granicami Litwy, m. in. w litewskich placówkach dyplomatycznych. W Warszawie, na Zamku Królewskim odbył się koncert, który stanowił jednocześnie zamknięcie rozpoczętego w maju ubiegłego roku cyklu wykładów o historii Litwy i stosunków polsko-litewskich, w których wzięli udział wybitni przedstawiciele nauki i kultury z obu krajów. Dwudziestolecie niepodległości świętowała również litewska społeczność mieszkająca na Suwalszczyźnie.
Trudno przejść obojętnie obok tej rocznicy. Było to wydarzenie niezwykle ważne nie tylko dla samej Litwy, ale miało również przełomowe znaczenie dla całego regionu. Otworzyło drogę do uniezależnienia się od władz radzieckich i pełnej restytucji litewskiej państwowości, było również początkiem drogi Litwy do rodziny europejskich krajów demokratycznych. W szerszym kontekście było to jedno z kluczowych wydarzeń, które zachwiały państwem radzieckim i które w efekcie doprowadziły do jego upadku, co nastąpiło w grudniu 1991 r. Litewski parlament był pierwszym spośród Rad Najwyższych republik radzieckich, które zdobyły się na ogłoszenie niepodległości. W kolejnych miesiącach podobne uchwały zostały podjęte przez szereg kolejnych parlamentów republikańskich. Reakcja radzieckiego przywódcy, Michaiła Gorbaczowa (w międzyczasie wybranego na stanowisko prezydenta ZSRR), chwalonego na świecie za rozpoczęcie procesu "pierestrojki", burzyła jego wizerunek jako zwolennika demokratyzacji (pisał o tym na bieżąco korespondent "The Economist"). Rozpoczęto blokadę gospodarczą Litwy, wstrzymano dostawy surowców energetycznych. W odpowiedzi na demonstrację siły radzieckiej armii i służb specjalnych Litwini zaczęli organizować ochotnicze oddziały samoobrony. Parlament litewski uchwalił prawo zwalniające obywateli litewskich z obowiązku służby w armii radzieckiej.
W swoim przemówieniu w litewskim Sejmie prezydent Lech Kaczyński stwierdził, że akt restauracji niepodległości był to nie tylko akt odwagi, ale akt odwagi zwycięski. W wielu innych komentarzach pojawiały się głosy, że Litwinom udało się nie tylko na nowo zdobyć niepodległość, ale także ją obronić. I to w sensie dosłownym. W ciągu niespełna roku stanęli przed koniecznością obrony swojego państwa przed zbrojną agresją. Radzieckie oddziały nie ograniczyły się tylko do demonstracji siły - 13 stycznia 1991 r. w Wilnie doszło do masakry cywilnych mieszkańców zgromadzonych wokół wieży telewizyjnej, od kul radzieckich żołnierzy i pod gąsienicami czołgów zginęło 13 w większości młodych osób (kolejna ofiara zmarła w lutym). Gorbaczow odrzucił oskarżenia o kierowanie akcją zbrojną, twierdząc że nie był informowany o jej przebiegu. Ostatnim aktem radzieckiej agresji był atak OMON-u na litewski posterunek graniczny w Miednikach, do którego doszło 31 lipca 1991 r. Zginęło wówczas 7 litewskich funkcjonariuszy.
Litwini nie ulegli nawet tak brutalnym demonstracjom siły. 9 lutego 1991 r. prawie 85 % mieszkańców Litwy wzięło udział w referendum, w którym ponad 90 % opowiedziało się za niepodległością kraju. Odrodzenie suwerennego państwa stało się faktem w sierpniu 1991 r., po upadku moskiewskiego puczu, który był próbą ratowania ZSRR przez zachowawczą część radzieckiego aparatu partyjno-państwowego. Społeczność międzynarodowa uznała niepodległość Litwy, która we wrześniu została przyjęta w poczet członków Organizacji Narodów Zjednoczonych.
sobota, 20 marca 2010
Jak łotewski minister został kobietą
Minister spraw zagranicznych Łotwy Māris Riekstiņš zmienił nie tylko płeć, ale i narodowość. Do zamiany doszło jednak nie w rzeczywistości, ale w przestrzeni internetu. Najpierw katolicka agencja informacyjna CNA zmieniła narodowość ministra z łotewskiej na litewską oraz płeć w wiadomości nt. Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (cyt. The Lithuanian Minister of the Exterior, Maris Riekstins (...) something she said). Błąd w tłumaczeniu sprawił, że na portalu Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Piotra Skargi Riekstiņš pojawił się już nie tylko jako Litwinka, ale także jako szefowa resortu spraw wewnętrznych. Pomyłka powtórzona została również na stronie fronda.pl
Niby drobiazg. Pokazuje jednak, że o Litwie (i o Łotwie) wciąż mniej wiemy niż o Chinach.
Niby drobiazg. Pokazuje jednak, że o Litwie (i o Łotwie) wciąż mniej wiemy niż o Chinach.
sobota, 20 lutego 2010
Powitanie
Idea założenia tego bloga narodziła się już w ubiegłym roku. Ze względu na poważniejsze obowiązki zabrakło jednak czasu na jej wcześniejszą realizację. Wraz z początkiem nowego roku postanowiłem powrócić do tego pomysłu.
Niniejszy blog jest pokłosiem mojego kilkuletniego zainteresowania Litwą, jej kulturą, społeczeństwem i polityką. Wpisuje się ono w moje ogólne zainteresowania, w których istotne miejsce zajmuje problematyka społeczno-polityczna państw powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego.
Nie mam osobistych, rodzinnych związków z Litwą, co być może pozwala mi spoglądać na ten kraj z odpowiednim dystansem, ale jednocześnie wydaje on mi się bliski, a w ostatnich latach szczególnie staram się go sobie przybliżyć.
Mam zamiar na tym blogu zamieszczać własne teksty poświęcone Litwie, informacje o ciekawych inicjatywach związanych z Litwą oraz odnośniki do interesujących miejsc w sieci poświęconych tematyce litewskiej.
Niniejszy blog jest pokłosiem mojego kilkuletniego zainteresowania Litwą, jej kulturą, społeczeństwem i polityką. Wpisuje się ono w moje ogólne zainteresowania, w których istotne miejsce zajmuje problematyka społeczno-polityczna państw powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego.
Nie mam osobistych, rodzinnych związków z Litwą, co być może pozwala mi spoglądać na ten kraj z odpowiednim dystansem, ale jednocześnie wydaje on mi się bliski, a w ostatnich latach szczególnie staram się go sobie przybliżyć.
Mam zamiar na tym blogu zamieszczać własne teksty poświęcone Litwie, informacje o ciekawych inicjatywach związanych z Litwą oraz odnośniki do interesujących miejsc w sieci poświęconych tematyce litewskiej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)